14. "Wojna" (10.780 Słów)

757 27 16
                                    

Wracamy do domów na "wakacje". 

- Czyli zgodzicie się? - spytał Nott.

- Raczej tak - powiedziała Pansy, a reszta im przytaknęła.

- A ty Vee? Jak ci będą kazać się przyłączyć do Śmierciożerców, to zgodzisz się? - wyrwał mnie z zamyślenia czarnoskóry.

- Pewnie tak - i wróciłam do patrzenia przez szybę. Wszystko przez ten miesiąc sobie objaśniłam i nic mi nie będzie mącić. 

W mgnieniu oka dotarliśmy na miejsce.

- To do zobaczenia - zaczęli się żegnać uściskami.

- Pa - szybko rzuciłam i wyszłam z pociągu. Czekali już na mnie rodzice i skrzat domowy, który wziął wszystkie bagaże.

- Witaj Veronico - przywitał się ojciec i wystawił do mnie dłoń. Kiedy za nią złapałam znalazłam się w moim ogromnym domu.

Wiedziałam, że ojciec w tej chwili ma lepszy humor, więc wolę wytłumaczyć teraz moje słabe oceny z próbnych SUM.

- Ojcze. Tamte oceny... - przerwał mi uciszając mnie gestem dłoni.

- Wtedy mnie poniosło. Twoja matka przypomniała mi o tym jak dużo masz na głowie. - zdziwiła mnie jego odpowiedź i to bardzo.

- Czyli nie przyniosłam ci hańby? - spojrzałam na niego badawczo.

- Nigdy mi nie przyniosłaś hańby Veronico. - rozgryzłam go. Czegoś chciał, albo byłam mu do czegoś potrzebna. Chociaż wiedziałam, że nie kłamał. Nigdy nie kłamał.

Ucieszyło mnie to nawet, ale to oznacza, że najgorsze przede mną.

- Coś muszę zrobić? - zapytałam.

- Będziesz potrzebna Czarnemu Panu i udasz się na dwór Malfoy'ów za 2 tygodnie, czeka cię kolejne zadanie. - wytłumaczyła matka.

- Kolejne? - 

- Pan pokłada w tobie duże nadzieje i darzy zaufaniem, nie zawiedź go jak młody Malfoy- powiedział poważnie ojciec.

- Ja nie zawodzę - podniosłam pewnie głowę do góry, czym najwyraźniej zadowoliłam ojca.

- Zaraz kolacja, odśwież się. Skrzat cię zawoła. - pokiwałam głową i ruszyłam na górę. Zrobiłam to co kazali. 

W końcu mogłam założyć coś, co będzie mogło odsłonić więcej niż dłoń. To lato było wyjątkowo upalne, a ja męczyłam się w szkole chodząc w ciągle długich rękawach.

Nie zmieniałam spodni. Ubrałam gładką, czarną koszulkę i związałam włosy. Zaczęłam rozpakowywać niektóre księgi z kufra do czasu, aż nie przyszedł jeden z naszych domowych skrzatów.

Mieliśmy aż 3, ale rodzice zostawili jednego w dworze Malfoy'ów, by mógł służyć Voldemortowi.

Rodzice już zaczęli kolację, usiadłam i zabrałam się za posiłek.

- Pan był zadowolony z efektów twojej pracy. - rzucił nagle mój ojciec.

- Cieszy mnie to - 

- Jak w szkole? - spytała mama.

- Tak jak miało być w planie - o dziwo kolacja minęła w dość spokojnej atmosferze.


*2 tygodnie później*

- Ile ja będę tam? - zadałam pytanie rodzicom.

- Nie wiem, ale idź już - odpowiedział ojciec. Skinęłam głową i wyszłam przed rezydencję. Ubrana byłam jak zwykle. Na czarno - koszula, jeansy, buty.

Dzieci, które nie miały wyboru - Draco MalfoyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz