Rozdział XXXV

2K 111 11
                                        

Moje drogie, wierne Czytelniczki to jest ostatni rozdział... jutro wrzucam zakończenie żeby jeszcze trochę Was potrzymać w niepewności! Miłej lektury na wieczór😉




Rozdział XXXV

Siedząc w samolocie myślałam, o tym wszystkim, co stało się zaraz po ślubie i naszym weselu. Patrząc na obrączkę i pierścionek docierało do mnie, że to nie sen. Mój mąż tuż obok oddawał się drzemce, a ja miałam brudne myśli przypominając sobie naszą noc poślubną w naszym nowym wspólnym domu, gdzie cieszyliśmy się każdym jego metrem kwadratowym. A potem mój wspaniały mężczyzna zabrał mnie w podróż poślubną do... Polski! Zwiedziliśmy Poznań, Gdańsk ( co do którego miałam pewne obiekcje – ale Aleksander mnie uspokoił), Warszawę, Kraków i na końcu Zakopane. W każdym hotelu, w którym się znajdowaliśmy oddawaliśmy się obowiązkom małżeńskim. Czasami nas ponosiło i były to inne miejsca, jak winda, teatr, opera czy nawet ten samolot. Poczułam dłoń Saszy na mojej i ciepło jakie rozeszło się po moim ciele przez ten dotyk.
- O czym myślisz?
- O nas. O tym co przeżyliśmy, a co jeszcze nas czeka.. Aleksander złapał mnie za podbródek tak, żebym na niego spojrzała.
- Teraz będziemy już tylko szczęśliwi. Po czym wbił się w moje usta.

**

Na lotnisku odnalazł nas i przywitał się z nami Roman i Stiepan. Po minie tego pierwszego wiedziałam, że coś jest nie tak.
- Szefie mogę prosić na słówko. Skierował pytanie do mojego męża.
- Zaczekaj tu chwilę zaraz wrócę. Pocałował mnie w czoło Aleksander. – Stiepan zajmij się bagażami! Krzyknął jeszcze na odchodne. Podeszłam do pobliskiego sklepiku i zaopatrzyłam się w wodę i gazetę. Najpierw ugasiłam pragnienie, po czym udałam się w kierunku krzesełek, aby oddać się lekturze. Nagle w tłumie ktoś zaczął przeraźliwie krzyczeć. Zaniepokojona sytuacją zaczęłam się nerwowo rozglądać.
- Ty pieprzona Barbie! Ten głos zmroził moje ciało. Naprawdę wiele rzeczy mogłam się spodziewać, ale nie tej osoby. Spokojnie odwracając się do źródła dźwięku, spojrzałam w wymierzoną we mnie czarną lufę pistoletu, a tuż za nią na obłąkaną kobietę stojącą w rozkroku.
- Chyba ostatnim razem nie zrozumiałyśmy się do końca! Krzyknęła. – Miałaś się odpierdolić od Aleksandra! Mojego męża! Ruda podnosząc głos zwróciła na siebie uwagę ludzi przemieszczających się po lotnisku. Zaczęły się szepty i piski, a po chwili niedoszli pasażerowie zaczęli w popłochu uciekać zostawiając w centrum mnie i wściekłą Rudą.
Zaskoczona jej obecnością nie umiałam wydusić z siebie ani jednego słowa. Modliłam się tylko o cud. A potem usłyszałam strzały...

**

Wezwijcie karetkę! Krzyczałam zrozpaczona widokiem krwi i leżącego na ziemi mężczyzny. Tłum ludzi piszczał i w chaosie rozbiegał się próbując wydostać się z budynku. Uklękłam roztrzęsiona przy nim i lekko dotykając jego krwawiącego miejsca chciałam choć trochę mu ulżyć. Łzy samoistnie spływały z moich policzków i kapały na jego twarz.
- Miało być lepiej niż w „Bodyguard" i chyba mi się udało, co? Spojrzał na mnie swoimi czarnymi oczami z taką głębią, że poczułam ciarki na plecach.
- Nawet w takiej chwili możesz żartować?! Boże, a ja myślałam, że to Ty podpaliłeś mój dom... Jaka ja jestem głupia..! Otoczyłam jego głowę dłońmi próbując uśmierzyć jego ból.
- Laleczko, nie mógłbym zniszczyć czegoś, co razem stworzyliśmy. Lekki grymas na jego twarzy dawał znać, że przeszywa go ból kiedy mówi.
- Byłeś na ślubie. Płakałam jak bóbr patrząc na jego coraz większą plamę na klatce piersiowej. Gdzie ten lekarz do cholery?! Roztrzęsiona wołałam o pomoc.
- Byłem wszędzie tam, gdzie Ty. Musiałem się upewnić, że jesteś szczęśliwa. Przymknął na chwilę oczy jakby nie chciał tak naprawdę tego wypowiedzieć.
- I chcesz mi powiedzieć, że w każdej chwili byłeś gotowy żeby zrobić cyrk?!
- A jak myślisz? Szepnął próbując unieść brew.
- Wariat. Pokręciłam niedowierzając głową.
– Podobała ci się „Ave Maria"? Moje ręce pokrywała coraz większa ilość krwi. Usta Dimy robiły się suche, a słowa coraz bardziej stawały się niewyraźne.
- Bardzo. Masz coś z tym wspólnego?
- To był mój prezent dla Ciebie, to ja grałem na organach. Na jego ustach przemknął delikatny uśmiech, a czarne oczy wbiły się w moje. Rozpacz jaką teraz czułam sama do siebie mieszała się z dziwnym uczuciem, którym żywiłam do tego człowieka. Przecież on nie zrobił mi nic złego.. Nigdy! Biłam się z myślami i wyrzutami sumienia nie mogąc znieść widoku jego cierpienia.
- Zawsze byłeś dla mnie dobry i przewidujący.. Nie wiem jak to opisać, ale wiedziałam, że tam byłeś... czułam cię...
- Wyobrażałem sobie nas przy tym ołtarzu...
- A co z moim ojcem? Zmieniłam szybko temat.
- A jak myślisz? Spytał lekko unosząc brew z cwaniackim uśmieszkiem.
- Zabiłeś go?! Zapiszczałam.
- Nie użyłbym, aż tak drastycznego słowa. Po prostu pozbyłem się problemu. Skwitował po czym zamknął oczy na dłuższą chwilę.
- Nie zasypiaj! Nie zamykaj oczu! Dima! Wstrząsnęłam nim lekko, a jego zamglone oczy znów znalazły moje.
- Powiedz mi..
- Wszystko co chcesz. Powiem ci wszystko! Mówiłam spanikowana próbując nie dopuścić żeby zasnął.
- Powiedz mi... czy to... czy to co było między nami... to była prawda? Strużka krwi wydostała się z jego ust i lekki wstrząs podrzucił jego ciałem. Zalana łzami jak bóbr ocierałam rękawem twarz i wyłam z bólu. Schyliłam się do niego nie odrywając swoich oczu od jego tak pełnych bólu i uczucia jakie mi w tej chwili wyznał.
- Tak Dima. Kochałam cię. Szepnęłam tak żeby tylko on to usłyszał. Uśmiech wymalowany na jego twarzy świadczył o uldze.
- Wiedziałem.. po czym z uśmiechem na ustach zamknął oczy i wydał ostatni swój dech.
- Dima, żałuję, że nie byłeś tym pierwszym... Szepnęłam do jego ucha po czym złożyłam na jego ustach ciepły pocałunek, a potem dałam się ponieść rozpaczy jaka ogarnęła moje ciało..

Niestety zakończenie będzie.. jutro😉

Rosyjska graOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz