Pov. PeterLeżałem w stercie gruzu. Wszystko dookoła mnie płonęło. Moje nogi były boleśnie przygniatane przez jakiś wielki kawałek twardego betonu, który spadł niewiadomo skąd, a w boku utkwiła wbita rura. Z trudem zachowywałem przytomność. Do moich uszu docierały jakieś krzyki. "Błagam, nie każ mi go zostawiać!". Rozpaczliwe krzyki. To był jego głos. Głos mojego mentora. Mały, wykrzywiony przez ból uśmiech wpełzł na moje usta, gdy poczułem, że pan Stark puścił moją dłoń. Zacisnąłem delikatnie palce, sprawdzając, czy on aby na pewno zniknął, jednak nie miałem siły. Moja ręka opadła bezwiednie. Umierałem. Wiedziałem, że zginę, a mimo to, cieszyłem się. Bo wiedziałem, że on przeżyje. Oni nie pozwolą mu zginąć.
-Obiecałem mu, Tony. Obiecałem, że jeśli będę musiał wybierać, uratuję ciebie. Wybacz- uśmiechnąłem się delikatnie, słysząc to. On go uratuje. Dotrzyma obietnicy i to jego uratuje. Ja na to nie zasługiwałem. Nawet więcej. Nie chciałem tego. Chciałem to skończyć. Chciałem, żeby przestało boleć. Chciałem po prostu odpocząć i zostawić to wszystko za sobą.
Chciałem umrzeć.
Wciąż słyszałem rozpaczliwe błagania i krzyki pana Starka. Słyszałem też, że się oddalają. To dobrze. On ma być bezpieczny. Tylko to się liczy. On musi przeżyć.
Po chwili poczułem, jak ktoś szarpie mnie za włosy. Nawet nie zarejestrowałem momentu, w którym do mnie podszedł. Pajęczy zmysł się wyłączył. Skrzywiłem się i zmusiłem do uchylenia powiek. Momentalnie w moich oczach zagościło przerażenie. To był on. Stał nade mną. Mógł zrobić mi co tylko zechce. Zacząłem rozpaczliwie szukać jakiejkolwiek drogi ucieczki, rozglądając się na boki. Spróbowałem się podnieść, ale nie byłem w stanie.
-Uspokój się- rozkazał starszy. Miał rację. To było bez sensu. Nie miałem już siły. Nie miałem siły, żeby się obronić, czy nawet podnieść, o ucieczce nie wspominając.
Nagle stało się coś, czego się absolutnie nie spodziewałem. Kingpin złapał ciężki kawałek gruzu, który przygniatał moje nogi. Podniósł go, po czym rzucił gdzieś w głąb pomieszczenia. Brutalnie wyrwał rurę z mojego boku. Moje oczy otworzyły się szeroko. Wrzasnąłem i zapłakałem, co sprawiło mi jeszcze więcej bólu. Mężczyzna niedelikatnie wziął mnie na ręce. Pisnąłem cicho. Nie miałem nawet siły się wyrywać. Po prostu biernie pozwoliłem, by zrobił ze mną co zechce.
-Nie jęcz, Peter. Wyciągnę cię stąd, ale się zamknij- powiedział twardym, szorstkim głosem. Zacisnąłem powieki. Każdy oddech był bolesny. Każdy ruch i każdy dotyk był potwornie bolesny. Powoli traciłem przytomność. Nie byłem w stanie zapanować nad tym, co się ze mną dzieje. Uchyliłem lekko powieki. Pan Fisk wpisał kod na małym monitorku znajdującym się za obrazem, a raczej jego resztkami. Momentalnie ściana rozsunęła się, tworząc drogę ucieczki. Mężczyzna wszedł tam, trzymając mnie na rękach. Sposób w jaki mnie niósł, diametralnie różnił się od tego, w jaki nosił mnie pan Stark. Milioner był taki delikatny i czuły. Starał się sprawiać mi jak najmniej bólu, żebym tylko nie cierpiał. Szeptał uspokajające słowa, przytulał mnie do siebie. Pan Fisk natomiast był niedelikatny, zupełnie nie przejmował się moimi licznymi ranami. Nie oczekiwałem od niego żadnej czułości, ale w obecnej sytuacji, odrobina subtelności była by naprawdę mile widziana. Jednak jego nie interesował mój ból, przez który wkrótce zemdlałem.
Otworzyłem szeroko oczy. Zerwałem się gwałtownie do siadu, czego od razu pożałowałem. Krzyknąłem z bólu i opadłem z powrotem na kanapę. Zapłakałem cicho. Spojrzałem na swoją prawą nogę i podwinąłem nogawkę. Proteza, mająca swój początek przy kolanie, była w całości umazana szkarłatną cieczą, która obficie wypływała z mojej nogi. Wziąłem drżący oddech i zamknąłem oczy. Ból był wręcz paraliżujący. Zacisnąłem pięści i przez chwilę starałem się przybrać taką pozycję, w której nie będę go odczuwał tak intensywnie. Nie było takiej. Bez względu na to, jak leżałem, z moich ust uciekały ciche jęki i kwilenie, a noga dawała o sobie znać. Nie mogłem się skupić na niczym innym. Nie potrafiłem odwrócić myśli od okrutnego bólu ogarniającego moje ciało i wprawiającego go w drżenie. Wplotłem palce we włosy i pociągnąłem za nie lekko, nie wiedząc, co mogę zrobić. Krzyknąłem, by następnie zagryźć dolną wargę tak mocno, że po chwili poczułem słodki smak krwi w ustach. Nie potrafiłem powstrzymać ani łez, które spływały po moich policzkach, ani głośnego płaczu uciekającego z moich ust.

CZYTASZ
At all costs
FanfictionJest to KONTYNUACJA książki "No weakness" Jeśli nie czytałeś/czytałaś pierwszej części, to zapraszam, bo wydarzenia są ściśle związane! Czy Tony Stark będzie potrafił pogodzić się ze śmiercią chłopaka, którego pokochał jak własnego syna? A co, jeśli...