Pov. Peter-D-dzień d-dobry... panie Fisk- mruknąłem cicho, spuszczając wzrok. Mężczyzna mruknął jedynie smętne "mhm", pchnął mnie lekko w głąb pomieszczenia i bez słowa wszedł do środka. Syknąłem cicho, gdy zostałem zmuszony do postawienia kilku kroków w tył. To było bolesne. Jednak starszy nie za bardzo się tym przejął.
-Pieniądze- powiedział, posyłając mi wymowne spojrzenie, mówiące jasno, że nie ma zamiaru przebywać w moim towarzystwie więcej niż to konieczne, bo brzydzi się mną. Zagryzłem delikatnie dolną wargę.
-Tak jest- szepnąłem. Z trudem, opierając się o kanapę, klęknąłem, sapiąc przy tym cicho. Starałem się za wszelką cenę nie pokazywać, jak bardzo mnie to bolało. Nie chciałem, żeby on to widział. Wyciągnąłem spod kanapy posklejane taśmami kartonowe pudło. Otworzyłem je, po czym wyciągnąłem ze środka kilka małych paczuszek, starannie zapakowanych. W każdej z nich znajdowało się dziesięć tysięcy dolarów. Podałem to jednemu z pracowników, po czym zerknąłem na Kingpina, który patrzył na wszystko dookoła z obrzydzeniem. Spuściłem wzrok, oblewając się delikatnym rumieńcem. To nie było zbyt czyste miejsce, ale nie za wiele mogłem z tym zrobić. Zresztą, to pan Fisk je wybrał, a nie ja. Jak sam powiedział, trafiłem tam, gdzie moje miejsce. Mężczyzna, który odebrał ode mnie pieniądze schował je, a następnie wyciągnął rękę, by pomóc mi wstać, jednak Kingpin zatrzymał go gestem dłoni, by zaraz po tym, z nieskrywaną satysfakcją obserwować, jak z trudem i bólem wypisanym na twarzy podnoszę się z ziemi, podtrzymując się ściany.
-Kto tu był?- spytał nagle pan Fisk, splatając ramiona na klatce piersiowej. Wstrzymałem na chwilę powietrze. Wiedziałem, że gdyby wyszło na jaw, iż pan Stark był tutaj, dostałbym nauczkę. Bardzo bolesną nauczkę.
-Nikt- skłamałem, starając się brzmieć wiarygodnie. Starszy przeszył mnie przenikliwym spojrzeniem. Spuściłem wzrok. I to był błąd, bo właśnie w tym momencie poczułem palący ból na policzku. Pod wpływem silnego uderzenia w twarz, upadłem na twardą kanapę. To już nie robiło na mnie wrażenia. Uderzenie w twarz było czymś tak zwyczajnym i codziennym, że naprawdę mnie nie zaskakiwało. Czasami obrywałem tylko dlatego, że pan Fisk miał zły dzień i musiał się wyżyć. Nie miałem prawa się sprzeciwiać. Byłem nikim. Zabawką bez własnego zdania i uczuć. Podniosłem się więc mozolnie i stanąłem prosto, mając już łzy w oczach.
-Pytam ostatni raz. Kto tu był, Peter? Ostrzegam, lepiej mów prawdę, gówniarzu, bo nie mam dzisiaj nastroju- co ja mam mu do cholery powiedzieć? Że pan Stark mnie znalazł? Że był tu, i chce zabrać mnie do Wieży? Że wcale mnie nie nienawidzi, tylko chce dla mnie jak najlepiej i liczy, że może mi pomóc?
-A-ale...- zacząłem. Padł kolejny cios, po którym wylądowałem na podłodze, a jedna łza spłynęła po moim policzku.
-Widziałem świeże ślady opon na wysypisku, więc nie kłam smarkaczu- wpadłem na pomysł. Z trudem podniosłem się i stanąłem niemalże na baczność, zerkając badawczo na mężczyznę, który wyglądał już na naprawdę zirytowanego.
-Em... jacyś ludzie zostawili tu... chyba lodówkę. Nikt do mnie, naprawdę- spojrzałem starszemu w oczy. Umiałem to robić. Umiałem kłamać, sprawiając przy tym wrażenie wręcz dziecięcej szczerości, której już we mnie nie było. Nie było we mnie nic z dziecka. Kompletnie nic.
-Dobrze ci radzę, żeby to była prawda- warknął i po prostu wyszedł, razem z dwójką swoich ludzi. Jeszcze przez chwilę stałem na baczność, ciężko oddychając. A kiedy tylko zorientowałem się, że on już nie wróci, opadłem na kanapę i wbiłem pusty wzrok w sufit.
Pov. Stark
Pędziłem przed siebie, nie zwracając uwagi na ograniczenia prędkości i znaki drogowe. Po prostu... jechałem do mojego syna, którego zostawiłem w tej jebanej przyczepie na wysypisku. To jest... uhh, zachowałem się okropnie. Nakrzyczałem na niego. Będzie zły? Nieważne. Ważne jest tylko to, że tam będzie. Że będę mógł go zobaczyć. Będę mógł go przytulić. Może nawet uda mi się sprawić, że się uśmiechnie? Tak, właśnie tak. Chcę, żeby Peter się uśmiechał. Żebym mógł to oglądać codziennie. Chcę, żeby ten dzieciak był szczęśliwy. I przede wszystkim bezpieczny. Ze mną. On... nawet nie będzie musiał tłumaczyć mi co się stało. Nie potrzebuję wyjaśnień, jakim cudem przeżył. Ja... tylko chcę z nim być. Przy nim. Chcę móc z nim porozmawiać i... przeprosić go. Za to wszystko. Za to, że go nie uratowałem. Za to, że go tam zostawiłem. Bo... to po prostu... nigdy nie da mi spokoju.

CZYTASZ
At all costs
Fiksi PenggemarJest to KONTYNUACJA książki "No weakness" Jeśli nie czytałeś/czytałaś pierwszej części, to zapraszam, bo wydarzenia są ściśle związane! Czy Tony Stark będzie potrafił pogodzić się ze śmiercią chłopaka, którego pokochał jak własnego syna? A co, jeśli...