Pov Andy
Po przebudzeniu zobaczyłem twarz mojego ukochanego. Umówiliśmy się, że od razu po obudzeniu jeden z nas znika i widzimy się dopiero w kościele. Tak też się stało. Rye pocałował mnie w nos po czym wyszedł. Godziny strasznie mi się dłużyły. Zacząłem się szykować dużo wcześniej bowiem przewidziałem, że pojawi się niejeden problem, na przykład z włosami. Po piętnastu minutach przy pomocy Brooklyna, Jacka i Mikeya udało mi się okiełznać moje blond kłaki. Chłopcy w garniturach wyglądali cudownie.
W końcu przyszedł czas aby jechać do kościoła. Zajęło to jakieś dziesięć minut. Po dotarciu przywitali mnie goście, którzy przyjechali za wcześnie. Po chwili zjawił się też Ryan. Cóż tu długo mówić - wyglądał jak Bóg. Wszyscy już weszli do środka zostałem sam z mamą Brooka.
Wybiła trzynasta. Pora na mnie. Wolnym krokiem ruszyliśmy w stronę ołtarza i po chwili stałem przed mężczyzną mojego życia.
Każde słowo księdza analizowałem sobie w głowie. W końcu przyszedł czas na przysięgę. Miałem wrażenie, że w pewnym momencie się zatnę i nie powiem już nic. Na szczęście udało się bez żadnego przypału.
Po założeniu obrączek dostaliśmy zgodę na pocałunek. Całowaliśmy się nie zwracając uwagi na resztę świata.
Po dość krótkim czasie byliśmy już na zewnątrz. Ludzie zaczęli się do nas zchodzić. Zaprosiłem Harvy'ego i resztę starej paczki Ryana. Myślałem, że oleją sprawę ale jednak się pojawili. Kilkanaście minut później byliśmy już w drodzę do miejsca wesela.Pov Mikey
Zabawa trwa w najlepsze. Na ich uroczystości nie ma ani kropli alkoholu. Niektórym pewnie by to nie pasowało jednak doszli oni do wniosku, że tak będzie najlepiej. Chłopcy właśnie tańczą przytuleni do siebie. Wyglądają razem cudownie. Ich ślub i wesele to najpiękniejsze uroczystości na jakich kiedykolwiek byłem...
Impreza trwała do późnej nocy.
Następnego dnia wstaliśmy około jedenastej. W świetnych humorach usiedliśmy przy stole i przy kubkach gorącej herbaty rozmawialiśmy o wczorajszym dniu. Dziś Andy i Rye zajmą się rozpakowywaniem prezętów. Jest tego masa. Cały salon pełen pakunków. Jedne małe inne większe. Wszystkie cudownie zapakowane. Chłopcy będą mieli roboty...Pov Rye
Właśnie zabieramy się za rozpakowywanie prezętów. Jest ich naprawdę bardzo dużo przez co zajmie to mam conajmniej dwa dni. - Dla Andy'ego Beaumonta - powiedziałem uśmiechając się i wręczając małą paczuszkę mojemu mężowi.
Odpakował ją a w środku znalazł liścik i nieśmiertelnik z wyrytym napisem- Andrew Beaumot. Okazało się, że to od mojej mamy. W liściku znajdowały się przeprosiny. Miło...
Nie rozczulaliśmy się nad tym za bardzo bo przed nami jeszcze kilkadziesiąt wzruszających upominków. - Dlaczego wszędzie jest Beaumont? - spytał na co się zaśmiałem. - Bo od wczoraj jesteś Andy Beaumont - odpowiedziałem na co tym razem on się zaśmiał. - A ty od wczoraj jesteś Ryan Fowler - uśmiechnąłem się i pokiwałem głową. - Od teraz już na zawsze będziesz moim kochanym i najcenniejszym Andysiem Beaumontem...
Witam was kochani! ❤
Z wielkim bólem serca witam was w ostatnim rozdziale "Randy is real". Jeszcze dziś pojawi się epilog i podziękowania.
Mam nadzieję, że książka wam się podobała.
Chcielibyście dziś zobaczyć prolog nowej książki o Randy?
Do zobaczenia!
CZYTASZ
Randy is real |Zakończone|
Fanfiction(występuje też ship Jacklyn) Siedemnastoletni Andy to z pozoru zwyczajny nastolatek, który kocha muzykę. Tak jak każdy z nas ma swoje problemy. Jego największym problemem jest Rye, który od początku szkoły znęca się nad bezbronnym Andym. Co się stan...