Rozdział 22

831 75 76
                                        


Pov. Stark

Siedzieliśmy w milczeniu na kanapie, naprzeciwko dzieciaka, który ulokował się w fotelu. Peter spuścił wzrok i już od jakichś pięciu minut nerwowo wyłamywał palce, robiąc wszystko, by na nas nie patrzeć. Aż dziw, że jeszcze ich nie połamał. My też milczeliśmy. Nikt nie wiedział, od czego zacząć. Peter coś ukrywał. To było akurat jasne jak słońce i nikt nie miał co do tego wątpliwości. Mieliśmy natomiast wątpliwości co do jego zapewnień, że wszystko jest absolutnie w porządku, zważywszy na fakt, iż jeszcze przed dziesięcioma minutami krztusił się własną krwią, a potem przez kolejne pięć starał się wmówić nam, że to zwykły przypadek i w zasadzie nie ma pojęcia, dlaczego to się stało, ale jest natomiast absolutnie pewien, że nie świadczy to o niczym złym i nie ma powodów do zmartwień.

-Peter...- zacząłem, widząc, że nikt inny tego nie zrobi. Nie miałem do nich o to pretensji. To było po prostu... za dużo dla nas wszystkich- nie jestem idiotą. A nawet jeśli, to z pewnością nie na tyle, by uwierzyć, że wszystko jest w porządku. Proszę cię, powiedz, co to było- posłałem mu błagalne spojrzenie, jednak chłopiec nawet nie raczył podnieść na mnie wzroku. Pokręcił jedynie przecząco głową, a jego dolna warga zadrżała. Zamknąłem na chwilę oczy, by nie wybuchnąć, gdy po raz kolejny otrzymałem tą samą odpowiedź. Już od dziesięciu minut jedynie kręcił głową, ale za wszelką cenę nie chciałem na niego krzyczeć. Nie chciałem go jeszcze bardziej wystraszyć. Wstałem i splotłem ręce na klatce piersiowej, po czym kontynuowałem- Peter, proszę cię dzieciaku, zacznij chociaż ze mną rozmawiać. Kaszlałeś krwią. To nie jest normalne i obaj dobrze o tym wiemy. Przestań więc zachowywać się jak dziecko i powiedz mi, co się dzieje- powiedziałem. Chłopiec zacisnął usta i przygryzł lekko dolną wargę. Wróciłem na swoje miejsce, gdy zdałem sobie sprawę z tego, że w tym momencie wyglądałem dokładnie jak mój ojciec, kiedy mówił mi, jak bardzo go zawodzę. Ja, jako mały chłopiec skulony na fotelu i on, stojący nade mną, z rękami splecionymi na klatce piersiowej. Jak zawsze z wyższością i pogardą. Górujący nade mną jak tylko mógł. Nie chciałem taki być, więc po prostu usiadłem.

-Jeszcze przed chwilą mówiłeś, że mam być dzieckiem- burknął, marszcząc lekko brwi i posyłając mi spojrzenie obrażonego pięciolatka. Wciągnąłem głośno powietrze i oparłem się przedramionami o kolana.

-Peter!- rzuciłem ostrzegawczo. Chłopiec znów spuścił wzrok i pokręcił głową. W tym momencie straciłem cierpliwość- cholera jasna, czy możesz przestać?! Peter, ja naprawdę chcę ci pomóc, ale proszę cię, nie uda mi się, jeśli wciąż będziesz miał przede mną takie sekrety! Po prostu mi powiedz, a ja wymyślę, co z tym zrobić! Nie uważasz, że tak było by prościej dla wszystkich?!- chłopak w tym momencie przyjął naburmuszoną postawę zbuntowanego nastolatka i całym sobą pokazywał, jak bardzo nie chce z nami rozmawiać.

-Nic mi nie jest!- warknął, patrząc na mnie spod byka i wypychając policzek językiem. Westchnąłem ciężko, posyłając mu zrezygnowane spojrzenie.

-Peter, błagam cię, ile razy jeszcze zamierzasz mi to powtórzyć?! Obaj dobrze wiemy, że to bzdura! Cholera, czego ty się tak bardzo boisz?! Że co?! Że pomyślimy, że jesteś słaby?! Proszę cię, czy możesz choć na chwilę przestać kłamać i zgrywać twardziela z łaski swojej?! Nie musisz udawać, rozumiesz?! Po prostu powiedz! Powiedz co do cholery ukrywasz!- wykrzyczałem, jednak nie spodziewałem się, że dzieciak gwałtownie mi przerwie.

-Jestem chory, okej?!- krzyknął gniewnie, zrywając się z fotela. Zbladłem, podobnie jak cała reszta. Uchyliłem lekko usta. Przez chwilę nie mogłem nic powiedzieć. On... jest chory? Ale... przecież to niemożliwe. Peter... nie choruje.

-C-co?- szepnąłem. Chłopak zacisnął dłonie w pięści i wbił wzrok w ziemię tak, że nie mogłem dojrzeć emocji wyrażonych w jego spojrzeniu.

At all costsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz