Niczym przyczajona dzika zwierzyna podążamy za krzykiem, który wwierca się w moją głowę. Nieeee,nieeeee!- . Piepszone nie. Jestem pewny, że to Amanda. Najchętniej pokazał bym swoje prawdziwe ja i bez zastanowienia rozwalił pół tego domu i zaczął w furii strzelać na oślep ,zabijając każdego kto napatoczy się na mojej drodze. David mnie zna, wyczuwa moje myśli. Wskazuje dłonią na mnie i przecząca kręci głową. W myślach mnie karci Nie tym razem Sharp. Jestem niestety brutalnie trzeźwo myślący, nie możemy zaryzykować życia małej. Nie mogę zabijać, nie mogę strzelać, mimo żądzy krwi, dopóki nie zbadamy terenu i nie upewnimy się ,że jest bezpiecznie. Gra toczy się o bardzo wysoką cenę. Kierujemy się schodami na piętro, dokładnie lustrując każdy zakamarek. Dom nie jest zbytnio luksusowy. Widać ,że nadaje się do remontu i został zakupiony w danym celu. Czy ten świr kupił go specjalnie z myślą o porwaniu? Na samą myśl, że planował to od dawna, a ja niczego nie zauważyłem zaczynam zaciskać szczękę. Słyszę zgrzyt zębów i krew, która wypływa mi z zagryzionej wargi. Wycieram ja rękawem i idę dalej, na piętrze jest czysto. Jesteśmy pewni, że poddasze kryje wiele tajemnic. To z tamtąd dobiegają stłumione głosy i skrzypienie podłogi. Julius był bardzo pewny siebie. Nie spodziewał się, że dowiemy się o tej żałosnej ruderze. Jest głupi, przecież mamy wiele wtyczek w mieście. Jeśli ktoś jest w kręgu naszych zainteresowań, przestaje być anonimowy. Poddasze jest ciemne i śmierdzi tu stęchlizną ,jakby nie było wietrzone parę lat. Znajduje się tu kilka par drzwi. Przykładami kciuk do ust na znak grobowej ciszy i nadsluchuje jakiekolwiek szmery. Do moich uszu dochodzą dźwięki z drzwi na samym rogu korytarza. Serce wali mi jak oszalałe ,aż piecze mnie w klatce piersiowej. Ten ból jest nie do zniesienia. Mam cholernie chujowe przeczucia. Daje znać chłopakom, że wchodzimy. Kopię z całych sił w drzwi, otwierają się z hukiem waląc o ścianę, a to co widzę w środku załamuje mnie. Na środku łóżka leży Amanda. Jej dłonie i nogi są rozłożone i przykłute łańcuchami do dużego sypialnianego łóżka. Nad nią klęczy nagi, obleśny grubas, kiedy nas dostrzega zeskakuje z łóżka z gołą dupą i podciąga spodnie ,wyciągając spluwę z tylnej kieszeni i wymachuje nią próbując nas zastraszyć . Coś z tym facetem jest nie tak. W jego oczach znajduje się zło, brudne, aż do szpiku kości. Nie jestem dobrym człowiekiem, nie zadaje się z dobrymi ludźmi, żyje w gównie od dziecka, ale jego otacza diaboliczna aura. Ślina kapie mu z ust, niczym wściekłymu psu. Ten facet mnie odraża. Już dawno by zginął, jednak trzyma bezbronną Am na muszcze. Na samą myśl co mógł jej zrobić, bądź zrobił przepełnia mnie czyste szaleństwo. Szczerzy się i warczy -Jeśli ja nie mogę jej mieć nikt nie może ?rozumiecie ?tyle lat na nią czekałem - oblizuje wargi i uśmiecha się szelmowsko ukazując kilka złotych zębów. Wzdrygam się..... I uświadamiam sobie, kim on jest... To pieprzony Adam, brat Juliusa. Jej demon i oprawca. Odbezpieczam spluwę, w wyobraźni już widzę jego odstrzelony łeb na tej białej ścianie . Będzie ładnie kontrastowało. Biel i czerwień. Od dziś można je uznać za moje ulubione kolory. Nagle zza jego pleców wyłania się Julius i zaczyna strzelać na oślep. Huk dekoncentruję moja uwagę. Padają kolejne strzały, robi się chaotycznie i zanim dochodzę do siebie zauważam, że leżę na ziemi z przestrzelonym ramieniem. Musiałem na chwile stracić świadomość przez przeszywający mnie ból. Krew leci ze mnie jak z zarżniętej świni, ale mam to w dupie zagryzam zęby, wstaje i strzelam. Strzelam w dwa ciała leżące na podłodze. Ciała dwóch skurwieli, których chciałem wykończyć osobiście, powoli i z premedytacją. Strzelam sam nie wiem po co? żeby dołożyć jeszcze po kulce od siebie w piepszonym pakiecie? czy przez to poczuje się lepiej?nie sądzę. Następnie biegnę w kierunku łóżka i na oślep odpinam Amandę, działam jak w amoku. Widzę jak David łapie mnie za ramię, pot kapie mu z czoła i dyszy -Krwawisz kurwa! Szybko ona umiera!