2/16 "A może ja chcę byś się wpieprzała w moje życie?" (5767 Słów)

574 32 5
                                    

Cały dzień przesiedziałam na rzeczach organizacyjnych, wróciłam od razu do mojego, starego domu rodzinnego.

Skrzaty już go wysprzątały, bo po procesie nasz dom został splądrowany i przeszukany, czy nie ukrywamy żadnych rzeczy, które jeszcze bardziej mogą obciążyć nas, lub innych Śmierciożerców.

- Wredek, zrób mi herbatę i jakieś kanapki - zdjęłam płaszcz i powiesiłam go w ogromnym przedpokoju. 

Cóż od 8 lat nie byłam tu ani razu, teraz mogę wreszcie wszędzie wejść, mieć własne biuro.

Właśnie tym tropem poszłam. Najmniej dostępne miejsce dla mnie, to dawne biuro ojca, które i tak stoi puste, bo wszystkie papiery, kontrakty i umowy przejęło dawno MInisterstwo, w sumie cały dom był pusty. Zostały nieliczne książki, zastawy, rzeczy codziennego użytku, ale nic prywatnego.

Otworzyłam największe drzwi w korytarzu. Pomieszczenie było ogromne, ale o dziwo czułam się w nim świetnie, tak że aż chciało się tu pracować.

Ogromne, oczywiście mahoniowe biurko. Regał z księgami po lewej stronie, a po prawej gablota, z różnymi starymi zdjęciami rodziny. Pierwszy raz widziałam tyle zdjęć, są naprawdę stare, po za ostatnimi.

Zobaczyłam siebie u boku rodziców. Postanowiłam, że nie będę tego ruszała, tą przeszłość zachowam.

Obok stała obita czarną skórą kanapa, która stała naprzeciw wielkich drzwi na balkon, z którego widać było cały nasz ogród oraz rozciągające się lasy.

Wyszłam i stanęłam rozglądając się dookoła, jesień powoli dawała się we znaki swoimi kolorami, co nie zmieniało faktu, że jest tu ładnie.

Zawsze kiedy miałam chwilę dla siebie wychodziłam na ogród, by się odprężyć, lub poczytać pod drzewem, lub w altanie. Wtedy od czasu do czasu zerkałam na ten balkon, na którym często stał mój ojciec w dłoni trzymając szklankę jak nie z alkoholem, to z kawą.

Wróciłam do środka, klimat byłby tu jak w jakimś kasynie, gdyby nie wysoki sufit i właśnie ten balkon.

Przy szafce znajdował się mały barek, w którym stały tak bardzo cenione przez mojego ojca Whiskey. Wzięłam do ręki jedną butelkę. Była otwarta, czyli wywietrzała. Reszta była nienaruszona. 

Kufry, które stały w przed pokoju kazałam zanieść skrzatom do mojej sypialni, po za tym z papierami, książkami, itp.

Ten zabrałam właśnie do biura. Dostałam herbatę od skrzata i zabrałam się za sprawdzanie ksiąg, które zajmowały tutejsze regały.

Wiele z nich okazało się o czarnej magii, eliksirach, urokach, inne były zupełnie nic nie warte. Zwykłe książki, w których autor pozwolił porwać się nurtom swojej wyobraźni.

Te którymi się nie interesowałam ściągnęłam, a poukładałam moje. 

Pogrupowałam szuflady i powkładałam do nich papiery. Nowe pióra ułożyłam równo. Obok biurka stała jeszcze długa szafka, na której znajdowały się poukładane przez skrzaty, puste segregatory i jeszcze jakieś książki.

I tak mi miną wieczór. Około 23 umyłam się i poszłam spać przed kolejnym dniem w Wielkiej Brytanii.

Obudziłam się dość wypoczęta. O dziwo.

Wykonałam poranną rutynę, włosy zostawiłam rozpuszczone. Ubrałam czarną, podkreślającą sukienkę za kolano, podobną jak wczoraj, ale ta miała długie rękawy. Moim małym przyzwyczajeniem stało się noszenie rękawiczek. 

Miałam ich prawie całą kolekcję. Nie afiszowałam się, ale też nie zakrywałam mojego znaku na siłę, po prostu wiedziałam, że pomagają mi nie mieć kontaktu z tyloma ludźmi, bo jednak jednej klamki mogło dotknąć parę tysięcy, jak nie więcej osób.

Dzieci, które nie miały wyboru - Draco MalfoyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz