Przebłyski światła. Jasność przebijająca się przez mgłę. Ból zmieszany z przyjemnością. Głosy. Cholerne głosy, doprowadzające do tępego pulsowania w mojej czaszce. -Prosze iść się na chwile przespać, żona czuje Pana obecność, jeśli tylko się obudzi zadzwonimy. Proszę pomyśleć o sobie,od tygodnia nie zmrużył Pan oczu-. Ból w skroniach miesza się z ciepłą wodą spływająca po policzkach. To łzy. Piepszone łzy. Tęsknoty za życiem, za mężczyzna, który prowadzi je na właściwy tor. -Prosze się nie przejmować i zająć się sobą- słyszę zmęczony i wypruty z emocji głos Sharpa- Dopóki się nie obudzi nie zamierzam ruszyć z tąd dupy- karcące głosy kobiety rozchodzą się w oddali. Odważna. Jęk zaczyna dusić moje gardło, próbuje wykrzesać jakieś słowo, ale niewyobrażalny ból w okolicy brzucha to paraliżuje. Odruchowo łapię się za niego. Zauważam Jasona pochylonego nademną, serce chce mi się wyrwać z piersi. Czuje ciepło rozpływające się po moim ciele. Wygląda jak upadły demon, cienie okalają jego czarne oczy. . Co się dzieje? Czy to sen? Czy mój mózg płata mi tylko figle? Czy jestem w szpitalu? Coś ciągle pika i puszczy doprowadzając mnie do szału. Z pół otwartych oczu dostrzegam ekran i rurki poprzewieszane po moim ciele. Tak zdecydowanie jestem w szpitalu. Próbuje otworzyć usta, ale coś mnie blokuje. Mam w nich tak sucho , że nie jestem w stanie wykrztusić słowa. Sharp wstaje, przyciska alarm wzywający pielęgniarkę. Dźwięk dudni mi w głowie niczym piepszone basy w zatłoczonym nocnym klubie. To nie do wytrzymania. Do pokoju wchodzi kobieta ma miłą twarz i jasne, przypruszone siwizną włosy. Mówi coś w kierunku Jasona, ten macha rękoma, jest w nim coś demonicznego. Traci cierpliwość. Wszystko zaczyna się rozmazywać... ************************************
Mijają godziny, a może nawet dni. Nie wiem, czuje się taka słaba i bezbronna. Otwieram oczy, potem je zamykam. Słyszę stłumione głosy, rozmazane postacie, dziwne szepty, ale nie rozpoznaje czyje. Po pewnym czasie czuje się coraz lepiej, zaczynam widzieć wyraźnie, a szepty dopasowuje do danych osób. Otwieram oczy, leżę w białym szpitalnym łóżku, jestem przypięta do jakiejś aparatury. Zaczynam wrzeszczeć. Czyjaś dłoń zaczyna gładzić mnie po czole, uspokajam się. Podnoszę wzrok i dostrzegam zmartwiona twarz Aliego. Coś w środku podpowiada mi, że stało się lub stanie coś okropnego. Słyszę szuranie krzesła po podłodze. Odsuwa je, aby usiąść przy łóżku. -Wszystko wporzadku Amando?- jego głos jest zbyt poważny, zachowuje się jak nie on. Jestem przerażona. Zaczynam nerwowo przebierać rękoma, Ali łapie mnie za nie i przytrzymuje - Kochana pamiętasz coś? Leżysz tu od dwóch tygodni, ale powoli dochodzisz do siebie-. -Gdzie on jest?- tylko to przychodzi mi do głowy, potrzebuje jego obecności, żeby nabrać sił. W zachowaniu Alliego zauważam zmieszanie i dezorientację. Zaczyna nerwowo bawić się krótko obcięta brodą. Coś ukrywa, nerwowy dreszcz przeszywa moje ciało. Oblizuje spierzchnięte wargi i w niemej ciszy wymuszam na nim cholerna odpowiedź. Ta nie nadchodzi. Kręcę głową w dezorientacji i ocieram spływająca w samotności jedna cholerna łzę. Przysięgam sobie, że ostatnia łzę. -Wiem,że tu był, kiedy byłam słaba i nieprzytomna. Słyszałam jego głos jakby w oddali, ale jestem tego pewna. Czy z małą Em wszystko w porządku?- Chodzi nerwowo po sali, kręci głową i nerwowym tonem odpowiada -Tak, to nie o to chodzi...- przerywa, patrzy na mnie przepraszającym spojrzeniem, kiedy słyszę otwierające się drzwi. Do sali wchodzi lekarz, uśmiecha się ostrożnie i gładzi nerwowo palcami po brodzie. Przyglądam się mu, pytająco spogląda na Aliego. Ten daje mu znak kręcąc przecząco glową. Jestem zirytowana cała sytuacja, wybucham -Co tu się kurwa dzieje!?- po chwili jęcze z boku w podbrzuszu. Rozumiem ,że nie mogę się nerwowo zrywać że względu na obrażenia, ale mam to w dupie. Wszystko mnie boli, nie mam przy sobie jedynej osoby, której potrzebuje i czuje, że wszyscy coś ukrywają. Coś jest bardzo nie tak. Ali siada przy łóżku, wskazuje palcem w stronę drzwi. Lekarz opuszcza sale. Ma zbolały wzrok, opiera ręce o kolana i patrzy przed siebie. Moje serce zamiera. Umysł skupia się na najczarniejszych myślach. Czy coś się stało Sharpowi? Czy to przez to go nie ma ? Czy tylko wydawało mi się, że słyszałam jego głosy wcześniej w szpitalu? Ali podnosi głowę, czyta ze mnie jak z otwartej księgi. Wie o czym myślę... Kiwa przecząco glową -To nie to- szepcze -Mała...z tym chujem wszystko wporządku- wstaje, kopie w krzesło. Kupa drewna przewraca się, a metalowe nóżki odbijają się po całej sali. Pęka jedna, przeklęta płytka. Spoglądam na rysę i myślę jaki kształt po sobie zostawiła .Jest banalny. Zwykła szrama, prosta kreska. Serce bije mi coraz szybciej. Słyszę je puk puk puk. Jego rytm życia dobija się po całej sali -Byłaś w ciąży mała, kiedy Cię postrzelili. Straciłaś dziecko, twoje dziecko!- wzdycha i czeka na moją reakcję, nerwowo szarpiąc brodę. -Nasze, nie moje- szepcze, pojedyncza, samotna łza moczy mój policzek. -Wyjdz- szepcze -Wypierdalaj z tąd- w moim głosie słychać spokój, a w duszy panuje burza z piorunami, cholerne tornado, które niszczy mnie od środka. Czuje bolesne palenie w okolicy serca, jestem pusta ,kurwa pusta. Jedyna istota, która byłaby ze mną na dobre i na źle umarła. Cała reszta ma mnie w dupie. Jak mogłam się nie zorientować ? Bezpowrotnie tracę siebie. Jak mogło mi zależeć na takim egoiscie? jestem dla niego takim kurwa zerem ,że wysyła posłańca do przekazania mi takiej informacji? -Przepraszam ,że tak wyszło, przepraszam za niego- mówi ledwo słyszalnie Ali -Zawsze był dupkiem, wiedziałaś -konczy. Jestem naiwna ,całe życie byłam głupia. Koniec z tym. Koniec z bycia ofiarą. Pieprzony szyndrom sztokholmski. -Wyslał pomagiera- kręcę głową -Piepszony gnój, nienawidzę go ! Kurwa słyszysz? Nienawidzę!-. Podnoszę dłoń i macham dłonią w amoku- Nienawidzę, to pieprzony koniec!-. Patrzy mi w oczy porozumiewawczo wyciągając z kieszeni zgięta kartkę -Prosił, żebym Ci to przekazał- podaje mi ja. Nie chcę jej dotykać ,bo on ja dotykał. Wskazuje palcem na szafkę obok, nie mam już siły na więcej kłótni. Niech ja tam zostawi i wyjdzie. Ali kładzie ja na wyblakłym białym stoliku i oddała się w kierunku wyjścia, kiedy jest już przy samych drzwiach wykręca się w moim kierunku i dodaje - Trzymaj się piękna, zasługujesz na cos lepszego-. Kiedy słyszę brzęk zamykanych drzwi, zaczynam płakać tak mocno, jak nigdy w życiu. Złamał mnie. Przecież tego chciał i zrobił to w najgorszy sposób. . Budzę się po paru godzinach, a może dniach. Dookoła łóżka stoją pielęgniarki i lekarz. Patrzą się na mnie jak na eksponat muzealny. Mężczyzna wskazuje na pielęgniarki, a potem na drzwi. Kobiety wychodzą. -Musze z panią porozmawiać na osobności- chrząka, a na jego profesjonalnej twarzy pojawia się grymas. -Słucham? Jeśli chodzi Panu o moje poronienie. Muszę uprzedzić i zaalarmować, że o wszystkim wiem.- usmiecham się próbując ukryć łamiący się głos - Dla Pana to tylko kolejny przypadek. Dla mnie ciężka strata. Coś jeszcze? Jeśli chce mi Pan powiedzieć, że Panu przykro to proszę sobie darować i wracać do swoich obowiązków. Nie potrzebuję litości.- rozglądam się po sali, sterylność tego miejsca mnie irytuje - Kiedy wyjdę z tego cholernego szpitala?-. -Moja droga, uspokój się tu chodzi o twoje zdrowie. Podczas postrzału została uszkodzona tętnica maciczna oraz jajnik. Musieliśmy wyciągnąć pocisk, co nam się na szczęście udało. Niestety straciła Pani dużo krwi i konieczna była transfuzja. Szybko interweniowaliśmy, aby ratować Pani życie. - Moje serce bije w szybszym rytmie, obraz mi się rozmazuje. Nie oddzywam się czekając na słowa, które nadejdą - Przykro mi to mówić, ale prawdopodobnie będzie Pani bezpłodna. Sugerowałbym jednak znalezienie odpowiedniego specjalisty i skonsultowanie wyników badań.- Zaczynam płakać. Łzy leją mi się strumieniami, zamazując obraz świata. Łapie ten cholerny list i rozrywam na kawałki. Sharp.
Kolejna szklanka whiskey nie daje mi ukojenia. Bar wydaje mi się coraz bardziej przytłaczający i obskurny. Zaciskam mocno knycie, prawie rozkruszajac szklankę z alkoholem w ręku. Bezustanne wibracje telefonu w kieszeni spodni doprowadzają mnie do szału. Potrzebuje chwili jebanego spokoju i kolejnych procentów w krwiobiegu. Zostawiłem ją za sobą. Zostawiłem kobietę o przenikliwych niebieskich oczach, które niemal zburzyły lud na moim sercu. Niemal..... Powiedziałem jej, że ja kocham... Powiedziałem jej, bo myślałem że umiera. To był jedynie jebany przypływ emocji. Ja nie kocham. Teraz leży w szpitalu, cierpi po stracie dziecka ,a ja jak frajer siedzę w barze i upijam się do nieprzytomności ,a brudna robotę wykonuje Ali. Tak będzie lepiej. Może wtedy zrozumie, że mnie nienawidzi. To ja sprowadziłem na nią całe to gówno i namieszałem jej w głowie. Jest młoda, piękna i ułoży sobie życie. Na samą myśl o niej i o jakimś potencjalnym frajerze mam ochotę rozwalić łeb każdemu w tej spelunie. Czuje się cholernie winny tego co ja spotkało. Prawdopodobnie będzie bezpłodna, to złamie jej serce. Dopijam ostatni łyk. Wstaje rzucam z impetem szklanka o paskudna terakotę, pojedyncze odłamki szkła ozdabiają podłogę. Czuje czyjąś rękę na ramieniu , odruchowo chce komuś wjebac w akcie obronnym. -Wyluzuj kurwa to tylko ja- otumanionym wzrokiem zerkam na Aliego - Wszystko z nią załatwiłem. Przekazałem jej twoje wypociny. Jedyne co mogę powiedzieć to to, że jestem chujem-. Mierze go groźnym wzrokiem, chwiejnym krokiem wychodząc z baru - Najważniejsze, że jest bezpieczna, że Adam jej nie zagraża. Smaży się teraz w jebanym piekle, gdzie jego miejsce-. Wychodzimy. Zajmuje miejsce pasażera, trzaskając drzwiami i zostawiając ostatnie kilka miesięcy za sobą. Jak gdyby kurwa nie istniały...

CZYTASZ
Sharp
RomanceGorący dark romance‼️ Pierwszy tom dylogii opowiadajacy historię Jasona "Sharpa" i Amandy . -W moich żyłach płynęła tylko ONA....była moją świ...