- przecieram oczy i dociera do mnie ,że białe prześcieradło, na którym leży moja Manda jest przesiąknięte krwią. Jej krwią. Dostała w brzuch. . Ona. Kurwa. Dostała. W. Brzuch. Od nadmiaru adrenaliny zasycha mi w gardle, nie czuję własnego bólu. Staram się zachować zimną krew, mimo iż od środka coś we mnie pęka. Pęka nieodwracalnie. Czuję, jakby mnie tu nie było, jakbym oglądał to wszystko z boku. Jakby moje pierdolone ciało odłaczyło się od duszy. Łapie ją delikatnie i niosę na rękach do samochodu. Odwracam się do braci -Upewnijcie się, że nie oddychają- Krew kapie mi z ręki, nie czuję nic, czuje tylko jej słabo bijące serce. Wsiadamy do wozu, wchodzę na tylne siedzenie, głaszcze ją po włosach i oglądam coraz bledszą twarz. Boże to się nie dzieje naprawdę. Jak w amoku rozpierdalam apteczkę i staram się jak najlepiej zabezpieczyć ranę i zatamować krwawienie. Ręce trzęsą mi się jak galareta, rozwalone bandaże i plastry latają po całym samochodzie. -Do szpitala kurwa - wrzeszczę ,chodź wiem ,że bracia wiedzą co robić i że juz tam jadą. -Co z tymi skurwysynami?-jęczę - On ją prawie zabił. Po raz kolejny. Nie wybaczę sobie ,że straciłem czujność- wale głową o siedzenie i prawie wyrywam sobie włosy z głowy zaciśniętymi pięściami. -Nie żyją. Upewniliśmy się. Zastrzeliłem ich. - Ali odwraca się i patrzy na mnie współczująco -Już jej nie skrzywdzą - -Nie rozumiesz?to nie wystarczy! chciałem ich męczyć katować. Chciałem ,żeby umierali w męczarniach ,odciąć im jaja i włożyć do gęby. A oni po prostu dostali kulkę w łeb. Ta kulka to dla nich pierdolona nagroda ,żadna kara- kręcę głową -Nawet nie wiem czy jej nie zgwałcili . Kurwaaaaa. Julius i jego pierdolony brat pedofil, którego nieudolnie szukaliśmy - histeryczny śmiech wyrywa mi się z gardła. Czuje coś słonego na języku , to łzy moje piepszone łzy. Czuje się bezsilny. Kule się i kołysze jej ciałem głaszcząc ja po głowie i zapewniając ,że wszystko bd dobrze. Nic kurwa nie będzie dobrze. -Kiedy będziemy w piepszonym szpitalu?- -Za dziesięć minut, jedziemy najszybciej jak się da. Uspokój się Sharp. Nie jesteśmy w stanie się teleportować. Wszystko bd dobrze- David klika w komórkę i sprawdza jeszcze raz trasę. Jesteśmy na obrzeżach, nie znamy tej drogi. Jestem tu może drugi raz w życiu, a liczy się czas. Każda minuta. Nerwowo cały czas sprawdzam puls Amandy i przytulam ją delikatnie ,jakby była że szła. Przyciągam delikatnie usta do jej ust i cały się trzęsę, muszę poczuć jej delikatny oddech ,żeby upewnić się ,że napewno żyje. Mam mętlik w głowie i wiem, że zaraz zwariuje. Każda sekunda ciągnie się jak godzina. -Jas--oo--nn- z myśli wyrywa mnie cichutki głos Amandy. Jest ledwie słyszalny, przez chwilę wydaje mi się ,że tylko się przesłyszałem, ale to nie omamy. Podnoszę głową i zauważam jej nieobecny przerażony wzrok. Pocieram nerwowo nos i wycieram mokre policzki. Nie mam słów, kiedy patrzy na mnie tymi pięknymi , przerażonymi oczami. -Przepraszam- szepcze do niej. Nie wiem czy docierają do niej te słowa. W momencie podnosi dłoń i głaszcze mnie po policzku - To ja przepraszam.- dodaje -Czy Mel, czy Mel jest bezpieczna ? Chrypi ostatkiem sił i próbuje przełknąć ślinę, zauważam, że ta prosta czynność sprawia jej niesamowity dyskomfort. Głaszcze ją uspokajająco, chodź w środku czuje się jak wulkan w czasie erupcji -Tak jest bezpieczna ,cały ten czas była w domu. Myśl teraz o sobie aniołku. Walcz - mówię łamiącym się głosem. Spogląda na mnie z czułością, jej wzrok jest gdzieś daleko. Zaczyna tracić kontakt z rzeczywistością i lekko charczy. Łapię ją za ramiona i przytulam do siebie, lekko potrząsając -Walcz kochanie, walcz ,błagam!!! Kocham Cię ,kurwa mać....tak bardzo Cię kocham, nie zostawiają mnie. Nie zostawiaj-! Otwiera lekko jedno oko i krzywo się uśmiecha -Też Cię ko--ch---ammm- i odpływa. Jestem wrakiem, wpadam w otępienie. -Ona umiera. Umiera...- Ali parkuję z piskiem opon pod szpitalem. Biorę Amandę na ręce i biegnę jak wariat błagając o pomoc. Wszystko dzieje się jak przez mgłę. Prawie chce pobić lekarza ,który odciąga mnie od Amandy, kiedy biorą ją na salę operacyjną. Chce być cały czas z nią, mimo ,iż zdaje sobie sprawę, że nie mogę operować za lekarza . Postradałem zmysły ,gdyby nie Ali i David siedział bym już na dołku czekając na zarzuty za pobicie personelu medycznego. Jakaś drobna kobieta sadza mnie na wózku i wiezie do jakiejś sali, pierdoli coś o moim ramieniu i o wyciąganiu kuli. Pierdole moje ramię. Wyrywam się i chce dać nogę z tego wózka, kiedy czuję ukłucie w ramię. ************************************
-Stary wszystko w porządku?- słyszę jak za mgłą docierający do mnie powoli głos Davida. Nachyla się nade mną i robi wielkie oczy, niczym udręczony pies. Co kurwa.. Postrzelona Amanda. Szpital. Krew. Julius i Adam. Porwanie. Śmierć . Czuje się jakbym dostał kijem bejsbolowym, kiedy wszystkie wspomnienia migają mi przed oczami. Leżę w jakimś szpitalnym łóżku, przechylam głowę i zauważam opatrunki na ramieniu. Wyrywam kroplówki z moich ramion. David nie wypowiada słowa, kiedy kieruje się do drzwi wyjściowych. Przy drzwiach stoi Ali, rozmawia przez telefon z Knezevicem, słyszę kiedy krzyczy jego piepszone nazwisko, ale mam to gdzieś. Muszę poszukać małej, muszę wiedzieć, czy z nią wszystko w porządku. Czuje rękę na ramieniu, warczę pod nosem- Co do chuja?- Ali staje przede mną - Stary ona jest operowana. Wszystko będzie dobrze. Lekarze nic Ci kurwa nie powiedzą, jeszcze nie teraz. Usiądźmy, poczekajmy.- pociera ręką o nasadę nosa i kontynuuje - Rozmawiałem z Knezevicem. Sprawa załatwiona, ten piepszony dom stanął w płomieniach. Razem z tymi ścierwami- . Głosy dochodzą do mnie jak przez mgle. Jestem wkurwiony, bardzo wkurwiony i zaraz zrobię coś głupiego. Amanda walczy o życie, a on piepszy o jebanym Knezevicu. W tym momencie mam to gdzieś, liczy się tylko ona. Słyszę przytłumione dźwięki, Davida , płacząca Nikki, szmery na korytarzu i piepszone myśli w mojej głowie. Siadam na niewygodnym krześle, łapie się za włosy i kołysze niczym bezbronne dziecko, wiem, że w tym momencie nic nie zależy ode mnie, nienawidzę tej świadomości. Nikt do mnie nie podchodzi, nie pociesza. Wiedzą, że jeden fałszywy ruch i eksploduję. Dźwięk otwieranych drzwi skrzypi w mojej głowie, podnoszę ją i widzę lekarza z posępną miną. Dźwięki w mojej głowie każą mi go złapać za kark i delektować się dźwiękiem łamanych kręgów. Jeśli jej nie uratowali zabije każdego, kto wejdzie mi w drogę. Jestem piepszonym tchórzem, wiem, że jego słowa mogą zaraz zmienić bieg mojej nic nie wartej egzystencji. -Panstwo z rodziny Pani Amandy Holtz?- chrząka -Informacje na temat zdrowia pacjentki mogę udzielić tylko rodzinie- tłumaczy, chowając się wzrokiem. Podchodzę do niego pewnym krokiem -Jestem jej mężem. Co z moją żoną? Kiedy się wreszcie czegoś dowiem- syczę przez zęby. -Pana żona została postrzelona w okolicach miednicy, nabój przebił tętnice maciczną.-przerywam mu i wrzeszczę. Muszę wiedzieć tylko jedno -Czy ona żyje!?- -Żyje. Została wprowadzona w śpiączkę farmakologiczna. Bądźmy dobrej myśli, powinna się obudzić za kilka dni, niestety dziecka nie udało się uratować. Bardzo mi przykro-. Pocieram dłonią czoło, przez chwilę przetwarzam o czym mówi ten idiota. -Dziecka?-. -Tak Pana żona była w dziewiątym tygodniu ciąży. Robiliśmy wszystko co możliwe, lecz ciąża była nie do uratowania -. Brakuje mi słów. Stworzyliśmy dziecko, a oni nam je odebrali. Serce rozpiepsza mi się na drobne kawałki. Dziecko. Owoc naszej dwójki.
CZYTASZ
Sharp
RomanceGorący dark romance‼️ Pierwszy tom dylogii opowiadajacy historię Jasona "Sharpa" i Amandy . -W moich żyłach płynęła tylko ONA....była moją świ...