Finał część 1

817 74 66
                                    


Pov. Stark

Wziąłem głęboki oddech, stojąc przed wejściem do magazynu. Denerwowałem się. To chyba normalne, prawda? Ludzkie. Denerwować się przed niebezpieczną sytuacją. Znajdę się w niebezpieczeństwie. Nie, ja już jestem w niebezpieczeństwie. Pomimo tego, że to Peter był priorytetem, ja też nie chciałem umierać. Ale... przecież wszystko będzie dobrze, prawda? Wystarczy wciśnięcie jednego przycisku w zegarku, żeby agenci Tarczy się pojawili. Fury zapewni mi ochronę, jeśli tylko dam mu znać. Będzie wiedział, kiedy będzie trzeba interweniować. Będzie czuwał. Jestem bezpieczny. On nie może nic mi zrobić. Ani mi, ani mojemu dziecku. Już za kilka godzin wrócę do wieży i pierwszą rzeczą, którą zrobię będzie przytulenie Petera i przeproszenie, za to jak go potraktowałem. Nie zasługiwał na to, ale im mniej wiedział, tym lepiej. Nie chciałem tłumaczyć mu całej akcji bo uparłby się, że też chce iść. A ja nie mogłem pozwolić, by tak ryzykował.

Ruszyłem przed siebie. Z każdym moim krokiem serce podchodziło mi do gardła. Zaschło mi w ustach. Słyszałem, jak zaschnięte liście trzeszczą pod moimi stopami. Lubiłem ten dźwięk. Kojarzył mi się z dzieciństwem. Z czasami, w których jako mały chłopiec biegałem z mamą po ogrodzie i rozkopywałem sterty liści zgrabionych przez służbę, która mogła jedynie obserwować z bólem w oczach to, jak niszczę ich godziny ciężkiej pracy. To były takie beztroskie chwile, pełne radości. Pełne śmiechu i ciepła. Wtedy wiedziałem, że jestem chciany i kochany przynajmniej przez jednego z moich rodziców. Momentalnie moje myśli zostały skierowane na inny tor. Pomyślałem o osobie, której dzieciństwo zostało odebrane. Zniszczone. Bezpowrotnie. Ale ja to naprawię. Wszystko nadrobimy. Nadrobimy wesołe bieganie po plaży i beztroskie rozkopywanie stert liści. Może na wakacje zabiorę go w jakieś ciepłe miejsce? Będziemy siedzieć na ciepłym, złotym piasku i śmiać się, bo nie będziemy mieli już żadnych problemów. Peter będzie wesoły i beztroski. Nie będzie się niczym przejmował. Będzie taki szczęśliwy. I ja też. Będę mógł na niego patrzeć. Będę mógł go przytulić i obronić przed całym złem. Dopilnować, by już nigdy nie zetknął się z tym wszystkim na zewnątrz. 

Wszedłem do ciemnego magazynu i odruchowo rozejrzałem się. Kilka betonowych kolumn, mnóstwo śmieci i sypiący się ze ścian gruz. Wszystko było tu szare i bezbarwne, choć gdzieniegdzie widać było odklejające się ostatnie resztki farby. Nie dało się stwierdzić, czy była ona zielona, żółta, brązowa, czy w jeszcze innym kolorze. A może po prostu była już tak stara? Nie wiedziałem i szczerze mówiąc nie miałem ochoty się nad tym zastanawiać. Magazyn był opuszczony już bardzo dawno temu. I od bardzo dawna nikogo tutaj nie było. Może z wyjątkiem kilku bezdomnych, choć nie widziałem jakichkolwiek śladów "użytkowania". Nic szczególnego. Jednak... było tu pusto. Kompletnie pusto. Ani żywej duszy. Zmarszczyłem lekko brwi i rozejrzałem się z uwagą. Sprawdziłem godzinę. Fisk wyraźnie oznajmił, że czeka na mnie o dwudziestej. Było już kilka minut po, a tu wciąż nikogo nie było. Może nie zamierza przyjść? A... a może to jakaś pułapka? Chce mnie złapać, a potem szantażować Petera? Mam zegarek. Wcisnę przycisk szybciej, niż ktokolwiek do mnie podejdzie, więc... 

-Witam, panie Stark!- usłyszałem nagle gruby głos z końca pomieszczenia. Natychmiast podniosłem wzrok i zmarszczyłem brwi, wpatrując się z nienawiścią i lekką iskierka niepokoju w ogromnego mężczyznę, który zbliżał się do mnie. Był sam. Jak zwykle w eleganckim garniturze, co zresztą tyczyło się również mnie. Na twarzy Kingpina igrał pełen rozbawienia uśmieszek. Miałem szczerą nadzieję, że uda mi się go dziś zmazać.

-Fisk- syknąłem, posyłając mu najbardziej nienawistne spojrzenie, na jakie było mnie stać, jednak to niestety nie zrobiło na nim większego wrażenia. Mężczyzna po prostu stał tam, niewzruszony i jak zwykle kompletnie nie czuły. 

-Proszę wybaczyć spóźnienie. Musiałem się upewnić, że jest pan sam- oznajmił beznamiętnie, co w zasadzie wydało mi się całkiem logiczne, a mimo to, przeszedł mnie nieprzyjemny dreszcz. Musiał się upewnić, że jestem sam. Bezbronny. Ale ja nie byłem sam. Miałem całkiem porządną obstawę i nie miałem powodów do strachu. Dlaczego więc miałem złe przeczucia?

At all costsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz