Rozdział 11

630 31 15
                                    

Dominik:

Była godzina 23:30. Leżałem w swoim, łóżku obok Pawła. Byliśmy już trochę zmęczeni tym dniem i tym, że wcześnie wstaliśmy, ale i tak nie umieliśmy  zasnąć...

- Pablo? - zapytałem.

- Przestań... - zaśmiał się.

- Bo?

- Bo to, zupełnie inne imię. Wolę Pawełek...

- Tak więc Pawełku..? - zrobiłem te wszystkim znane, ale najbardziej znane Pawłowi, oczka małego kotka.

- Tak? - Nie odpowiedziałem. - No co? Skarbie?

- Kocham cię... -  nie wiem co mnie wzięło na wyznawanie mu teraz miłości ale czułem, że muszę.

- Też cię kocham...

Objął mnie a ja wtuliłem się w jego szyję. Czułem się teraz przy nim taki malutki i bezpieczny. Czułem coś w stylu bariery ochronnej gdy był, przy mnie blisko. Bardzo blisko...
Przewróciłem go na plecy i ułożyłem się na nim tak, że teraz moja głowa była na jego klatce piersiowej.
Wsłuchałem się w bicie jego serca. Było przyjemnie i kojąco. Czułem jak oddycha bo za każdym razem moja głowa lekko się unosiła. W końcu zasnąłem gdy on cały czas głaskał mnie po głowie.

Sen

Znalazłem się na mokrej ulicy. Leżałem na plecach i czułem jak woda spadająca z nieba i płynąca ulicą, moczy moje ubrania. Nie mogłem się ruszyć. Czułem jak ktoś dotyka mojej głowy. Chciałem spojrzeć kto to robi co było trudne ponieważ było ciemno a do moich oczu kapały wielkie kople duszczu.

- Nie wstawaj... - czy to był Paweł?

- Nie umiem.

- Nie wstawaj będzie już tylko lepiej. Musisz tylko leżeć i się nie ruszac.

Wtedy jego ręka, która dotykała mojej głowy powoli się odsunęła, a ja usłyszałem dźwięk klaksonu. Za chwilę wieki tir wynurzył się zza zakrętu, a mnie oświetliły mocne światła.
Krople zawisły w powietrzu błyszcząc jak diamenty. Czułem jak jakaś siła przyciąga mnie do jezdni, ale to nie była grawitacja. To było Coś silniejszego. Nie mogłem się ruszyć a tir był coraz bliżej. Krzyknąłem zdając sobie sprawę, że to chyba koniec kiedy nagle wszystko odwróciło się do góry nogami a ja zdeżyłem się z jakąś twardą ale pokrytą czymś miękkim powierzchnią.

Otworzyłem oczy i zorientowałem się, że spadłem z łóżka i leżę na ziemi.

- Jezu Minik... - zaśmiał się Paweł. - Co ty robisz?

- Czemu miałem się nie ruszać na ulicy?

- Co? - mogłem się podnieść z ziemi ale tak strasznie mi się nie chciało - Jakiej ulicy? - zastanawiał się Paweł.

- Nie ważne...

- Mhm. Może już wrócisz do łóżka?

- Która godzina?

- 08:30. - odpowiedział mi

- Jezu... Podnieś mnie...

- Coś ci się stało jak spadłeś? - wystraszony już znalazł się nade mną. Urocze.

- Nie ale się zmęczyłem...

- Spaniem? - zaśmiał się po czym podniósł mnie z taką łatwością, że aż się zdziwiłem.

Ułożył mnie na łóżku ale ja nawet nie zamknąłem oczu tylko podniosłem się i stanąłem obok niego.

- Powiesz mi jaki to miało sens? - zapytał ze zrezygnowaniem.

- Też cię kocham...

Pocałowałem go starając się jak najdłużej pozostawić nasze usta złączone. W końcu jednak musieliśmy się od siebie oderwać.

- Śniadanko? - zapytał nadal będąc bardzo blisko mnie, patrząc na moje usta.

- Kanapki? - odpowiedziałem pytaniem.

- Niemożliwe, że chcesz śniadanie na słono...

- A kto powiedział, że na słono. Poprostu nie na słodko...

Pociagnąłem Pawła za rękę i tak doszliśmy do kuchni. Naszykowałem chleb a Paweł wyciągnął z lodówki masło, ser, szynkę, ketchup, ogórka, sałatę i wiele innych rzeczy, które mogły się przydać. Zrobiliśmy 9 kanapek tak by dla każdego były po trzy.

- Idę po Filipa. - oznajmiłem chłopakowi po czym, wbiegnąłem po schodach na górę.

Wszedłem do pokoju przyjaciela. Jest uroczy. Wiadomo, że jako przyjaciel. Kocham go. Nie tak samo jak Pawła, ale jest dla mnie ważny... Znamy się już tak długo i nadal mnie wspiera. Jest naprawdę dobrym przyjacielem.
Spał rozwalony na całym łóżku, a kołdra gniotła się gdzieś w nogach. Odsłoniłem rolety i przykucnąłem przy jego łóżku tak, że nasze twarze były teraz naprzeciwko siebie.

- Filip... Wstawaj... - brak odpowiedzi - Filip... - jaki śpioch - śniadanie! - krzyknąłem chyba trochę za głośno ale przynajmniej się obudził.

Przymrużył mocno oczy rozciągnął się po czym przetarł twarz rękami.

- Śniadanie? - zapytał a na jego twarzy zagościł uśmiech.

- Tak. Więc wstawaj...

Wyszedłem z pokoju z uśmiechem na twarzy. Ten dzień zapowiadał się dobrze.

_________________
661 słów...
🤪😘

The Blaze House 2 //Dominik Rupiński x Paweł Zmitrowicz Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz