Rozdział 24

508 31 18
                                    

Paweł:

Błagałem Boga, albo kogokolwiek kto ma jakąkolwiek władze nad nami, by Dominik jeszcze żył.
Wybiegłem z domu i kierowałem się do małego lasku. Potrafiłem szybko biegać choć mało osób o tym widziało. Moje nogi uderzały w asfalt, wydając pusty dźwięk. Za chwilę jednak dźwięk się zmienił. Teraz biegłem po kamieniach, które wręcz łamały się pod moim ciężarem.
Zaczynałem się dusić.
Duży wysiłek i strach sprawił, że moje płuca stały się malutkie i wysuszone jak rodzynki.
Głowa natomiast napuchła, powodując ból, by zmieścić w sobie jeszcze więcej niepokoju i bólu.

Znalazłem się już w lesie dlatego musiałem  odtrącać rękami gałęzie i inne krzaki, które w większości i tak trafiały w moją twarz.

Świst!

Jedna z gałązek mocno uderzyła mnie w policzek.
Dotknąłem ręką bolącego miejsca. Gdy odsunąłem  rękę od twarzy była na niej krew. Domyśliłem się, że roślina, którą dostałem, musiała mieć kolce.
Zignorowałem ból i pobiegłem dalej.
Od mostu dzieliło mnie może 100 metrów.

- Dominik! - Imię, które nie było wcale długie teraz było nieziemsko trudne do wypowiedzenia. Skojarzyło mi się z konstantynopolitańczykowianeczką.
(brawa dla mnie, że udało mi się to napisać z pamięci XD)

- Minik! - ponowiłem wołanie.

Mój oddech zagłuszał ciszę. Miałem Wrażenie, że moje sapanie słychać na kilometr z tąd. I wtedy  zobaczyłem sylwetkę Dominika znikająca za poręczami mostu. Dźwięk wody podtwierdził moje obawy.

________________
Ooł...

The Blaze House 2 //Dominik Rupiński x Paweł Zmitrowicz Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz