Rozdział 31

403 22 1
                                    

Dominik:

Była godzina 21:00

Opatrzyły mi się już biało niebieskie korytarze. Opatrzyły mi się już żółte krzesła. I opatrzyła mi, się już twarda podłoga.
Ale miałem swój cel.
Czułem się tu bezpieczny.

- Masz zamiar kiedyś wstać z tej ziemi? - zapytał Albert. (Ten, z którym dzielę pokój.)

- Co ty tu robisz? Powinieneś być w naszym pokoju. - odpowiedziałem mu.

- Dlaczego tu siedzisz?

Gdybym mijał go na ulicy powiedział bym, że jest żulem.
Tak poprostu.
Nosił luźne sprane jeansy, brązowa za dużą o dwa rozmiary koszulkę i czarną rozpinaną bluzę, zdobioną dziurami, miejscami wielkości mojej pieści. Za to jego twarz wydawała się przyjemna.
Z jego zielonych oczu dobrze patrzyło a zmarszczki na twarzy były spowodowane ciągłym uśmiechem. Miał na moje oko 50 lat.

- Jest mi tu dobrze a one mi pozwoliły - spojrzałem w kierunku pielęgniarek co chwile zaglądających zza rogu czy wszystko ze mną okej albo czy nie zwiałem.

- Nie powinieneś tak długo siedzieć ze słoniami. One lubią ciepło i wodę. - odrzekł patrząc mi w oczy i wykonując w powietrzu palcem wskazującym ruchy, które przypominały mi krojenie czegoś. - O popatrz jeden idzie w nasza stronę. Mniejsza z tym. Gdybym mógł kiedyś mieszkać w lesie. To te słonie... - zaśmiał się odsłaniając wybrakowane uzębienie - One są marudne ale szczere. One potrafią wysłuchać nie to co ludzie.

Wspominałem, że Albert ma schizofrenię?

__________________
Dziękuję, że czytacie!
Kocham was!
❤️❤️❤️

The Blaze House 2 //Dominik Rupiński x Paweł Zmitrowicz Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz