Pov. PeterRozglądałem się dziko, nie zatrzymując wzroku na niczym konkretnym. Każdemu mojemu ruchowi towarzyszyło niespokojne wzdrygnięcie. Mięśnie moich palców naprężały się i rozluźniały. Nerwowo tupałem nogą, nie potrafiąc się opanować. To siedzenie było dla mnie istną męczarnią. Całym sobą pokazywałem to, jak bardzo chciałem już wysiąść z tej limuzyny.
-Peter, siedź spokojnie- polecił zirytowany Kingpin. Obrzuciłem go zdezorientowanym spojrzeniem i spuściłem wzrok, niczym zganiony szczeniak. Starałem się. Naprawdę się starałem. Ale po tym co wziąłem, nie umiałem usiedzieć w miejscu. To było wręcz bolesne. Nosiło mnie. Nie minęły nawet dwie minuty, gdy znów zacząłem tupać nogą i drżeć na całym ciele, dosłownie podskakując w miejscu- cholera, uspokój się, przeklęty smarkaczu!- warknął pan Fisk. Spuściłem wzrok i zadrżałem.
-P-przepraszam- szepnąłem.
-Uspokój się, przeklęty smarkaczu!- warknął pan Fisk. Spojrzałem na niego łzami w oczach. Bałem się. Tak bardzo się bałem.
-B-błagam... ja n-nie chcę... nie mogę...- zacząłem mamrotać, kuląc się w miejscu i drżąc nieopanowanie. Mężczyzna posłał mi groźne spojrzenie, mówiące jasno, że nie okaże mi litości, o którą byłem w tej chwili gotowy błagać.
-Nie denerwuj mnie, gówniarzu i rób co ci każę!- krzyknął. Spuściłem wzrok na klęczącego lekarza. Mężczyzna w białym kitlu płakał, wpatrując się w nas z przerażeniem. On wiedział, że nie chcę tego robić. Wiedział, że bałem się tak samo jak on i równie mocno tego nie chcę. Dlatego właśnie odpuścił sobie błaganie. Wiedział, że sprawi mi tym więcej bólu. Bo i tak musiałbym to zrobić. Drżąc nieopanowanie, przeniosłem wzrok na Mike'a, który właśnie wszedł do pomieszczenia. Obrzucił krótkim spojrzeniem mnie, pistolet w mojej dłoni i klęczącego lekarza. Zmarszczył brwi, gdy połączył fakty, a w jego oczach zagościło przerażenie.
-Wilson... Wilson, proszę, nie każ mu tego robić!- powiedział od razu. Pan Fisk zgromił go wzrokiem, widocznie zirytowany wtargnięciem staruszka.
-Nie prowokuj mnie, Mike. Zrobi to, a płacz nic nie zmieni- oznajmił. Zamknąłem oczy i zapłakałem cicho.
-Mike...- pisnąłem błagalnie, licząc na jakikolwiek ratunek, jednak najwyraźniej nie spodobało się to Kingpinowi, który podszedł do mnie i wymierzył mi silne uderzenie w twarz. Upadłem na ziemię, zanosząc się stłumionym szlochem- p-proszę- sapnąłem. Starszy chwycił mnie mocno za włosy i zmusił do podniesienia się z ziemi. Jęknąłem z bólu.
-Przestań się mazać, Peter. Zastanów się. Sam mówiłeś, że zrobisz wszystko, prawda? Zrobisz wszystko, żeby go ochronić- to prawda. Byłem gotowy zrobić wszystko. Ale teraz... ja... tak bardzo tego nie chciałem. Nie chciałem zabić człowieka, który uratował mi życie. Który pomimo swojej sytuacji, starał się oszczędzić mi bólu, mimo że wcale nie musiał. On... tak bardzo się bałem...
-N-nie mogę...- szepnąłem.
-Wilson, proszę. Przecież to jeszcze dziecko- powiedział Mike, podchodząc do nas. W tym momencie, Kingpin uśmiechnął się przebiegle. Puścił mnie. Upadłem na ziemię, bezradnie obserwując, jak mężczyzna podchodzi do staruszka i przystawia mu swój pistolet do skroni. Otworzyłem szeroko oczy.
-Nie!- krzyknąłem, zalewając się łzami.
-Wilson, proszę... nie rób mu tego...- zaczął Mike, ale Kingpin mu przerwał.

CZYTASZ
At all costs
FanfictionJest to KONTYNUACJA książki "No weakness" Jeśli nie czytałeś/czytałaś pierwszej części, to zapraszam, bo wydarzenia są ściśle związane! Czy Tony Stark będzie potrafił pogodzić się ze śmiercią chłopaka, którego pokochał jak własnego syna? A co, jeśli...