Pov. StarkW zasadzie, nie skupiłem się za bardzo na filmie i nie miałem pojęcia, co się dzieje na ekranie, w przeciwieństwie do Petera, który wielkimi oczami chłonął każdą pojedynczą scenę, jakby widział to wszystko po raz pierwszy. Uśmiechnąłem się delikatnie, gdy pozwolił mi bawić się swoimi włosami i nawet się nie wzdrygnął. Myślałem o tych wszystkich chwilach, które spędziłem w warsztacie, płacząc cicho przy biurku i mając nadzieję, że nikt mnie nie zobaczy. Wtedy, moim największym marzeniem było to, bym mógł usiąść z Peterem na kanapie, włączyć jakiś film i po prostu z nim być. Patrzeć na niego, mierzwić mu włosy i wywoływać uśmiech na twarzy. Po prostu być. I teraz... teraz to się dzieje. On tutaj jest, a ja mogę naprawić wszystkie błędy. Mogę go przytulić, mogę napawać się jego obecnością do woli. Mój chłopiec jest ze mną. I szczerze mówiąc, kiedy wracałem do jeszcze wcześniejszych czasów, nie mogłem się nadziwić samemu sobie, że nie korzystałem z tej możliwości. Że nie spędzałem z nim czasu. Że nie przytulałem go i nie powtarzałem, jak bardzo jestem z niego dumny. Że nie powiedziałem mu, że kocham go jak syna. Ja... nie mogłem zrozumieć, jak... jak ja mogłem tak po prostu bezlitośnie ścierać uśmiech z jego twarzy, raz po raz powtarzając mu, że mnie zawodzi, że jest porażką. Przecież tak naprawdę nigdy w ten sposób nie myślałem. Zawsze wiedziałem, że jest zdecydowanie lepszym bohaterem ode mnie.
-Panie Stark? Coś się stało?- mruknął Peter, odrywając się od ekranu tylko kącikiem oka, na krótką chwilę, jakby bał się, że przegapi jakiś wyjątkowo ważny moment w filmie, który i tak znał na pamięć. Uśmiechnął się i przyciągnąłem zawiniętego w miękki koc dzieciaka do siebie, przytulając go tak, by dalej mógł oglądać.
-Nic. Po prostu... dobrze, że jesteś- powiedziałem cicho i oparłem policzek na jego głowie, skupiając swoją uwagę na tym jakże nieciekawym filmie. Chłopiec uśmiechnął się delikatnie, swobodnie opierając się o moją klatkę piersiową, wzdychając cicho z ulgą i beztroską.
-Dziękuję- szepnął, opierając glowe na moim ramieniu i posyłając mi krótkie, przepełnione szczęściem spojrzenie. Wplotłem palce w jego włosy i ponownie zacząłem się nimi bawić, obserwując, z jak wielkim skupieniem Peter w całości oddaje się filmowi.
***
W końcu, na ekranie pojawiły się napisy końcowe, których jednocześnie wyczekiwałem z utęsknieniem, bo nie wiedziałem, ile jeszcze jestem w stanie znieść, choć z drugiej stron, miałem nadzieję, że ta chwila będzie trwać wiecznie. W ten sposób właśnie powróciliśmy do ponurej rzeczywistości. Ale Peter wciąż się uśmiechał. No... może nie uśmiechał, ale miał na twarzy spokojny, delikatny uśmieszek, a spojrzenie pozbawione było tej iskierki strachu i niepokoju. Chciałem mu to zapewnić. Chwile pełne ciepła, bezpieczeństwa i beztroski. Takie, w czasie których nie musi się niczym martwić. Takie, na jakie zasługuje każde dziecko. Na jakie zasługiwał ten cudowny chłopiec. Chciałem... chciałem zapewnić mu chwilę, w których nie będzie myślał o tym, że... że... umiera. Że jest chory i... i zostało mu niewiele czasu. Ale... nie, przecież nie mogę się teraz rozpłakać.
Pov. Peter
Pomimo tego, że film się skończył, dalej siedziałem owinięty w koc i wtulony w milionera. Czułem się dobrze. Bezpiecznie. Po prostu bezpiecznie. I... tak bardzo chciałem, żeby moje życie naprawdę mogło tak wyglądać. Żeby nie było usiane niebezpieczeństwami, bólem i cierpieniem, kłamstwami, obelgami, przemocą i przelewaniem krwi obcych ludzi. Chciałem... chciałem po prostu pozwolić panu Starkowi zająć się wszystkim, a samemu odpocząć. Najzwyczajniej w świecie odpocząć. Bo byłem już zmęczony tym wszystkim. Tą ciągłą walką. Tą ucieczką. I teraz... kiedy tak tutaj siedziałem, tak po prostu, z panem Starkiem obok siebie... naprawdę zaczynałem wierzyć w to, że... że mogę być jeszcze szczęśliwy. Że jest dla mnie szansa. Że to całe piekło może się zakończyć. No bo... wystarczyło tylko kilka godzin, żebym mógł poczuć się w wieży... chciany. Po prostu, jak w domu. Gwiezdne Wojny. Kiedyś to była jedna z moich największych pasji. Już zapomniałem, że coś takiego w ogóle istnieje, a teraz... tak po prostu spędziłem czas z panem Starkiem... zupełnie jak ojciec z synem. To było takie... jednocześnie zwyczajne, ale przy tym tak niezwykłe, że aż ciężko mi było uwierzyć, iż coś takiego w ogóle ma miejsce. Gdy myślałem o tych wszystkich chwilach, w których byłem na skraju załamania, bo myślałem, że już nigdy nie będę mógł zobaczyć pana Starka... to, co dzieje się teraz, wydaje się wręcz nieprawdopodobne. Zbyt piękne, by było prawdziwe. Spełnienie wszystkich moich marzeń z ostatniego roku. Tylko tego chciałem. Spędzić z nim trochę czasu. Kilka beztroskich chwil, podczas których żaden z nas nie musiał by niczym się martwić.

CZYTASZ
At all costs
FanfictionJest to KONTYNUACJA książki "No weakness" Jeśli nie czytałeś/czytałaś pierwszej części, to zapraszam, bo wydarzenia są ściśle związane! Czy Tony Stark będzie potrafił pogodzić się ze śmiercią chłopaka, którego pokochał jak własnego syna? A co, jeśli...