Rozdział II

2.5K 119 4
                                    

Pięć tygodni później
Nadszedł dzień mojego wypisu. Pielęgniarka skacze nade mną jak poparzona, chyba bardziej się denerwuje niż ja. Przez cały pobyt w szpitalu Dima nie odwiedził mnie ani razu. Do sali wchodzi Jurij.
- Witaj Dario, w końcu nadszedł ten dzień prawda? Cieszysz się chyba? Zwraca się do mnie radośnie.
- Cześć! Tak, to prawda już nie mogę się doczekać, aż znów będę w swoim domu. Mówię podekscytowana.
- Pamiętaj o tym, że za cztery tygodnie twój lekarz powinien założyć ci pessar, zdjąć go dopiero można około 38 tygodnia ciąży, jednak przy ciąży bliźniaczej może być szybciej. W tej teczce masz całą dokumentację dotyczącą ciąży wraz z książeczką i aktualnymi badaniami. Po powrocie do domu przekaż wszystko swojemu lekarzowi prowadzącemu. Jurij wręcza mi teczkę do rąk.
- Dziękuję Jurij. Rzucam mu się na szyję i całuję go z wdzięczności. Jurij stoi zmieszany i lekko zawstydzony.
- Dario, to moja praca, nie musisz mi dziękować. Posyła mi skromny uśmiech. Życzę ci szybkiego rozwiązania „szybkiego" w tym sensie, że krótkiego porodu, a nie przedwczesnego. Zwraca się do mnie grożąc mi palcem. Gdyby coś się działo to jest mój numer telefonu, możesz dzwonić o każdej porze dnia i nocy. Podaje mi swoją wizytówkę. Od razu ją chowam do torby.
- Dziękuję. Mówię ucieszona, a Jurij zbiera się do wyjścia.
- Aha! Byłbym zapomniał. Dario prawdopodobnie to dwie dziewczynki. Mówi ucieszony i wychodzi. A ja siedzę na łóżku z otwartą buzią i walącym sercem. Czuję jak dwie łezki szczęścia płyną po moich policzkach. Kładę dłonie na brzuchu.
- No to moje gwiazdy, czas wracać do domu. Zwracam się do brzuszka i zaczynam zbierać swoje rzeczy. W torbie znajduję trochę pieniędzy być może wystarczy mi na pociąg do domu. Jak nie to będę musiała zwrócić się po pomoc do mojej przyjaciółki.. Na pewno dostanę od niej konkretny opierdziel za to, że się nie odzywałam.. Szukam telefonu, który wala mi się gdzieś po torbie.
- Gotowa? Słyszę za swoimi plecami znajomy głos. Paraliżuje mnie. Zaskoczona odwracam się i widzę Dimę, ubranego w czarne jeansy, białą koszulkę i czarną skórzaną kurtkę. Jego czarne oczy błyszczą. Jest taki przystojny, że aż dech zapiera na jego widok. Przełykam szybko ślinę.
- Co ty tutaj robisz?! Szepczę zaskoczona.
- Ktoś musi odwieźć cię do domu. Mówi spokojnie, a mnie zatyka z wrażenia.
- Zgoliłeś brodę. Stwierdzam.
- Ty też dobrze wyglądasz. Dogryza mi.
- Niedługo będę jak słonica wyglądała, już ledwo spodnie dopinam. Czuję jak Dima mierzy mnie swoim czarnym, palącym wzrokiem.
- Służy ci ten stan Dario. Wyglądasz kwitnąco. Patrzę oniemiała na niego, wcale nie jest zły na mnie, wręcz przeciwnie jest bardzo miły.
- Dziękuję..
- Daj mi tę torbę, nie możesz teraz dźwigać. Zbliża się do mnie i bierze w dłoń mój bagaż. Czuję jego perfumy, są takie hipnotyzujące. Nagle wszystkie moje zmysły zaczynają wariować. A szczególnie dolne i górne partie moich intymnych części ciała. Dawno nie czułam pożądania. Wszystko we mnie drga i mrowi jednocześnie. Biorę głęboki wdech i wydech dla otrzeźwienia. Zamykam na chwilę oczy i próbuję się uspokoić.
- Dario, źle się czujesz? Otwieram szybko oczy, Dima bacznie mnie obserwuje.
- Wszystko w porządku. Bąkam rozpalona. Dima nie odrywa ode mnie wzroku, a po chwili łapie mnie za dłoń. Ciarki biegają po całym moim ciele, jest taki delikatny i ciepły. Poddaje mu się cała. Wbrew pozorom czuję się przy nim bezpiecznie, ulegam mu.
- Chodź idziemy do samochodu. Idę za nim grzecznie. Obserwuję go uważnie, zmienił się od ostatniego razu. Jest bardziej umięśniony, chyba dużo ćwiczył. W końcu otwierają się przed nami drzwi na zewnątrz. Uderza we mnie fala zimna. Na drodze i chodnikach jest pełno śniegu. Biorę głęboki wdech. Napawam się świeżym powietrzem. Mam na sobie tylko cienki sweterek i jeansy.
- Dawno nie byłam na świeżym powietrzu. Stoję zadowolona i chwytam każdy łyk powietrza.
- Zaparkowałem pod samymi drzwiami. W aucie mam dla ciebie kurtkę. Zaczęła się już u nas zima.
- Tu jest pięknie. Dima mnie obserwuje, a ja rozglądam się ucieszona jakbym pierwszy raz w życiu widziała śnieg.
- Cieszę się, że ci się podoba, ale wsiadaj szybko do auta bo mi się jeszcze przeziębisz. Jestem znowu w tym samym samochodzie, czuję ten stary zapach, który mimo wszystko dobrze mi się kojarzy. Macam dłońmi tapicerkę, zamykam oczy i przypominam sobie wszystko, co do tej pory mnie spotkało.
- O czym myślisz Dario? Otwieram szybko oczy i widzę go w lusterku jak mnie lustruje. Znów to samo, przyłapuje mnie w najmniej oczekiwanym momencie.
- Skąd wiesz, że o czymś myślę? Pytam zaczepnie.
- Znam cię. Wiele razy cię obserwowałem. Połykam szybko wszystko to, co mam w buzi i chwytam powietrze.
- Przerażasz mnie.
- Dlaczego? Pyta zdziwiony.
- Boję się ciebie, wygląda na to, że wiesz o mnie więcej niż ja sama.
- Nie jestem taki zły. Śmieje się.
- Będziemy całą drogę wracać samochodem? Pytam ciekawa.
- Tak.
- Ile czasu nam to zajmie?
- 19 godzin, ale przy tych warunkach na drodze, może być dłużej. Martwisz się czymś?
- Powiedz mi jak ty to robisz?! Mówię poirytowana.
- Ale o co chodzi? Zwraca się do mnie zdziwiony.
- Czytasz mi w myślach, masz jakieś nadludzkie moce, o których nie wiem? Dima śmieje się w głos, a mi wcale do śmiechu nie jest, siedzę wręcz wkurzona.
- Lubię jak się denerwujesz Daszo, nawet nie wiesz jak mi tego brakowało. Zadowolony uśmiecha się od ucha do ucha, a ze mnie jakby trochę schodzi powietrze. Odwracam się do szyby i podziwiam zimowe widoki.
- Jak się czujesz Daszo, masz jakieś mdłości? Zerkam zaskoczona w lusterko.
- Nie, dobrze wszystko znoszę, tylko ten jeden raz, wtedy.. Szepczę cichutko.
- Masz jakiegoś dobrego lekarza w Polsce?
- Tak. Kiwa głową i skupia się na drodze. Dłuższy czas jedziemy milcząc i nie odzywając się do siebie. Aż w końcu mój brzuch daje znać o sobie i pęcherz też.
- Dima, jestem głodna i muszę skorzystać z toalety.
- Dobrze, zaraz się gdzieś zatrzymam. Po chwili zjeżdżamy na parking jakiegoś zajazdu przy autostradzie. Dima parkuje samochód, a ja chwytam kurtkę, która leży obok mnie i ubieram się ciepło. Dmitrij otwiera mi drzwi i pomaga mi wyjść.
- Uważaj bo jest ślisko, trzymaj się mnie mocno.
- Dobrze. Po chwili jesteśmy już w pomieszczeniu. Jest tutaj bardzo duszno, w powietrzu unosi się milion zapachów różnego rodzaju jedzenia. Brakuje mi tchu, robi mi się niedobrze.
- Dima, potrzebuję świeżego powietrza inaczej zwymiotuję. Patrzę na niego blada jak ściana. Chwilę rozmawia z kimś, po czym zabiera mnie schodami na pierwsze piętro i prowadzi na balkon.
- Zaczekaj tu chwilę.
- Dobrze. Wdycham pomału świeże powietrze, próbując uspokoić swój organizm. Nagle Dima wbija się na balkon ze stolikiem i dwoma krzesłami. Stoję oniemiała.
- Będziemy tu jeść?! Pytam zszokowana.
- A czemu nie? Mówi zadowolony. Nie dość, że na świeżym powietrzu, to do tego mamy piękny widok - na parking. Wskazuje dłonią poustawiane samochody na parkingu po czym śmieje się w głos, a ja wraz z nim.
- Muszę do toalety.
- Jest na parterze, po lewej stronie, tuż obok kominka. Idź, a ja coś zamówię, w tym czasie.
- Ok. Schodzę ostrożnie po schodach, nadal czuję te dziwne zapachy. Wchodzę do toalety, nikogo nie ma. Siadam szybciutko i od razu czuję ulgę. Myję ręce, patrzę na swoje odbicie w lustrze, nie jest tak źle, brakuje tylko makijażu. Jedynie włosy potrzebowałyby odświeżenia koloru i podcięcia. Umówię się do fryzjera zaraz po powrocie do domu. Wracam na górę, patrzę z dala na Dimę, siedzi przy stole i rozmawia z kimś przez telefon. Jest poważny, obserwuję go, jego zachowanie. Stanowczy wzrok. Jest bardzo skupiony, patrzy w jeden punkt. Podziwiam go, jego skórę, lekko widoczny tatuaż na szyi. Co będę ukrywała, jest naprawdę przystojnym facetem, gdyby nie Aleksander, nie wiem jakby się skończyła moja znajomość z Dimą. Gdyby nie ciąża, rzuciłabym się na niego bez wahania. W tym momencie odwraca głowę w moją stronę jakby wiedział, że tu jestem i pali mnie swoimi czarnymi oczami. Przyłapana na gorącym uczynku rozglądam się szybko na prawo i lewo, czuję jak moje policzki płoną. Teraz nie ma już odwrotu, idę pomału w jego stronę. Siadam przy stole i nerwowo się uśmiecham próbując ukryć swoje zażenowanie. W tym momencie Dima odkłada telefon na stół.
- Za chwilę kelner przyniesie jedzenie.
- Świetnie. Stwierdzam nerwowo skubiąc skórki od paznokci. Siedzimy w ciszy, nikt się nie odzywa, ja nadal skupiona jestem na skubaniu skórek, a na Dimę nawet nie patrzę. Ciężko mi się oddycha. Na szczęście w tej chwili wchodzi kelner z jedzeniem, rozmawia z Dimą po rosyjsku i odchodzi. Na stole paruje gorące pielmieni.
- Rany! Jak dawno ich nie jadłam! Patrzę zadowolona na Dimę, po czym chwytam sztućce i zabieram się za jedzenie. Delektuje się, co chwilę wzdycham z zachwytu nad tą pyszną potrawą. Dima zadowolony je swoją porcję nie odrywając wzroku ode mnie.
- Cieszę się, że apetyt cię nie opuścił. Mówi uradowany. A ja z buzią pełną jedzenia uśmiecham się do niego radośnie.
- Nawet nie wiesz jak mi tego brakowało. Mówię nasycona. Dima opiera się o krzesło i wbija we mnie te swoje czarne ślepia.
- Nie patrz tak na mnie. Nerwowo wiercę się na krześle.
- Dlaczego? Pyta zdziwiony.
- Bo mnie to peszy. Czuję się jakbym była naga, a wcale tak nie jest.
- Lubię cię obserwować.
- Masz rozbrajający wzrok. Mówię poważnie, a Dima zanosi się śmiechem.
- Daszo, brakowało mi twojego poczucia humoru. Robi mi się zimno, zaczynam się trząść na tym balkonie, sama już nie wiem czy z zimna, czy z nerwów?
- Jesteś nasycona Daszo? Pyta poważnie.
- Tak bardzo, dziękuję za pyszny posiłek.
- Zatem ruszamy dalej w drogę, mamy przed sobą mnóstwo kilometrów do pokonania. Jeszcze raz przed wyjazdem biegnę szybko do toalety. Wychodzimy na zewnątrz Dima trzyma mnie za rękę i pomaga mi iść po oblodzonym parkingu. Jak on cudownie pachnie, dobrze mi się kojarzy ten zapach, jest taki męski, taki jego.
- No to ruszamy w drogę, nie zapomnij zapiąć pasów Daszo. Dmitrij obserwuje mnie uważnie w lusterku.
- Nie jestem małym dzieckiem, wiem. Syczę.
- Czyżbyś za mało zjadła? Pyta ironicznie, a ja wystawiam mu język. Po chwili powagi oboje wybuchamy śmiechem.
- Dlaczego mi pomagasz? Zaskakuję go tym pytaniem, widzę to po jego reakcji, jest cały spięty. Nerwowo przeczesuje swoje włosy, chrząka.
- Przeze mnie się tu znalazłaś więc muszę teraz to naprawić. Mówi ledwie słyszalnie.
- To nie twoja wina, ściągnął mnie tutaj Aleksander, nie ty.. Widzę jak jego dłonie zaciskają się na kierownicy, jak w mgnieniu oka sinieją z braku tlenu. Ma przyspieszony oddech, jest wkurzony. Odruchowo czuję jak dodaje gazu i skręca dynamicznie kierownicą.
- Dlaczego się tak wkurzasz?! Krzyczę poirytowana. Obserwuję go jak wściekle zagryza zęby i nic nie mówi. Policzek mu drga z nerwów.
- Odpowiedz mi. Jestem nieugięta. Patrzę gniewnie w jego oczy, widzę zdenerwowanie, może zagubienie?
- Daszo nie rozmawiajmy o mnie. Mówi ostro.
- Dlaczego?!
- Bo cię o to proszę. Mówi spokojnie. Czym totalnie mnie zaskakuje. W ostateczności odpuszczam, odwracam się do szyby i zamykam urażona oczy.

Rosyjska graOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz