17. Amanda

96 0 0
                                    

Wstaje...kolejny dzień zapowiada się tak samo. Głowa mnie boli, czuję mocne pulsowanie w skroniach. Przypomina to uczucie wbijania szpilek NIE!lepiej gwoździ w mój mózg. Zawsze tak jest, kiedy się denerwuje. Od tygodnia mam zły humor. Ściska mnie w żołądku i czuje skręt kiszek. Zaraz zwymiotuję...           Nie ma go .....                                              Od siedmiu dni....                            Melanie nie przyjechała w ten weekend, Jenny tez nie przychodziła... Boję się ,że coś się stało ...                      W jego hmmm branży jest to prawdopodobne. Nie sądzę ,że wyjechał z mojego powodu. Przecież równie dobrze mógł mi powiedzieć ,że mnie już nie chce . Nie wyglada na kogoś kto miałby z tym problem. Poza tym mam odłożone parę groszy i nie jestem nieudacznicą życiową . Poradziłabym sobie...             Gorzej z moimi uczuciami ....                  I sercem ...Głupia dziewczyna    Chodzę dookoła pokoju. Próbowałam skontaktować się z nim ...nie odbiera. Takie typowe! Dzwoniłam do Nikki, wysłała wiadomość, że oddzwoni...jeszcze tego nie zrobiła.    Ten cholerny facet mnie wykończy. Jest jak burza, nie wiem czego się po nim spodziewać. Raz wydaje sie wyciszony i masz nadzieje, że wyjdzie słońce, kiedy gwałtownie wstaje silny wiatr, rwąc liście i konary z drzew, by ostatecznie niebo pokryły błyskawice, grzmoty i oberwanie chmury.                Zwierzyłam mu się z najgorszych tajemnic, a on wyjechał bez słowa, nie dając znaku życia. Super... Jakbym była powietrzem... zakochałam się w idealnym kandydacie do złamania mnie jeszcze bardziej. Z deszczu pod rynnę...Brawo Amando!                          Z myśli wybija mnie dzwoniący telefon to Nikki. Szybko odbieram, prawie się na niego rzucając boję się, że się rozłączy. Już mam dość wrażeń na ten tydzień . Muszę się czegoś dowiedzieć . Przez Sharpa obgryzłam całe paznokcie do krwi. To taki mój tik nerwowy. Jak wróci skopie mu dupe. Przysięgam .                                   - Hej Amanda co tam ?-                            -Nikki, gdzie jest go cholery Sharp? Nie ma go od tygodnia. Nie dał mi żadnego znaku życia. Dziś już nie wytrzymałam i dzwonie do Ciebie, prosząc jak żebrak o cokolwiek, co możesz wiedzieć na jego temat!- paplam w amoku i czekam z nadzieją ,że ma jakieś informacje.        -Nie wierzę, nie dał Ci znać! Z niego to jednak prawdziwy dupek, chodź nigdy w to nie wątpiłam-.mówi zdenerwowana.                                       -Powiedz, że coś wiesz, zaczynam mieć już czarne myśli... Nienawidzę go.-.                                                               -Nie mów,że się o niego martwisz? Nie zasługuje na to. On jest jak piepszony kot ma wiele żyć także spokojnie i jak zawsze myśli tylko o swojej dupie - dodaje i kontynuuje       - Jest z Alim i Davidem, pojechali załatwiać interesy. Nie wiem nic więcej, hmmm wiesz D. nie do końca wtajemnicza mnie, co to za interesy . Dzisiaj mają wrócić .- Bogu dzięki...      -Dzięki Ci wielkie, nie miałam pojęcia...- mówię z ulgą w głosie .          -Mogłaś wcześniej zadzwonić, myslałam, że wiesz...Urwij mu jaja w moim imieniu - zaczyna się śmiać, czym mnie zaraża.                                    -Obiecuje -.                                                Serce wraca do stałego rytmu.       Zaczynam ponownie czuć tlen w płucach. Oddech staje się miarowy i przestaje się dusić .                          Wróci dzisiaj ....                           Wiem,że jest bezpieczny...              Tylko te informacje są mi potrzebne do szczęścia...                               Upajam się spokojem, którego nie czułam od siedmiu długich dni ...          Zakładam sportowe ciuchy, potrzebuje się spocić i wyżyć na swoim ciele .                                            To mnie uspokaja.                              Tego potrzebuję.                               Odkąd sięgam pamięcią bieganie zawsze na mnie dobrze działało. Moje koleżanki hmmm nie nazwałabym ich tak, predzej znajome ze szkoły, którym tylko mówiłam -cześć -. One chodziły na siłownię, na zajęcia cherlederek, czy też fitness. Mnie po pierwsze, nie było stać. Cieszyłam się jak miałam co zjeść, nie mówiąc o rozrywkach. Po drugie, one mnie tylko tolerowały. W czasach liceum byłam strasznym samotnikiem, co mi po części zostało. Po trzecie, wielokrotnie byłam poobijana. Mój ojciec wiedział, jak mnie karać. Bardzo żadko uderzał w twarz, chodź to też się zdażało. Wówczas dzwonił do szkoły i mówił, że ciężko zachorowałam. W większości przypadków miałam powykręcane i sine ręce, podrapane do krwi ramiona niejednokrotnie z odbiciami jego palców, tak mocno potrafił mnie szarpać. Powyrywane włosy, za które ciągnął codziennie. Mogłabym rzec, że to był jego ulubiony rytuał. Z włosów, które po szarpaniu zostawały mu na dłoniach, po miesiącu mogłby powstać całkiem ładna perułka. Całe szczęście lekkie placki łatwo było zatuszować wysokimi kokami lub kucykami. Miałam do tego rękę. W sumie nie miałam wyjścia .. Ubierałam się workowato, luźne jeansy i koszulki z długimi rękawami, co mi nie przeszkadzało. Chłopcy ganiali raczej za roznegliżowanymi "popularnymi" w szkole pannami. Zdawałam sobie sprawę, że mimo wszystko jestem atrakcyjna. Ciało dało się zakryć, twarzy nie. Nie raz buczeli za mną po korytarzach -Taka ładna, a tak się chowa. Pokaż trochę dupy dziwaczko-.  Dlatego nie chodziłam na żadne durne sportowe zajecia szkolne, trzeba było mieć odpowiedni strój, a ja codziennie miałam nowego siniaka. Brakowało tylko, żeby ktoś to zobaczył i zrobił aferę. Wolałam sobie tego oszczędzić i trzymać się z dala od ludzi z budy.       Co za tym idzie pokochałam bieganie, to mnie wyzwalało. Zapominałam o całym świecie, czułam wiatr we włosach i wszystkie demony odchodziły. Mogłam oddychać pełną piersią i ubrać cokolwiek, na co mam ochotę, nie obowiązywał piepszony dresscode. Tak właśnie poznałam Toniego. Był moim pierwszym, nie licząc gwałtów. Wysoki, wysportowany, przystojny. Potrzebowałam opieki, wiedziałam że mu się podobam. Obserwował mnie od dawna i zdawałam sobię sprawę, że nie spotkałam go przypadkiem. Miałam dość ojca. Opowiedziałam Toniemu moja historie, lekko okrojoną, lecz prawdziwą. Od tego czasu byliśmy nierozłączni. Lubiłam go, a on chronił mnie przed tym potworem. Skończyło się bicie mnie, bo gdy tylko przybył mi jeden siniak lub zadrapanie Anthony wpadał w szał i dawał popalić mojemu zaćpanemu staremu. On mnie kochał, ja go nie. Uprawialismy seks, było miło tylko miło. Chciałam jego dotykiem zetrzeć gwałt i upokorzenie. Sprawił, że bliskość przestała mi się kojarzyć z przemocą i obrzydzeniem. Zawsze był delikatny i mówił, że mnie kocha. To zaszło za daleko. Musiałam odejść. Przypomniałam sobie jego mina w kawiarni, kiedy ostatni raz go widziałam, był zrozpaczony. Dzwonił do mnie tygodniami, a ja go ignorowałam. Dopiero podczas przypadkowego spotkania wyłożyłam karty na stół. Jestem taka sama jak Sharp. On też się do mnie nie oddzywa, a ja wypisuję i  wydzwaniam, błagałając o uwagę. Tylko teraz karty się odwróciły. Cierpię ja. Jestem żałosna hipokrytką.  Biegam teraz po plaży i odległe wspomnienia przelatują mi przed oczami. Dociera boleśnie świadomość, że wcale nie jestem dobrą osobą. Byłam ofiarą pół mojego życia. Wykorzystałam Toniego i on stał się moją ofiarą. Ofiarą mojego egoizmu i chęci samoprzetrwania. On mnie pokochał bezwarunkowo, a ja go zostawiłam. Uświadamiam sobie, że być może teraz los ze mnie drwi i teraz Mój Jason wykorzystuje mnie. Przecież to niemożliwe, że coś do mnie czuję . Źle mnie traktuje, czasem czuję się jak pies na smyczy, nawet nie pofatygował się dać mi znać, gdzie jest. Czy to przez moją historię, którą mu opowiedziałam?                     Po co mu potrzebna tak złamana dziewczyna? Dziewczyna nikt..                                                         Ta świadomość boli tak mocno...           Czy tak wygląda miłość?                     Jest bezwarunkowa mimo, że ktoś Cię rani?                                                      Tak mocno? Czy tak czuł się Anthony, kiedy go zostawiłam?                       Teraz rozumie jego ból ...                  Konam przez Sharpa...                            Z tych przytłaczających uczuć do niego...                                                     Dlaczego to tak boli....                               Uświadamiam sobie ,że kiedy go nie ma blisko ,to tak jakby nie było powietrza ....                                               Jakby krew we mnie nie płynęła, jestem zimna ....                                         Potrzebuję go, żeby przywrócił moje krążenie...                                                   Żeby moje serce zaczęło pompować krew ...                                                   Pot kapie mi z czoła, kucam na brzegu, woda obmywa moje adidasy, ale mam to gdzieś.  Na te myśli i zrobiony przed chwilą rachunek sumienia z przeszłości zaczynam się dusić. Kaszle bez przerwy do czasu, aż płuca i gardło zaczynają szczypać nie do wytrzymania. Jakby ktoś wbijał mi jakies ostrze w przepone. Łapię się za serce...odpływam....

Sharp Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz