3. "Będzie inaczej" (1180 Słów)

707 32 6
                                    

   Siedziałam na błoniach. Dzisiejszego dnia siedziałam  już pod tym drzewem i skończyło się rozmową z Malfoy 'em.  Postanowiłam wspiąć się na drzewo by uniknąć niechcianego spotkania.

Patrzyłam jak powoli natura przybiera jesiennych kolorów. Było naprawdę ślicznie. 

Nie wiedziałam kiedy ten czas zleciał i zaczął się obiad. Schodząc z drzewa noga, na której się opierałam, by nie spaść osunęła mi się i runęłam na ziemi.

- ssss.... kurwa - popatrzyłam na moją nogę, bolała jak nigdy. Krzyczałam w środku i płakałam jak pojebana, ale na zewnątrz byłam opanowana i różdżką rzuciłam zaklęcie powodujące mniejszy ból. Kuląc jak pies bez nogi, tym razem musiałam się udać do skrzydła szpitalnego.

Gdy weszłam do szkoły dużo osób już wiedziało o tym, co zrobiłam Granger przed eliksirami. Wielkie mi halo, lecz prawie nikt nie zwrócił uwagi na to, że ledwo idę. Gdy doszłam do skrzydła, bez zapowiedzi przyszłam i usiadłam na łóżku.

- o! Dzień dobry Veronico, co się stało? - 

- chyba skręciłam kostkę - pokazałam pokazując jej nogę i okazało się, że to nie kostka.

- Zaklęcie zmniejszające ból zapewniło cię, że to kostka, co? - zapytała patrząc na moją zdenerwowaną minę.

- Nie będę cię pytała jak to zrobiłaś, ale masz złamaną nogę, lecz będziesz mogła już za chwilę pójść na obiad, tylko założę ci gips i dam leki przeciwbólowe - uśmiechnęła się i dosłownie po chwili miałam gips, po chwili moje zaklęcie przestało działać i zaczęło się piekło. 

Dostałam kule i jak debil poszłam na obiad przyciągając spojrzenia wszystkich, uczniów jak i nauczycieli. Usiadłam przy moich przyjaciołach bez słowa nadal zdenerwowana swoim debilizmem i niesamowitym szczęściem.

- Wydawało nam się, że jak szłaś do skrzydła szpitalnego to nie ze złamaną nogą - wszyscy przy stole się zaśmiali. 

- ha, ha, kurwa śmieszne, wyglądam jak pajac w tym gipsie - mówiłam nakładając sobie warzyw na talerz z jeszcze większą złością, teraz juz na moich przyjaciół.

- to jak to zrobiłaś? - zapytał się Teo.

- Moja sprawa - 

- ah, nigdy się nie przyznajesz do swoich błędów, to jest trochę irytujące - wtrącił Malfoy.

- super - powiedziałam jedząc z niechęcią obiad. Coś tam mówili, a ja patrzyłam pustym wzrokiem w talerz. Co się dzieje z tą wredną Veronicą, z którą można otworzyć każdy temat. Wyszczekaną i zabawną? Czy dorastam? Nie wiem, ale nie było to najmilsze odczucie. Było mocniejsze i bardziej przygniatające od bólu nogi.

- co teraz? - spytała Tracy.

- zaklęcia i uroki - odpowiedział Teo

- dlaczego od samego początku pod rząd mamy 4 najtrudniejsze przedmioty? - powiedział oburzony Zabini.

- to idziemy? - zapytała Dafne i wszyscy ruszyli. Lecz na mnie poczekali, lekko się ze mnie podśmiewając, na co zareagowałam karcącym spojrzeniem.

Specjalnie dla mnie zwolnili tępa, za co w głębi duszy byłam im wdzięczna, ale im tego nie powiedziałam. Ale najgorsze dopiero przede mną... Schody. Uroki i zaklęcia, były na 2 piętrze. Stanęliśmy przed schodami i wszyscy weszli na nie, a ja stanęłam patrząc na nie.

"ale się skompromituję" pomyślałam, po czym złapałam się poręczy i powoli ruszyłam za moimi przyjaciółmi. Po chwili mojej męczącej wspinaczki poczułam jak ktoś mnie bierze na ręce... Dlaczego moje unikanie go nie idzie?

Dzieci, które nie miały wyboru - Draco MalfoyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz