30. Sharp

62 1 0
                                    

Kierujemy się z dziką prędkością na tyły magazynu we wschodniej części Sarasoty. Minęły dwa tygodnie, piepszone dwa tygodnie i dopiero namierzyliśmy tego gnoja. Nie mogę sobie wybaczyc, że przez cały ten czas przetrzymywał ją zaledwie parę kilometrów od mojego biura , przejeżdżałem tędy niemal każdego dnia. Wściekły wale pięścią o kierownice, a drugą dłonią ściskam ją z taką mocą, że zbierały mi knycie.          -Kurwa!- syczę i jeszcze przyspieszam, kawałki piasku uderzają w szyby i zamazują widok drogi.                             .                         -Stary, uspokój się- klepie mnie ostrzegawczo David -Bo nas tu kurwa wszystkich pozabijasz i nie dojedziemy do Am -. Wyrywam się i krzyczę - Zabije go, kurwa zabije. Nie śpię od pierdolonych dwóch tygodni. Dobrze, że chociaż Melania jest bezpieczna, to Amanda była celem. Nie wybaczę sobie tego, rozumiesz? Nie wybaczę- spuszczam głowę i syczę -A ja ją jeszcze oskarzyłem, że nie umię się zająć dzieckiem. Słyszysz ?oskarzyłem ! Jestem skończonym dupkiem. Nie zasługuje nawet na jej wybaczenie. Nie dorastam jej do pięt. On przeze mnie ja porwał -. Spuszczam głowę i zgrzytam zębami   - Przeze mnie. Rozumiesz ?Czy ciężko ? Przed zazdrość, przez rozjebanie mu pół twarzy. Mam jeszcze wyliczać? Powinniśmy go od razu zabic. Ale nie? jestem egoistą i chciałem mu pokazać kto tu rządzi. Chciałem, żeby do końca życia oglądał swoją oszpecona gębę i myślał o mnie. Miałem daleko jego zemstę, ale zapomniałem, że życie toczy się nie tylko wokół mnie - . Dojeżdżamy pod magazyn i parkuję samochód z piskiem opon. Wychodzę i zamykam z impetem drzwi ,bracia patrzą na mnie zmartwionym wzrokiem, ale nic się nie oddzywaja. Otwieram bagażnik ,wyciągam niezawodnego glocka czterdziestkę piątkę i kierujemy się w stronę tylnego wejscia. Nie widać tu znaku życia, myśli odbijają się w mojej głowie niczym niechciane duchy, jeśli jej coś zrobił nie będą umiał z tym żyć. Otwieramy drzwi, śledząc każde pomieszczenie, wszędzie pusto. Postanawiamy się rozdzielić , magazyn jest ogromny. Wybieram piwnice , chce być na pierwszej linii frontu, a z autopsji wiem, że tam najprędzej ją może przetrzymywać. Tak bardzo pragnę ją zobaczyć całą i zdrową. Jej anielską ,niewinna twarz.   Po co ją skalałem?                                    Po co przywiązałem do siebie ?Jestem samolubnym idiota ..                                    Otwieram kopniakiem kolejne drzwi i nigdzie jej nie ma ,to mnie wykańcza. Podchodzę do ostatnich, starych, metalowych. Szarpie za klamkę ,są zamknietę. Serce podchodzi mi do gardła.                           Czy ona tam jest?                     .                  Czy jest całą i zdrowa?                         Nie zastanawiając się długo, celuje pistoletem w zamek. Drzwi momentalnie stają przede mną otworem. Wchodzę i ilustruje całe pomieszczenie. Przez szczeline małego, piwnicznego okna widać przebłyski światła. Panuje tu wilgoć, smród i brud. Jestem zawiedziony, jest pusto . Zapalam światło i dokładnie przeszukuje to miejsce, każdy szczegół jest na miarę złota. W rogu zauważam sporo śladów krwi. Zaciskam pięści i podchodzę bliżej. Klękam na jedno kolano i palcem przejeżdżam po czerwonym szkarłacie, zawieszam na nim wzrok i zbliżam palce do nosa, łudząc sie, że rozpoznań po zapachu, czy krew należy do małej. Żałosne ...nie potrafię jej wyczuć. Coś we mnie mówi mi, że duża ilość krwi w tym miejscu nie należy do niej. Jest gęsta , śmierdzaca i metaliczna, a  wszystko co do niej należy jest lepsze, delikatniejsze, subtelniejsze, nawet piepszona krew. Umysł płata mi figle i uświadamiam sobie, że bredzi, jakbym tracił głowę. W bliskiej odległości dostrzegam koszulkę i biustonosz. To ta koszulka i ten biustonosz, który widziałem na niej dwa tygodnie temu. Głowa zaczyna mi pulsować, widzę podwójnie i ledwo łapie oddech, czuje ogarniający moje ciało paraliż  strachu. Ona tu była ...o Boże! Teraz mam niezaprzeczalne dowody. Pierwszy raz w życiu zauważam  w sobie przebłyski człowieczeństwa i czuję bezsilność. Upadam na kolana z całej siły ściskam resztki jej ubioru, wąchając zapach, który na nim pozostał. Zapach brzoskwiń, słońca i kwiatów, tak cholernie niepowtarzalny. Zaczynam ryczeć niczym dzikie zwierzę, aż zdzieram sobie gardło i nie potrafię nic więcej z siebie wykrzesać. Nie wiem ile czasu mija, zanim podnoszę się z ziemi. Obolałe kolana odmawiają mi posłuszeństwa, czuje się jak pijany. Pomszczę ją, pomszczę jej cholerne cierpienie. Muszę ją odnaleźć ,a jeśli to zrobię, wreszcie nie zachowam się jak skończony egoista. Nie zasługuje na nią ,to przeze mnie znalazła się w tym gównie. Czas wyrównać rachunki i zapłacić za grzechy Sharp. Nawet, jeśli ceną jest śmierci.                                                 ************************************ -Co tam stary ?- przełykam gulę w gardle i kontynuuje rozmowę z Knezevicem. Po zaginięciu Amandy za specjalna opłata pomaga w sprawie.       -Mam nadzieję ,że coś nowego. Nie mam czasu na bzdury. Szukamy dalej. Cholerny magazyn przejęliśmy za późno. Owszem byli tu, ale się zmyli. Musiał dostać cynk.-.                                    - Mam złą i dobrą informację - słyszę w słuchawce.                                                 -Dawaj, nie mamy czasu - włączam tryb głośnomówiący ,żeby wszyscy slyszeli.                                                            -Mam drugi trop, gdzie może być Amanda. To drugie mieszkanie Juliusa, kupił je zaraz przed jej porwaniem. Może ja tam trzymać , pewnie mysli, że nikt o nim nie wie. Teraz jeszcze ta zła wiadomosc, facet, który ją molestował, kiedy była dzieckiem jest w Sarasocie. Był widziany w niedzielę w jednym ze sklepów , nagranie jest wyraźne . To on. - na te słowa nerwowo zaciskam zęby i ledwo słyszalnym głosem warcze - Kurwa , jeszcze tylko tego brakowało-.                                                   - A teraz trzymaj się. -                         -Nie graj w gierki tylko mów-          -Adam Mccoy to brat Juliusa-.           Tego już za wiele. Tracę na chwile orientację, głowa chce mi chce eksplodowac. Piepszona migrena wraca ze zdwojoną siłą. Odrywam jedną dłoń od kierownicy i pocieram  pulsujące skronie.                             -Wyślij mi ten pierdolony adres. Już.-. -Robi się -.                                                       -Uspokój się stary. Już prawie. - cedzi przez zęby z niepewna mina David.    Chce mnie pocieszyc. Rozumiem to, ale na ten moment wolę pierdolona ciszę. Po otrzymaniu lokalizacji bez słowa pędzę w kierunku Amandy. Jedziemy już pół godziny, które ciągną mi się jak cały dzień. Mam przed oczami najgorsze obrazy ,przez te pół godziny mogło się wiele wydarzyć. Nawigacja wskazuje nam kamienistą, opuszczona drogę ciągnąca się bez końca. -Niezle się szuja skamuflowała. Gdzie ten dom ?- syczę.             -Pokazuje mi w lewo za trzysta metrów - odpowiada Ali zerkając na mapy google. Zgrzytam zębami i powoli zmierzam do celu , skrupulatnie najpierw trzeba zbadać teren. Moim oczom ukazuje się asfaltowy podjazd. Dom z daleka wygląda jak niestrzeżony, nie ma nawet bramy. Idiota nie spodziewał się ,że znajdziemy jego nowa dziuplę. Parkuję samochód pod drzewem, kawałek za podjazdem do domu, resztę drogi pokonamy pieszo. Im dłużej będzie w niewiedzy o naszym istnieniu ,tym lepiej. Żyły pompują moja krew z taką prędkością , aż dudni mi w uszach. Mam zamiar wypruć mu wnetrzości za cały cyrk, który odstawia. Za nagrania upokarzające ją, za to, że tknął moją własność swoimi łapskami. On sobie poważnie nie zdaje sprawy z kim zaczął ? I ten jego braciszek, jeśli go dorwę przed śmiercią będzie brutalnie gwałcony, niech poczuje to co jego ofiary. Zafunduje mu niezłych ogierów. Brzydzę się tymi popaprańcami. Kierujemy się asfaltową drogą, uzbrojeni i w pełni gotowości. Dochodząc do domu badamy teren. Wygląda jak gdyby tu nikogo nie bylo, nie ma śladów życia. Zero światła ,odgłosów ,samochodu , nic...kurwa nic. Ali rozebrał zamek i otwiera drzwi do piwnicy, machając nam ręką na znak, że można wchodzić. Będąc już w środku da się słyszeć lekkie szmery i stukot stóp. Ewidentnie dom nie jest pusty. Wiem, że ona tu jest. Czuje to.               -Nieeeeee! Nieeeeeeee!-..... zastygam i spoglądam na chlopaków.                        To ona !                                                        To krzyk Amandy.                                    Podążam za nim...                                      Juliusie McCoy, nadchodzi Twoja śmierć.                                                       Twój prześladowca.                                Już się upajam Twoim strachem.   .      Zgiń.                                                                Bang.         

Sharp Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz