1

518 23 5
                                    


     Wpatrywała się w zmieniający krajobraz zza szyby, obserwując liczne pola uprawne poprzecinane małymi domkami wpasowującymi się w tutejszy krajobraz. Słońce świeciło wysoko i temperatura dawała się we znaki każdej z więźniarek, siedzących w autobusie. Pierwszy poniedziałek sierpnia zapowiadał, że będzie to jeden z gorętszych miesięcy. Blondynka na moment przeniosła spojrzenie do wnętrza pojazdu, starając się przyzwyczaić wzrok do znacznie ciemniejszej scenerii, gdyż większość okien pozasłaniana była grubymi kratami.

     Kilka miejsc przed nią, trzy kobiety, żywo dyskutowały i co chwila wybuchały śmiechem z żartów które opowiadały, po drugiej stronie siedziała czarnowłosa cyganka, zagłębiona we własnych myślach. Natomiast sam koniec autobusu zajmowała jedna kobieta i gdyby blondynka odwróciła się, zobaczyłaby że ma spuszczoną głowę i uparcie wpatruje się w podłogę.

     Dziewczyna na powrót spojrzała między kratki, obserwując zarysy wielkiego budynku rysującego się na krajobrazie w oddali. Zbliżały się do swojego starego domu, za którym nie wiedziały, że mogły tak bardzo tęsknić. Historia lubiła się powtarzać.

     Jeszcze parę dni temu Macarena wraz ze swoimi współtowarzyszkami, były prowokatorkami zamieszek w więzieniu Cruz Del Norte, co skończyło się w dwojaki sposób – co prawda udało im się wykończyć odwiecznego wroga; Sandoval'a, jednak zmiany były nieuniknione i jedną z nich był powrót do poprzedniego więzienia Cruz Del Sur wraz z zaostrzeniem zasad zaraz po odsiedzeniu tygodniowego czasu w izolatce. Nie wiedziały co tym razem na nie czekało, ale z pewnością nie mogło to być nic miłego.

     - Ej, Rubia, gdzie tak odleciałaś?

     Znajomy głos sprowadził ją na ziemię. Blondynka przekręciła głowę, zerkając na ciemnoskórą kobietę układającą się na ciasnym miejscu tuż obok. Przeczesała dłonią swoją ogromną burzę loków i posłała dziewczynie jeden ze swych czarujących uśmiechów, którego nie dało się zignorować.

     - Zastanawiam się kto zajmie miejsce Sandovala w obu więzieniach, czy będzie to ktoś gorszy, czy jednak nie... – Macarena po chwili milczenia odezwała się, odpowiadając Owcy lekkim uśmiechem. – Ale cieszę się, że przejdziemy przez to wszystkie razem.

      - Dokładnie. Wszystkie. – Kobieta skinęła głową, po czym wyciągnęła z kieszeni od spodni mały wisiorek, na którym zawieszona była złota obrączka. – Sole będzie nad nami czuwać.

     Blondwłosa poczuła delikatny ucisk w gardle na widok pierścionka, który natychmiast wywołał bolesne wspomnienia sprzed tygodnia. Delikatnie ujęła go do ręki, gładząc palcem po powierzchni. Śmierć jednej z kompanek mocno odbiła się na reszcie, zwłaszcza, że Sole była istnym aniołem, który dbał o każdą z dziewczyn. Tak dużo przeszła w przeciągu kilkunastu miesięcy i zdecydowanie nie zasługiwała na taki ciężki los, który zaserwował jej śmierć męża zaraz po ślubie, a następnie okropnego alzheimera, zabierającego wszystkie wspomnienia. Warto było jednak spełnić jej ostatnią wolę, mimo że sama czynność spadła na barki biednej Saray, która musiała zmierzyć się ze śmiercią w tak okrutny sposób, pomagając kobiecie odejść z tego świata.

     Maca nie odpowiedziała. Oddała szatynce pierścionek i oparła głowę na jej ramieniu, w milczeniu obserwując jak autobus powoli zwalnia, a następnie wjeżdża przez wielką bramę zbliżając się do celu podróży.

***

     Stanęły w równej linii, posłusznie wykonując polecenia strażniczki, która musiała przedstawić swoją codzienną procedurę mimo tego, że dziewczyny doskonale ją znały. Każda z nich rozebrała się do naga i podeszła do ściany, by oprzeć na niej swe ręce. Nie było to jedno z najmilszych doświadczeń, ale było ono nieuniknione.

Niewypowiedziane słowaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz