2/17. "To nic nie kosztuje" (4057 Słów)

517 39 2
                                    

Od występku Pana Malfoy'a minęły dwa tygodnie. Przez ten czas przychodziło wiele osób z kwiatami i przeprosinami, oczywiście, że kwiaty wyrzucałam, a karteczek do nich przypiętych nie raczyłam odczytać.

Bawiła mnie trochę ta sytuacja. Nigdy nie przyszedł sam, łatwiej przez kogoś... nic się nie zmienił.


Koniec tygodnia, jadę windą na dół i za chwilę będę w domu, lecz kiedy coś idzie za gładko musi znaleźć się przeszkoda.

Winda się zatrzymała, a do niej wsiadł OCZYWIŚCIE Pan Malfoy. 

- Dzień dobry Panie Malfoy - powiedziałam zaciągając rękawiczki na dłonie.

- Dzień dobry - winda zaczęła zjeżdżać na dół. Panowała dość niezręczna cisza.

- Veronico... - 

- Trochę denerwują mnie te badyla, wiesz? - nie byłabym sobą gdybym nie przerwała.

- A wiesz, że przy nich zawsze były koperty, które powinno się odczytać? - zaśmiałam się trochę sukowato, ale miałam dzisiaj lepszy humor.

- Cóż, wolę je jako podpałkę do kominka - wreszcie odwróciłam głowę do niego, zauważyłam w jego oczach jakąś nutkę rywalizacji. Po chwili posłał mi ten charakterystyczny uśmiech na co prychnęłam.

- Niech Pan uwierzy, Panie Malfoy... Przepraszam, nic nie kosztuje, po za stratą cząstki dumy- poklepałam go po ramieniu i pewnym krokiem ruszyłam przed siebie.

- To do zobaczenia jutro o 17, Panno Berkeley - przez chwilę dorównał mi kroku i puścił oczko. W tym momencie usłyszałam dźwięk robionego zdjęcia.

- Dzień dobry, Rita Skeeter. Co powiesz o swoim powrocie? Zrobiłaś to, by wrócić do dawnej, szkolnej miłości, przystojnego przedsiębiorcy, Dracona Malfoy'a? - ta, właśnie dlatego uciekałam przed Anglią, by wrócić do rzekomej miłości ze szkoły.

- A co ty powiesz na to, że jesteś zwolniona jak takie coś zobaczę w gazecie? - spojrzałam na nią z pogardą i wyższością.

- Uwierz, wiele razy mi grożono tym, ale.. - 

- Jeszcze jedno słowo, a nie napiszesz już ani jednego artykułu - powiedział groźnie Malfoy, zszokowała mnie trochę jego postawa, ale nie dałam po sobie tego poznać.

- Pff - odeszła.

- A mówili, że możemy coś zmienić w świecie jak dorośniemy, a tego karalucha chyba nie da się pozbyć - usłyszeliśmy dobrze znajomy nam głos.

- Tak to bywa, Blaise - odpowiedział blondyn.

- Co wy na to by zrobić jakiś spotkanie, jeszcze dziś, albo jutro? - poruszył znacząco brwiami, co oznaczało, że nie zabraknie alkoholu. Wróciłam tu, ale trochę za bardzo.

Minęły dopiero dwa miesiące, a ja się zachowuje jakby nic się nie stało. Tak, gdybym nie wyjechała.

Pragnęłam by to się skończyło. Zbyt dużo tego mnie niszczy, może  i pozytywnie w pewnym sensie, ale mój wizerunek i efektywność pracy upada. Przez cholerne 8 lat byłam sama jak palec, a tu nagle wróciłam i mam starych przyjaciół, którzy puścili mi w niepamięć moją ucieczkę.

Wszystko idzie za gładko, coś jest nie tak.

- Ja nie mogę mam -- - 

- Pracę - powiedzieli w tym samym momencie wywracając oczami.

- To nie rób jej sobie jeszcze więcej i odetchnij - ta, pozwolę odetchnąć myślom, które bez pracy wariują?... Może powinnam, na chwilę.

- Ech... To kiedy? - zdziwiona mina czarnoskórego rozbawiła Malfoy'a.

Dzieci, które nie miały wyboru - Draco MalfoyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz