Rozdział 9

955 87 47
                                    

Pov. Peter

Mężczyzna z głośnym hukiem uderzył otwartą dłonią w biurko. Podskoczyłem w miejscu. Moje oczy świeciły się od łez, które na razie udawało mi się powstrzymywać. Choć sam nie wiedziałem na jak długo. Byłem... przerażony. Naprawdę przerażony. Moje ręce drżały ze strachu, a ja sam uparcie wbijałem w nie wzrok, wiedząc, że jeśli tylko go podniosę, łzy się uwolnią.

-Odpowiesz mi, Peter?- ponaglił mnie mężczyzna.

-Ja... on... z-znalazł podsłuch na cmentarzu i... m-mnie namierzył- powiedziałem cicho, drżącym, cienkim głosikiem. Starszy cmoknął z dezaprobatą i westchnął ciężko.

-Ehh, nie powinienem był ci na to pozwalać. Wiedziałem, że to zły pomysł- stwierdził, jakby sam do siebie. Był dziwnie spokojny, jednak ja mimo to nie potrafiłem opanować drżenia rąk- a mógłbyś mi wyjaśnić, czemu przyszedł do ciebie drugi raz?- jego głos był twardy i lodowaty. Kingpin był wściekły, choć na razie tego nie pokazywał.

-Ja... n-nie wiem- mruknąłem, co zresztą było zgodne z prawdą. Pan Fisk zaśmiał się krótko.

-Ach tak? Nie wiesz? Ojoj, biedny chłopczyk, znów nie masz o niczym pojęcia?- zakpił, po czy zmarszczył brwi i zmierzył mnie pogardliwym spojrzeniem- nie graj idioty, Parker. Co mu powiedziałeś? Chcę wiedzieć wszystko- zamknąłem na chwilę oczy, żeby się choć trochę uspokoić. To był błąd, bo w tym momencie, najwyraźniej cierpliwość Kingpina się wyczerpała. Poczułem palący ból na policzku, przez który syknąłem cicho i wbiłem się w fotel, zaciskając palce na kolanach. Nie odważyłem się podnieść wzroku.

-N-nic takiego... naprawdę...- zacząłem. Przerwała mi dłoń na kołnierzyku bluzy. Pan Fisk zmusił mnie do wstania. Zacisnąłem dłonie w pięści, ponieważ musiałem utrzymać się, nie mając przy sobie kul, co po wczorajszych wyczynach było naprawdę bolesne. A on doskonale o tym wiedział i nie krył się z satysfakcją, jaką mu to sprawiało.

-Interesuje mnie tylko jedno- pojedyncza łza spłynęła w dół, w kierunku mojego podbródka, który Kingpin chwycił, brutalnie zmuszając mnie tym samym do patrzenia na niego- co dokładnie Stark wie o naszym układzie?- spytał, głosem ociekającym jadem.

-N-nic... prawie...- szepnąłem, przypominając sobie to, co przez przypadek powiedziałem na wysypisku. Nie powinienem był tego mówić.

-Prawie?!- warknął starszy, potrząsając mną. Syknąłem z bólu i zacisnąłem na chwilę powieki.

-Ja... p-powiedziałem, że...- zaciąłem się. Po prostu się bałem. Bałem się jak cholera.

-Że co?!- ponaglił mnie.

-Że ktoś mi grozi jego śmiercią- powiedziałem cicho. Pan Fisk posłał mi gniewne spojrzenie i rzucił mną, jak wiotką gałązką na ziemię. Wylądowałem na niej z hukiem i jękiem bólu.

-Ty bezmyślny kretynie! Przecież on teraz za wszelką cenę będzie chciał mnie znaleźć! Nie po to wydałem fortunę na łapówki, żeby teraz znów musieć się ukrywać. Jesteś do niczego- rzucił, szturchając mnie nogą. Nie odezwałem się. Po prostu sięgnąłem po swoje kule, które stały oparte o biurko. Nie wstał bym bez nich. Jednak pan Fisk zupełnie "przypadkiem" trącił je nogą tak, by przewróciły się w drugą stronę, po czym posłał mi złośliwy, kpiący uśmiech. Nie dosięgnę ich. Spuściłem wzrok. To było upokarzające. Jebana kaleka. Nie potrafię nawet wstać z podłogi- no dobrze, to chyba koniec- zmroziło mnie. Posłałem mu pytające spojrzenie- wszystko spieprzyłeś, Peter. Miałeś szansę go uratować, ale teraz, kiedy Stark dowiedział się, że żyjesz, to wszystko nie ma sensu, bo on usilnie będzie starał się zabrać cię do siebie- wyciągnął telefon, a ja zamarłem, przyglądając mu się z przerażeniem. Co on chce zrobić?- będę zmuszony uznać naszą umowę za niebyłą- stwierdził. Nagle mnie olśniło.

At all costsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz