13. "Muszę cię zabić. Inaczej on zabije mnie" (5047 Słów)

616 30 4
                                    

NIESPRAWDZONY

*Draco*

Wreszcie mogłem wyjść. Nadal czułem ból na brzuchu i klatce piersiowej. Niestety okazało się, że muszę dłużej zostać, przez co skrzydło szpitalne opuściłem dopiero na obiad.

Powoli wszedłem do Wielkiej Sali starając się unikać wszystkich spojrzeń.

Usiadłem przy stole obok Pansy. Nie było jeszcze Nott'a, Dafne, Tracy i Veroniki, lecz po chwili już siedziały i zadawały pytania jak mi jest, czy coś mnie boli, i inne pierdoły, które zacząłem zbywać.

Miejsce na przeciwko mnie było nadal puste. Millicenta coś zaczęła mówić, że w Ameryce coś tam, a dalej nie słuchałem.

Oparłem głowę na ręce i zacząłem jeść, chociaż nie miałem zbytniej ochoty.

- A ciebie gdzie wciągnęło, byłaś za nami - zwrócił uwagę kierującej się w naszą stronę Veronice.

- Musiałam coś sprawdzić - rzuciła i spojrzała na mnie.

- Później cię wypuściła? - usiadła na swoim miejscu mówiąc dość obojętnie.

- Ta - powiedziałem i intensywnie spojrzałem w jej oczy. Zrobiła z ust kreskę w czymś podobnym do uśmiechu.

- Gołąbeczki, bo oślepniecie od patrzenia na siebie - zaśmiał się Alex, który przyszedł i ucałował Tracy w czoło. Dziewczyna spuściła wzrok, a ja posłałem Puchonowi spojrzenie, którym chciałem go zabić.

- Żartuję - usiadł obok. On więcej wolnego czasu spędzał z nami niż ze swoimi kolegami. Było to za razem niepokojące, ale chłopak był nawet spoko.

- Będziesz musiał pójść do fryzjera - powiedziała Tracy i poczochrała go po kudłach.

- A tak kiedyś ci się podobały moje loczki, teraz mnie już nie kochasz! - zaśmiała się.

- Uwielbiam twoje loczki, ale boję się, że będziesz wyglądał jak wariatka z wróżbiarstwa- 

- Mam ładniejsze loki - udał, że zarzuca je na plecy i ma focha. Wyglądało to nawet zabawnie, ale mi do śmiechu nie było.

- Oczywiście - zaśmiała się i pocałowała w policzek. Nie wiem dlaczego, ale wyobraziłem siebie na miejscu Alex'a. Był szczęśliwy, uśmiechnięty i każdy go uwielbiał. Nie ważne czy ktoś jest cichy, głośny, miły, wredny, to on nie widzi w tym problemu i się dostosowuje będąc przy tym neutralnym.

Ja nigdy taki nie byłem, ani nie będę. Nie wszyscy mnie będą lubić, nie będę ciągle szczęśliwy, a tym bardziej nie będę tak luźno odnosił się z tym, że kogoś kocham.

*

Bal wielkanocny u Slughorna się nie odbył ze względu na dziwne i niewytłumaczalne zdarzenia, które coraz częściej miały miejsce w naszej szkole.

Za 3 dni są próbne SUMY (jak coś to je wymyśliłam, by nie było). Nawet Veronica zrezygnowała z ciągłego znikania, by się trochę pouczyć.

Nie miałem problemów z zaklęciami, czy eliksirami, ale transmutacja, to... nie czarna magia, bo z tego miałbym wybitny. Miałem dużo problemów z niektórymi działami.

Jakiś czas temu Veronica powiedziała mi bym nie pił soku dyniowego, który jest nieodłączną częścią śniadania prawie wszystkich. Wiedziałem, że muszę się zastosować.

Prawie codziennie stosowałem Dyptam, tak jak kazał Snape. Zdziwiło mnie jak co tydzień Veronica pytała się czy go stosuję i sprawdzała jak się goją rany.

Dzieci, które nie miały wyboru - Draco MalfoyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz