Rozdział 12

888 84 46
                                    


Pov. Peter

Zmarszczyłem brwi, widząc Fury'ego i dwóch uzbrojonych po zęby agentów. W tym momencie bardzo cieszyłem się, że pan Stark po raz kolejny mocniej otulił mnie kołdrą. Dzięki temu, nie było widać jak bardzo przerażony jestem. Moje dłonie dosłownie drżały ze strachu, jednak w oczach nie było go ani grama. Zadbałem o to. Nie mogłem go pokazywać. Nigdy. To było zbyt niebezpieczne. Na zewnątrz byłem niewzruszony, jednak w środku już dawno rozpłakałem się, zupełnie jak małe dziecko, wołające bezradnie o pomoc. Szczególnie teraz, kiedy byłem kompletnie bezbronny. Zmęczony i obolały, w dodatku bez mojej protezy. Nie miałem jak się bronić. Nie miałem jak walczyć. To było żałosne. Jedyne co mogłem teraz zrobić, to liczyć na milionera i jego litość. Liczyć na to, że pan Stark dostrzeże mój strach i obroni mnie, tak jak zawsze stara się to zrobić. Że dotrzyma słowa i nie pozwoli mnie skrzywdzić Fury'emu. Kątem oka zerknąłem na bohatera, który zmierzył gościa wrogim spojrzeniem i przyciągnął mnie opiekuńczo do siebie, jakby chciał mieć mnie jak najbliżej. By czuć, że wciąż tu jestem. Jakby chciał zwiększyć swoje szanse na zatrzymanie mnie tutaj. Szczerze mówiąc, nawet nie starałem się wyglądać groźnie. To nie miało najmniejszego sensu. Bo w końcu jak groźnie może wyglądać zapłakany nastolatek, zawinięty w kulkę, w rulonie z kołdry i w ramionach opiekuńczego mentora, który jedynie wygląda co jakiś czas na intruza, patrząc na niego wielkimi oczami, niczym pięciolatek zza spódnicy mamy? No właśnie...

-Co ty tu robisz?!- warknął wrogo pan Stark. Zadrżałem mocno i skuliłem się pod kołdrą, nieznacznie wciskając w bok starszego. Poczułem, jak jego dłonie lekko się zaciskają. Nie było to jednak ani czułe, ani opiekuńcze. On był zły. Był wściekły. Czułem to całym sobą.

-Musiałem to zobaczyć- Fury wzruszył ramionami, a po chwili obrzucił krótkim spojrzeniem mnie i wózek inwalidzki. Spuściłem wzrok, zażenowany swoim obecnym położeniem i nieświadomie zacząłem chować się lekko za panem Starkiem, jak za jakąś barierą. Było mi głupio. Było mi po prostu głupio, kiedy Wielki Dyrektor Tarczy oglądał mnie w takim stanie. Triumfował. Wygrał. Obaj to wiedzieliśmy. To ja byłem tym żałosnym, użalającym się nad sobą, płaczliwym, przerażonym dzieciakiem. Na dodatek kaleką. Byłem słaby. A on... on wygrał. Ja mogłem jedynie liczyć na to, że pan Stark zlituje się nade mną i obroni mnie, narażając przy tym życie, by chronić moje nic nie warte istnienie. I po co? Nie byłem tego wart. Nawet w najmniejszym stopniu nie byłem tego wart. A on... mimo to, wciąż był gotowy zginąć za mnie. To było dla mnie niepojęte. Natomiast Fury, wciąż był w pełni sił. I bez względu na to, jak bardzo będę pyskował, miotał się czy jak bardzo nienawistne spojrzenia będę posyłał, on i tak będzie górą. Bo tym razem to ja byłem bezbronny, a Fury bezczelnie się tym napawał.

-Jeśli myślisz, że pozwolę ci go gdziekolwiek zabrać, to jesteś w...- zaczął milioner, jednak został uciszony krótkim, cichym, nieco złośliwym śmiechem jednookiego.

-Przecież nie mogę aresztować nieboszczyka, Stark- mruknął z małym uśmiechem na twarzy- doprowadź się do porządku, Peter. Czekamy w salonie- poinformował nas, po czym zniknął za drzwiami. Zmarszczyłem brwi i przekrzywiłem lekko głowę. Czy on po prostu... zostawił mnie w spokoju? Przecież... na ogół, nalegał bym został aresztowany w trybie natychmiastowym. Co się zmieniło? Czemu teraz postanowił dać sobie spokój? Posłałem milionerowi pytające spojrzenie, prosząc niemo o wyjaśnienie. Ten natychmiast udzielił mi go, jak zwykle doskonale rozumiejąc co mam na myśli.

-Nie aresztuje cię, Pete. Nie chce tego zrobić i nie musi, dopóki oficjalnie jesteś martwy- oznajmił. Zmarszczyłem lekko brwi. Nie aresztuje? Przecież... jestem mordercą. To bez sensu. Kompletnie bez sensu. Zawsze tego chciał. Poza tym, na pewno wie, że mogę mieć cenne i formacje wobec pana Fiska, więc...

At all costsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz