2. "Coś jest nie tak" (3908 Słów)

939 34 7
                                    

Obudziłam się z ogromnym kacem, czyli moja tradycja została nie przerwana.  Zaśmiałam się do siebie.

Niestety wszystko bardzo dobrze pamiętałam.

Nigdy mi nie przeszkadzało jak Malfoy mnie wyzywał, ale nie wiem dlaczego to mnie w jakimś stopniu zraniło. Pierwszy raz. 

Popatrzyłam po pokoju - panował w nim syf. Spojrzałam na zegarek i okazało się, że za dokładnie 20 minut mamy pierwszą lekcję. Było to OPCM z tą różową landryną.

- laski! za 20 minut pierwsza lekcja - one jak zwykle burknęły bym się nie darła, lecz po chwili sobie to uświadomiły i jak poparzone zaczęły biegać po pokoju szykując się. Ja ubrałam szatę i związałam włosy w luźnego koka, z którego nawet seksownie wypadło parę kosmyków włosów. Pomalowałam rzęsy tuszem i wyszłam porywając książki.

Na dole była nasza trójka mężczyzn. Sprzątali, a przy pomocy magii zanim zeszłam było już czysto.

- Cześć Vera - powiedział Teo.

- Hej, idziecie na śniadanie? - zapytałam niewzruszona obecnością Malfoy 'a.

- nie zdążymy, zostało z 15 minut - powiedział Blaise.

- czyli zdążymy - powiedziałam i wyszłam, a chłopaki za mną.  

Gdy weszliśmy do Wielkiej Sali wszyscy na mnie zaczęli się gapić i szeptać.

- mhm, czyli ploty poszły - powiedziałam nie wzruszona siadając do stołu i biorąc kanapkę popijając sokiem dyniowym.

- uważaj z tym sokiem - powiedział tleniony idiota. Olałam go i zaczęłam rozmawiać z Teo.

- Coś mnie ominęło wczoraj jak poszłam? - zapytałam.

- Nie, ale gdybyś widziała co Zabini odwalił - zaczął się śmiać, a Blaise spiorunował go wzrokiem.

- Kiedy chciał pomóc zejść jakiejś lasce co tańczyła na blacie, przypadkiem zachwiał się do tyłu, a dziewczyna spadła nabijając sobie siniaka i skręcając kostkę - powiedział nie mogąc powstrzymać śmiechu.

Wszyscy wybuchliśmy śmiechem, po za biednym Diabełkiem.

- to nie moja wina, że dałeś mi za mocnego drinka - powiedział próbując oczyścić się z winy. Przy stole było coraz mniej osób. A my kończyliśmy jeść.

- ej, bo zaczęła się właśnie w tym momencie lekcja - powiedziałam po czym wybiegliśmy z Wielkiej Sali, a ja zwinęłam do torby zmniejszającej dwie tace kanapek i sok dyniowy, dla dziewczyn.

Weszliśmy ze śmiechem do klasy, a różowa landryna zaczęła się wydzierać.

- minus dwadzie ---- - nie pozwoliłam jej dokończyć.

- myślę, że pani powinna zastanowić się nad podjęciem tej decyzji - powiedziałam i jak na ślizgonkę przystało wrednie się uśmiechnęłam.

- a to niby dlaczego? I jak ty się odzywasz?! - mówiła coraz bardziej rozzłoszczona.

- a mówi Pani coś nazwisko  Berkeley ? - powiedziałam z chytrym uśmiechem.

- albo Malfoy - dodał chłopak, a ja wywróciłam oczami. Kobieta na te nazwiska od razu nabrała respektu.

- myślę, że nie trzeba zawracać, ani Panu Berkeley, ani Panu Malfoy 'owi, bardzo cennego czasu- powiedziała z lekkim strachem. A my usiedliśmy w ławkach, ja z Pansy, a Malfoy z Zabinim. 

- są dla siebie przeznaczeni, oboje wredni i zapatrzeni w sobie i nie potrafią niczego sami załatwić, tylko muszą straszyć ojcem - powiedział Potter.

Dzieci, które nie miały wyboru - Draco MalfoyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz