*Pov Maggie*
Następnego dnia obudziłam się dopiero koło dwunastej. Z racji na to, że była niedziela nie musiałam się z niczym spieszyć.
-Jak się spało siostrzyczko? - zapytał Mike jak tylko zobaczył, że weszłam do kuchni.
-Dobrze. Wyspałam się przynajmiej. - zahihotałam.
-Mało kto nie wyspałby się o tej godzinie.
-Jak dłonie?
-Nie wiem, jeszcze nie odwinąłem bandaży. - wyciągnął w moją stronę obie ręce.
-Zjem i zobaczymy. - powiedziałam robiąc sobie kanapki. Po ich zjedzeniu wzięłam się za odwijanie bandaży. - Dalej nie da rady. Materiał się przylepił do ran. Trzeba to odmoczyć.
Chłopak usiadł na krześle, a ja w tym samym czasie nalałam do miski wodę. Położyłam naczynię na stół i nożyczkami obciełam bandarze tuż przy dłoniach. Michael zamoczył dłonie w wodzie, a materiał powoli zaczął się odklejać od skóry. Po pół godzinie czekania wyrzuciłam do śmietnika materiał i z lodówki wyciągnęłam specjalną maść.
-Wiesz, że to boli? - zapytał, gdy nakładałam substancje na jego dłonie.
-A wiesz, że staram się zrobić to tak, żeby cię nie bolało? - odpowiedziałam mu pytaniem na pytanie.
-Ale to nie zmienia faktu, że boli. - jęknął zagryzając mocno dolną wargę.
-Chce ci tylko przypomnieć, że nie chodzisz do przedszkola od jakiś piętnastu lat. Jesteś już dużym chłopcem i wytrzymasz tę chwilę. - poklepałam go po ramieniu chwytając nowe bandaże.
-No chyba sobie żarty robisz! Nie chce żadnych bandaży!- krzyknął wyrywając się.
-Plastry się odlepią. - westchnęłam.
-No to bez tego.
-Nie, bo wytrzesz maść w spodnie. Znam cie. Dawaj łapy!- chwyciłam go za nadgarstek starając się dokończyć robienie opatrunku.
***
Miesiąc później po ranach zostały tylko sine, niestety widoczne blizny. Dzień w dzień poświęcałam dużo czasu na pomoc bratu przy ich pielęgnacji wcierając w nie odpowiednie maści i naświetlanie ich specjalnymi lampami. Z każdym tygodniem wyglądały coraz lepiej, ale do ideału jeszcze daleko.
-Mag, ja wychodzę! - usłyszałam głos brata dochodzący z kuchni.
-Ja też! - odkrzyknęłam i chwyciłam torebkę. - A ty mnie podrzucisz. - uderzyłam go lekko w ramię podchodząc do niego.
-Radź sobie sama. - prychnął otwierając drzwi.
-Ale to jest po drodze.- pociągnęłam go za rękaw uniemożliwiając mu wyjście z domu.
-Mylisz się. Po drodze do Martinusa jest Line, nie odwrotnie.
-To zróbmy inaczej. Podwieziesz mnie to Caroline, a reszte pojde sama. Umowa stoi?
-Nich ci będzie. - westchnął, a ja szybko wybiegłam z domu i wsiadłam do jego samochodu. Zapięłam pasy wpatrując się w brata, który kręcił głową na boki.- Jesteś strasznie uparta.
-To miał być komplement? - zapytałam ironicznie.
-Jak tam uważasz. - powiedział odpalając silnik i odjeżdżając spod domu.- Przyjechać po ciebie jak będę wracać, czy sobie jakoś sama poradzisz?- spytał, gdy dojechaliśmy na miejsce, lecz ja dobrze wiedziałam, że robi to tylko z grzeczności.
-Chyba sobie poradzę, ale w razie czego, będę pisać. - powiedziałam wychodząc z samochodu. - Dzięki, że mnie podwiozłeś. - pocałowałam go szybko w policzek i udałam się w kierunku domu mojego chłopaka. Na dworze mimo pory roku było naprawdę zimno. Zanim dotarłam na miejsce zdążyłam naprawdę zmarznąć. Zapukałam do drzwi i nie czekając, aż ktoś je otworzy, weszłam do środka.
-Dzień dobry! - krzyknęłam zamykając za sobą drzwi.
-Cześć Maggie. Miło cię znowu widzieć. - powiedziała przezchodząca obok mnie pani Gunnarsen.
-Panią również.
- Martinus jest u siebie. - uśmiechnęła się do mnie.
-Dziękuję. - powiedziałam i udałam się w wyznaczone miejsce. Bez pukania weszłam do środka. Tam na łóżku siedział Tinus i jakaś dziewczyna wyglądająca na nasz wiek.
-O Maggie, już jesteś!- zawołał chłopak widząc mnie.
-Ja może pójdę, bo widzę, że wam przeszkodziłam. - rzekłam wkurzona.
-Nie, zostań! Ja już miałam iść. - powiedziała dziewczyna i wyminęła mnie w drzwiach. Spojrzałam na chłopaka wzrokiem mówiącym mu, że ma przechlapane i z założonymi na piersi rękoma podeszłam do niego.
-Czy możesz mi łaskawie wytłumaczyć, kto to był?
CZYTASZ
Mistakes-Martinus Gunnarsen
Hayran KurguII część książki pt. "Why us? " -Myślałeś, że nigdy się nie dowiem? - zapytałam chłopaka patrzac na niego. Siedział na łóżku ze spuszczoną w dół głową. - Patrz na mnie jak do ciebie mówię!- wydarłam się na niego podnosząc w górę jego podbrudek. Każ...