Rozdział III

2.4K 110 0
                                    

Czuję delikatne szarpanie.
- Daszo, Daszo. Obudź się. Dociera do mnie głos Dimy. Otwieram pomału oczy i widzę jego twarz tuż obok mojej.
- Cześć laleczko. Uśmiecha się do mnie. Robimy sobie przystanek, jestem głodny i potrzebuję kawy.
- Dobrze. Kiwam głową, przeciągając się i rozglądając dookoła. Długo spałam? Siadam powoli i dochodzę do siebie.
- Cztery godziny. Chodź czas na jakiś obiad. Wychodzę z samochodu i wdycham świeże powietrze. Przeciągam się jak kot, po długiej drzemce.
- Widzę, że się wyspałaś.
- Tak, bardzo. Mówię zadowolona.
- Jestem głodna. Posyłam mu szeroki uśmiech, a on odpowiada jeszcze szerszym.
- Daszo, wiesz jak sprawić mi radość. Unoszę dumnie głowę w górę, odwracam się na pięcie i idę w kierunku restauracji. Boy odbiera od nas nasze kurtki i prowadzi nas do wolnego stolika w kącie Sali przygotowanego dla dwóch osób. Czuję się skrępowana mam na sobie zwykłe jeansy i cienki sweterek. Na szczęście w środku jest niewiele osób. Dima idzie tuż za mną, odsuwa mi krzesło i pomaga usiąść.
- Nie martw się, świetnie wyglądasz. Zwraca się do mnie. Podnoszę na niego nierozumiejący wzrok. Kolejny raz mnie rozszyfrował. Bierze do ręki kartę z menu, a mnie podaje drugą.
- Już niedługo będę gruba jak słoń i nie będę ci się podobała. Nastała martwa cisza. Właśnie do mnie dotarło co przed chwilą powiedziałam na głos, podnoszę zmieszany wzrok na Dimę, który poważnie na mnie patrzy, temperatura mojego ciała podnosi się z minuty na minutę, moje policzki i głowa płoną z zażenowania.
- Daszo, jesteś w ciąży to normalne, że będziesz miała duży brzuch, tym bardziej, że to będą bliźniaki. Uważam, że najważniejsze jest dobro i zdrowie dzieci, a nie wygląd. Poza tym medycyna estetyczna jest na tak wysokim poziomie, że poradzi sobie ze wszystkim, gdyby coś poszło nie tak. W twoim wypadku jednak myślę, że wszystko będzie dobrze, jesteś wysportowana i rozciągnięta. Na pewno szybko wrócisz do formy. Będziesz miała dwoje małych dzieci, będzie co robić. Kwituję. A ja siedzę i gapię się na niego z otwartą buzią. O matko! Ale dał mi popalić. Kulę się w sobie i milczę. Boję się palnąć jakąś kolejną głupotę.
- yyy ja poproszę rybę. Mówię szybko.
- Na pewno? Patrzy na mnie zdziwiony.
- Tak, mam ochotę na rybę.
- Dobrze. Podchodzi do nas kelner, Dima po rosyjsku składa zamówienie.
- Ja poproszę jeszcze herbatę, zimno mi.. Pocieram dłońmi ramiona, żeby choć trochę się rozgrzać. Kelner wszystko zanotował, uśmiechnął się do mnie i odszedł. Odprowadzam go wzrokiem. Nagle czuję jak ktoś mnie kopie nogą pod stołem.
- Ał! Krzyczę z bólu. – Co ty wyprawiasz Dima?!
- Ja? Patrzy na mnie zaczepnie. – Nic. Nie wiem o co ci chodzi? Udaje zdziwionego, a ja posyłam mu wrogie spojrzenie.
- Będziesz tak ze mną pogrywał?!
- Ale jak? Zdziwiony rozkłada ręce.
- Dobrze wiesz jak! Syczę urażona.
- Laleczko uspokój się, bo złość piękności szkodzi. Szczerzy do mnie swoje białe zęby, a ja się cała gotuję z wściekłości. Podchodzi do nas kelner z parującym jedzeniem na talerzach. Podaje nam i życzy chyba smacznego po rosyjsku. Chwytam go szybko za rękę, jest zdezorientowany i proszę go po angielsku żeby mi pomógł bo wpadło mi coś do oka. Kelner jest młody gdzieś w moim wieku ma około dwudziestu paru lat. Patrzy na Dimę potem na mnie. W końcu łapie mnie obiema dłońmi za twarz i próbuje dostrzec coś w moim oku. Niespodziewanie Dima wkracza do akcji. Syczy coś do niego po rosyjsku. Zabiera jego ręce z mojej twarzy. Przestraszony kelner przeprasza i ucieka. A ja siedzę i z triumfem patrzę na Dimę, zadowolona, że udało mi się go wkurzyć.
- Czy coś się stało? Pytam z miną zwycięzcy. Dima wraca na swoje krzesło, nerwowo poprawiając koszulkę i siada naprzeciwko mnie, ma nadal zaciśnięte pięści.
- Dlaczego jesteś taki agresywny? Przecież ten przystojny, młody człowiek nie zrobiłby mi krzywdy.
- Jesteś tu ze mną. Syczy przez zaciśnięte zęby.
- Jestem tutaj z tobą, ale to nie znaczy, że jestem twoja i chyba mogę robić to, co mi się podoba?! Pyskuję. Widzę te jego ciemne oczy są takie inne, takie głębokie, pełne spokoju jak na mnie patrzy. Jest taki cierpliwy i opanowany czym jeszcze bardziej doprowadza mnie do furii. Coś mnie do niego przyciąga nie wiem co, ale ma w sobie coś takiego, że nie można obok niego siedzieć obojętnie.
- Wszystko wymaga czasu, Daszo. Jak na przykład przygotowanie dobrego pielmieni. Podstawą jest ciasto, które musisz długo wyrabiać, aby było miękkie i rozpuszczało się w ustach. Następnie skupiasz się na farszu - jeżeli chcesz żeby był, wyjątkowy, soczysty to przyrządzasz go wcześniej, dajesz mu czas żeby się przegryzł, po tym dopiero zabierasz się za resztę, a na końcu cieszysz się niebiańskim smakiem i doceniasz cały trud jaki włożyłeś w to, aby ta potrawa była wyjątkowa i twoja.( uważam, że już dawno stałaś się moja.( Wszystko jest kwestią czasu/ Na wszystko przyjdzie czas/Czzas pokaze/ Zycie zweryfikuje itp.)
- Jesteś jak pies ogrodnika, sam nie weźmiesz, ale innym też nie dasz.
- Wezmę, ale nie teraz. Moje serce przyspiesza, a oddech staje się płytki. Chyba już trochę za daleko zabrnęliśmy dlatego muszę to zakończyć.
- Nie ma to jak, niewinny flirt. Ripostuję i uśmiecham się do niego szeroko, tym razem jednak nie odpowiada mi tym samym, ma wręcz grobową minę.
- Smacznego Daszo. Ucina rozmowę Dima.
- Dziękuję ogrodniku. Posyłam mu wnerwiający uśmiech i zabieram się za jedzenie. Trzymając w dłoni sztućce widzę jak kiwa głową w prawo i lewo jakby niedowierzając jak go nazwałam, dostrzegam jednak w jego kącikach ust delikatny uśmiech, jakby nie mógł się opanować.
- Widziałam to. Mówię między kęsami.
- Ale co? Podnosi na mnie wzrok i patrzy zaciekawiony na moją twarz. Od razu czuję jak moje policzki palą rumieńce.
- Widziałam jak powstrzymywałeś się od śmiechu.
- Nieprawda. Odpowiada zachowując powagę.
- Prawda. Nie tylko ty mnie obserwujesz Dima. Stwierdzam zadowolona.
- Cieszy mnie to. Wypowiada to, a mnie kęs staje w gardle, podnoszę wzrok na niego, a on przyjmuje minę zwycięzcy jakby właśnie wygrał w lotto. Robię głupią minę, bo tylko na tyle stać mnie w tej chwili. Spuszczam głowę i już zajmuje się jedzeniem mojego łososia w sosie koperkowym. Apetyt mi dopisuje. Dimie chyba też bo już dawno skończył i czuję jak mnie obserwuje.
- Peszy mnie jak tak na mnie patrzysz. Burczę pod nosem nie podnosząc na niego wzroku.
- Lubię patrzeć jak jesz. Stwierdza. Po tym jak już wszystko zniknęło z mojego talerza, siadam syta trzymając się za brzuch i próbuję złapać równy oddech.
- Dima stale mnie obserwuje. Uśmiech nie znika z jego twarzy. Czeka.
- Chciałabym zjeść lody na deser, najlepiej śmietankowe. Zaglądam mu w jego czarne jak węgiel oczy rzucając wyzwanie.
- Lody?! W grudniu?! Pyta z niedowierzaniem.
- Jestem w ciąży w Polsce jest taki przesąd, że ciężarnym się nie odmawia. Zadowolona opieram się o krzesło i czekam na ciąg dalszy.
- Skąd ja ci teraz wytrzasnę lody?! A poza tym jesteśmy w Rosji, tutaj takie przesądy nie obowiązują. Krzyczy poirytowany.
- Ze sklepu. Spokojnie odpowiadam. Radzę ci zorganizować lody, jestem w ciąży hormony mi buzują lepiej żebyś nie musiał widzieć mnie wkurzonej i płaczącej.
- Ja nie wiem jak ty wytrzymasz sama w Polsce ze swoimi zachciankami. Energicznie wstaje od stołu i idzie w kierunku kuchni zostawiając mnie przy stole. Zadowolona niw odrywam wzroku od jego sylwetki jest taka inna, wyćwiczona, zgrabna, zbita. Widać, że dużo czasu spędza na siłowni. U nikogo nie widziałam jeszcze takich pośladków. Wraca po dłuższej chwili. W międzyczasie kelnerka przynosi nam kawę na stół i ciasto.
- Coś ty zrobił, że teraz obsługuje nas kelnerka?
- Nic. Załatwiłem ci lody, tak jak chciałaś, ale musimy na nie poczekać. W ramach rekompensaty zamówiłem ci kawałek ciasta, mam nadzieję, że choć odrobinę połechta twoje podniebienie. Mówi z lekką ironią.
- I to mi się podoba! Mówię ucieszona. Dima siedzi i kiwa głową w prawo i lewo niedowierzając chyba do końca w to, co się dzieje. – Widzisz na dłuższą metę i tak byś ze mną nie wytrzymał.
- Lubię wyzwania. Kładzie ręce na stół i zakłada jedną na drugą po czym patrzy mi w oczy jakby rzucał mi wyzwanie.
- Trzy kobiety w jednej, tego nikt nie jest w stanie znieść, a szczególnie dorosły, świadomy facet. Stwierdzam uszczypliwie.
- Trening, czyni mistrza. Myślałaś już nad imionami?
- Nie... Kładę palec na usta i zastanawiam się. Nie mam pojęcia, a przecież to ważne. Biegnę myślami do Aleksandra w sumie on jest ojcem, powinien mieć wpływ na to, jak jego dzieci będą miały na imię. Nigdy z nim nie rozmawiałam na taki temat, nawet nie wiem jakie miałby typy, jaki gust, co do imion.
- A tobie jakie się podobają imiona? Pytam ciekawa.
- Dla dziewczynek.. ? Hmm... myśli.
- Skąd wiesz, że to będą dziewczynki? Pytam kolejny raz zaskoczona.
- Rozmawiałem z lekarzem.
- Viktoria i Valentyna.
- Valentyna? To dość niespotykane imię bardzo rzadko występuje u nas w Polsce. Dlaczego akurat takie?
- Moja matka miała tak na imię.
- Miała? Co się z nią stało?
- Nie żyje. Została uprowadzona i zamordowana. Kamienieje cała. Krew odpływa mi z mózgu. Brakuje mi powietrza.
- Przykro mi Dima. Łapię go za dłoń – jest taka ciepła i duża. Dlaczego po tym co cię spotkało, sam zajmujesz się uprowadzaniem ludzi? Podnosi na mnie swoje czarne oczy po czym energicznie łapie mnie za moje dłonie i lekko przysuwa do swoich ust.
- Uwierz mi, że gdybym nie musiał nigdy bym cię nie uprowadził. Mówi spokojnie, a ja czuję ciepło jego ust na swoich dłoniach. Moim ciałem wstrząsa dreszcz, czuję jak adrenalina uderza mi do głowy. Wstyd się przyznać, ale jego dotyk mnie podnieca. Mam nadzieję, że to przez ciążę, a nie inny powód...W tej chwili tuż obok nas pojawia się kelnerka z moimi lodami. Szczerze to już nie bardzo mam na nie ochotę, ale żeby nie zrobić przykrości Dimie zabieram się za jedzenie.
- A dla chłopców jakie masz typy imion? Pytam delektując się lodami. Widzę jak intensywnie myśli.
- Mikołaj i Leon.
- Podoba mi się, ładne.
- Kiedy masz urodziny? Pytam dalej, korzystam póki jest chętny do rozmowy.
- 6 grudnia.
- W Mikołajki. Mówię ucieszona. – Ładna data.
- Jak kto woli. Odpowiada popijając gorącą kawę i jedząc sernik na zimno.
- Ile skończysz lat?
- 34.
- Masz rodzeństwo?
- Co to za wywiad? Mówi lekko poruszony.
- Po prostu chce wiedzieć z kim przebywam. Ty o mnie wiesz o wiele więcej.
- I niech tak zostanie. Musimy się już zbierać, czas jechać.
- Jesteś mistrzem zmiany tematu, ale kiedyś mi opowiesz wszystko sam. - Dziękuję za pyszny obiad i deser. Wstaję od stołu zasuwam krzesło i idę jeszcze raz do toalety. Dima czeka na mnie przed drzwiami, pomaga mi się ubrać i znów kierujemy się do samochodu.
- Dlaczego w ogóle wracamy samochodem, a nie samolotem?
- Lekarz zabronił ci latać.
- Nic mi o tym nie mówił...
- Bo pewnie nie pytałaś.
- To prawda.. Nie pomyślałam o tym.
- Nie możesz się stresować, musisz jeść kwas foliowy i witaminy bogate w kwasy omega III szczególnie w drugim trymestrze ciąży – a właśnie taki teraz jest. Oprócz tego nie możesz dźwigać i raz w miesiącu masz robić kontrolne badania krwi i moczu. O i jasne chyba jest to, że masz być raz w miesiącu na kontroli u lekarza. Ciąża bliźniacza to ciąża podwyższonego ryzyka. Siedzę z otwartą buzią i nie wierzę w to, co słyszę.
- Skąd ty to wszystko wiesz?! Jesteś facetem..
- Zapytałem o wszystko i będę cię kontrolował. To, ze zostaniesz w Polsce sama nie znaczy, że nie będę się do ciebie odzywał.
- Ale ja sobie poradzę Dima, nie musisz się mną przejmować.
- Przejmuje się twoim zdrowiem i zdrowiem dzieci. Jakieś dziwne ciepło zalało moje serce, chyba to w tej chwili chciałam właśnie usłyszeć.
- Dziękuję ci Dima, dzięki tobie nadal jestem w ciąży. Zwracam się do niego poważnie. Odwracam się do szyby i zamyślam. Myślę o moim domu w Polsce, o tym, że nikt tam długi czas nic nie robił. Boję się w jakim stanie go zastanę. Nie mam chyba w ogóle opału na zimę, a już jest początek grudnia. Za dwa dni Dima będzie miał urodziny, a ja nie mam nic dla niego.
- O czym myślisz Daszo? Słyszę znajomy głos.
- Znów mnie przyłapałeś. Posyłam mu delikatny uśmiech. – Myślę o moim domu. Dawno w nim nie byłam. O tym, że nie mam ubrań, a niedługo już w żadne swoje się nie zmieszczę, o wyprawce dla dzieci. Oj dużo by opowiadać.
- Nie martw się wszystko się jakoś ułoży, tak naprawdę nigdy nie ma odpowiedniego momentu na dzieci, ale jak już są to jakoś to życie samo się układa.
- To chyba prawda.. Stwierdzam zaskoczona jego tokiem myślenia.
- Przecież ty nie masz dzieci to skąd wiesz jak to jest?
- Intuicja. Stwierdza i śmieje się zadowolony.
- Myślałam, że ona jest bardziej rozwinięta u kobiet, a nie u mężczyzn.
- Jestem tym jednym na milion. Cieszy się.
- Nie da się ukryć. Obserwuję jego twarz, jest w tej chwili taka chłopięca i radosna. Dostrzegam delikatne zmarszczki wokół jego oczu, które tak do niego pasują, jakby były blizną niełatwej przeszłości i trudnego życia.
Czas leci, a my gnamy przez rosyjskie drogi z każdym kilometrem zbliżając się pomału do celu. Za oknem jest już noc. Pomału zaczynam czuć zmęczenie. Doskwiera mi to siedzenie ciągle w jednym miejscu, chciałabym już trochę rozprostować nogi.
- Musimy pomyśleć nad noclegiem, nie dam rady już dłużej jechać, jestem zmęczony, potrzebuję snu.
- Dobrze. Ja też chciałabym się wygodnie położyć do łóżka, zmienić trochę pozycję i rozprostować kości.

Rosyjska graOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz