17✔

13 1 0
                                    

Wielka miłość szła do przodu. Nie no przesadziłam, zauroczenie lepiej pasuje. Czasami jednak dzień był wyzwaniem, a byle jakie spotkanie możliwością czegoś złego. A może i dobrego.

Pewnego jakże pięknego dnia (kto czytał ten wie o co chodzi), dokładniej dziesiątego dnia mojego nowego związku z blondynkiem, zostałam wraz z rodziną zaproszona do mojej chrzestnej do pewnej dzielnicy w Warszawie. Jak to ja postanowiłam ubrać się na czarno, przecież podobno wyszczupla. Podobno, idealne określenie. Jak jesteś patykiem, to możesz potem w czarnym tylko straszyć.

Oczywiście mama musiała skontrolować mój wygląd. Namawiała mnie na inny kolor, bo przecież mam tyle ładnych ubrań. Na szczęście uzgodniłam z nią to dzień wcześniej, bo tego musiała najpierw pójść do pracy.

~Około godziny szesnastej~

Już prawie dojeżdżaliśmy na miejsce, oczywiście skręciliśmy początkowo nie do tej alejki co trzeba. Ale to u nas chyba rodzinne. Spece od gubienia się i szukania przez pół godziny adresu.
Kiedy nadeszła ta wiekopomna chwila i dotarliśmy pod bramę domu mojej cioci, wystąpił kolejny problem. A mianowicie dzwonek nie działał. Furtki nie było, a przez bramę nie będę skakać. W końcu moja ja mama zadzwoniła i telefonicznie poinformowała o zaistniałej sytuacji. Nie powiem stresowałam się. Ich rodzina składała się z czterech osób. Cioci, wujka oraz ich dwóch dorosłych synów. Moja mama i jej przyjaciółka liczyły, że w przyszłości będę żoną jednego z synów- młodszego Jerzego. Brunet wyższy o głowę sprawiał wrażenia maniaka komputerowego poprzez okulary i cały zestaw gameingowy w pokoju.
Po przywitaniu z trójką rodziny -Jerzego nie było - udaliśmy się do salonu. Po chwili zjawił się ostatni członek ich rodziny. Po paru sekundach jednak poszedł znowu. Tym razem sprzątnąć w swoim pokoju. Nie powiem przeżyłam lekki szok. Wiedział, że przyjdziemy tak około od tygodnia i sprzątał dopiero jak przyszliśmy? Czy tylko ja sprzątam parę dni przed przyjazdem gości? Może ja jakaś dziwna jestem, nie wiem.

Posiłek był pyszny, atmosfera wesoła. Kiedy minęła pora jedzeniowa udałyśmy się z siostrą na piętro, by tam spędzić resztę dnia. Było nieco nudno oraz niezręcznie, ponieważ moja młodsza siostra od najmłodszych lat nas parowała. Gadała kompletne farmazony, a ja siedziałam i próbowałam ją ogarnąć. Czasami rozmowy pomiędzy dwójką dorosłych ludzi ją nudziły, wtedy siedziała i marudziła. No cóż wady bycia młodszym.

Najbardziej denerwujące było to, że podobałam się Jerzemu. A on mi w ogóle nie. Kompletnie nie mój typ. Kiedy powiedziałam o zaistniałych sytuacjach i podtekstach wysyłanych w moją stronę stalowookiemu, nie był zadowolony. Nic dziwnego, sama była bym wkurzona, gdyby jakaś dziewczyna beszczelnie podrywała mojego chłopaka, wiedząc że ma on dziewczynę. Nie była to moja wina, jednak bałam się, ze może mieć on do mnie o to pretensje. Jednak nic się takiego nie stało, a to, że był w tamtym momencie o mnie zazdrosny w pewien sposób mi się podobało. Była to taka zdrowa zazdrość o kogoś na kim mu zależy. Wtedy uświadomiłam sobie, że ten związek jest kompletnie inny od tych wcześniejszych.

Zapach Opuncji I, II/zakończoneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz