Pov. StarkW moich oczach zebrały się łzy, gdy twarz nastolatka wykrzywiła się z bólu. Wyprężył się i jęknął dość głośno. Zdawało się, że nie docierało do niego to, że jest w nowym miejscu. Był tylko on i ból. Dzieciak zaczął wierzgać nerwowo, pojękując przy tym. Musiałem dać mu jakoś do zrozumienia, że tu z nim jestem.
-Hej, Pete, no już, spokojnie- wyszeptałem, głaszcząc go uspokajająco po włosach. Nawet na mnie nie spojrzał. Chłopak krzyknął i wygiął kręgosłup w łuk, zaciskając dłonie w pięści. Po chwili, krew zaczęła spływać po jego nadgarstkach. Kropelki potu pojawiły się na skroniach i czole dzieciaka, a po policzkach nieopanowanie spływały łzy. Bolało mnie to. Bolało mnie oglądanie tego. Najchętniej wyszedłbym stąd, bo nie mogłem na to patrzeć, ale... nie zostawiłbym go tak. Nie wolno mi.
W pewnym momencie Peter wbił palce w skronie, a po chwili, pierwsze krwawe ślady pojawiły się na nich. Nie myśląc wiele, chwyciłem go mocno za nadgarstki, odciągając jego dłonie od głowy. Przyciągnąłem je do ramy łóżka i dotknąłem ją rękami młodszego. Chłopiec natychmiast zacisnął palce na zimnym metalu, zgniatając go w drobnych dłoniach jak plastelinę. Zmarszczyłem lekko brwi i posłałem chłopcu zmartwione spojrzenie. Pojedyncza łza uwolniła się i spłynęła po moim policzku. On cierpiał, a ja byłem bezsilny.
Gdy usłyszałem kolejny krzyk, zamknąłem oczy i wiedziony instynktem, przysunąłem się do dzieciaka, podniosłem go lekko, po czym delikatnie ułożyłem na swoich kolanach i przytuliłem, czule gładząc go po włosach. Wtedy jego krzyki i jęki zmieniły się w płacz i ciche kwilenie.
-Jestem tu, Pete. No już, cichutko, mały. Cii, jestem z tobą- powiedziałem, tuląc go do siebie i starłem delikatnie łzy z jego policzków, mimo że wciąż pojawiały się nowe.
-T-To boli... Panie Stark, to boli...- płakał, kuląc się i mocno napinając każdy mięsień.
-Wiem, Pete. Wiem mały, wytrzymaj. Jesteś bardzo dzielny, wytrzymaj jeszcze trochę- zapewniałem, gładząc go po włosach i chroniąc przed upadkiem.
Nagle chłopak wyprężył się w moich ramionach i jęknął głośno, wyraźnie powstrzymując się od wrzasku. Nie musiał tego robić. Przy mnie mógł okazywać słabości. Dzieciak zacisnął dłonie w pięści, po czym szarpnął się nerwowo, zagryzając mocno dolną wargę. Przytuliłem go mocno do siebie, starając się jak najbardziej ograniczyć możliwości krzywdzenia siebie. Peter nieświadomie przejechał paznokciami po policzku, zostawiając na nim krwawe szramy. Mocno chwyciłem jego nadgarstki i przycisnąłem je do klatki piersiowej chłopca, tym samym unieruchamiając je. Peter jęknął niespokojnie, wierzgając bezwolnie w moich ramionach.
-N-nie... p-pro-szę...- wysapał. Bolało mnie serce. Nie mogłem go teraz puścić. Dzieciak cierpiał. Sprawiałem mu dodatkowy ból, ale nie mogłem pozwolić mu ranić się.
-Cii, będzie dobrze- szepnąłem, kołysząc się z chłopcem w ramionach- wszystko będzie dobrze, dzieciaku, cichutko- starałem się za wszelką cenę uspokoić młodszego, choć wiedziałem, że jest to niemożliwe, w obliczu okrutnego bólu, który raz po raz wstrząsał jego ciałem jak szmacianą lalką. Dzieciak skulił się i oparł głowę o moją klatkę piersiową, płacząc cicho. Co chwila brał głębokie, gwałtowne wdechy, by następnie wstrzymać oddech na jakiś czas. Jakby oddychanie było dla niego bolesne.
Kiedy poczułem, że Peter przestał gorączkowo wyszarpywać nadgarstki z moje uścisku, powoli puściłem je i delikatnie pogłaskałem chłopca po włosach. Ten natychmiast oplótł rękami moją szyję, chowając twarz w mojej marynarce i drżąc nieopanowanie. Wciągnąłem głośno powietrze na ten gest i przytuliłem chłopca do siebie, z całej siły starając się nie rozpłakać. Nagle, Peter szarpnął się niespokojnie. Natychmiast złapałem go mocno, chroniąc tym samym przed upadkiem na ziemię, jednak powodując też kolejny pisk bólu.

CZYTASZ
At all costs
FanfictionJest to KONTYNUACJA książki "No weakness" Jeśli nie czytałeś/czytałaś pierwszej części, to zapraszam, bo wydarzenia są ściśle związane! Czy Tony Stark będzie potrafił pogodzić się ze śmiercią chłopaka, którego pokochał jak własnego syna? A co, jeśli...