Rozdział 16

735 73 24
                                    

Pov. Stark

Rozsiadłem się w fotelu, oczekując wyjaśnień od staruszka. Wiedziałem, że Mike wie znacznie więcej niż chciałby mi powiedzieć. Ale teraz już nie miał wyboru. Musiał mi to wyjaśnić. Musiał. On jedyny zna całą historię. Od początku do końca. Ma informacje, których nam brakuje. Nam obu. Podejrzewam, że wie nawet więcej od Petera. A ja potrzebuję tych informacji.

Staruszek przez chwilę przyglądał mi się z irytacją wymalowaną na twarzy. Widziałem, że szuka jakiegokolwiek wyjścia z tej sytuacji, którego skutkiem nie byłoby wyjawienie mi całej prawdy. Naturalne, ku mojej radości i nieskrywanej satysfakcji, bezskutecznie.

-Ehh, tak. To Fisk. Fisk uratował go z tego budynku- powiedział w koncu. Zmarszczyłem brwi. Naprawdę bym się zdziwił, gdyby okazało się, że Fisk nie ma z tym nic wspólnego. Ale... to on go uratował? Przecież... jak to? Dlaczego? Dlaczego to zrobił?

-Dlaczego go uratował, skoro wcześniej usilnie starał się go zabić?- to było dla mnie niepojęte. Przecież to bez sensu. Całkiem bez sensu. Jeśli od początku chciał, żeby Peter przeżył, to... a może wcale nie chciał? Może to była spontaniczna decyzja? Zobaczył, że go zostawiliśmy? Że jest absolutnie bezbronny? A wtedy... uratował go... uratował mu życie, tylko po to, żeby później zmienić je w piekło. Chore piekło, w którym może mieszać jak tylko zechce.

-Za dużo zarabia na Peterze, żeby pozwolić mu umrzeć. Tam w tym budynku, zrozumiał, że dzieciak jest w stanie poświęcić wszystko, żeby cię chronić. Że jesteś dla niego najważniejszy. Że jesteś dla niego trochę jak ojciec. Jak jedyna rodzina. Że... mógłby to wykorzystać. Jego przywiązanie postanowił potraktować jako słabość. On... postanowił to wykorzystać. Wykorzystać w okrutny, bezwzględny sposób. I wiesz, myślę, że gdyby Peter miał wybór, bez wahania wolałby umrzeć tam, w tym pożarze, bo to co on robi... nawet nie wiesz, ile ten chłopak poświęca, żeby cię uratować. Jak cierpi, żebyś ty mógł żyć- otworzyłem szeroko oczy. On... on robi to wszystko dla mnie. Tylko że... ja wcale tego nie chcę. Nie chcę, żeby się dla mnie poświęcał. Nie chcę, żeby ten chłopiec cierpiał. A już na pewno nie chcę, żeby godził się na to dla mnie. Ja... na to nie zasługuję. Nie ja. Moje życie nie jest warte cierpienia Petera. To... przecież to ja powinienem o niego walczyć. To ja powinienem go chronić. To ja powinienem wstawać każdego dnia i zastanawiać się, jak mogę uczynić życie tego dzieciaka szczęśliwszym. To ja powinienem leżeć wieczorami w łóżku, przewracając się z boku na bok i zastanawiając, co jeszcze mogę zrobić. Jak jeszcze mogę mu pomóc. Jak mogę go uratować.

W pewnym momencie, uderzyła mnie pewna myśl. Pewna okrutna, rozwścieczająca, wręcz doprowadzająca do szału myśl.

-A ty... ty o tym wiedziałeś? Wiedziałeś o wszystkim i na to pozwoliłeś? Nie pomogłeś mu? Nie zrobiłeś kompletnie nic, żeby to przerwać? Cholera, jak mogłeś?!- krzyknąłem z irytacją. To... nie mieściło mi się w głowie. On... o tym wszystkim wiedział. Wiedział, jak Peter cierpi. Wiedział, że dzieciak cierpi... że on cierpi fizycznie! Jak mógł... jak mógł nic mi nie powiedzieć? Jak mógł ukrywać to przede mną przez jebany rok?! Dlaczego to zrobił?! Dlaczego patrzył z założonymi rękami na nasze cierpienie? Widział, że z Peterem jest coraz gorzej. Widział, że z dnia na dzień coraz bardziej zatracam się w rozpaczy. Że obaj jesteśmy u kresu. Że to tylko kwestia czasu, kiedy jedno z nas nie wytrzyma i postanowi zakończyć swoje męki. Że to tylko kwestia czasu, zanim po prostu obudzę się pewnego dnia, wjadę na sam szczyt mojej wieży i skoczę. A on... po prostu to obserwował i... miał czelność powtarzać mi, że Peter zginął i już go nie zobaczę, ale przecież wszystko będzie kurwa dobrze! Gdybym był sam, najpewniej zaczął bym zanosić się histerycznym śmiechem. To jest... to jest po prostu... jak on do jasnej cholery mógł mi to zrobić?!

At all costsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz