6

152 16 7
                                    


Przed wejściem do pomieszczenia stała dobrze zbudowana, ciemnoskóra, kobieta. Nie wyglądała dosyć przyjaźnie, a jej postawa i wyraz twarzy zniechęcały do zbliżania się. Wyraźnie robiła za osiłka pilnującego wejścia i faktycznie spełniała swoje zadanie znakomicie, bo wszyscy omijali wejście do pralni szerokim łukiem. Macarena zatrzymała się niedaleko, mierząc więźniarkę spojrzeniem. Czuła, że może być ciekawie.

- Idź po Saray, przydałaby mi się jej pomoc. - Powiedziała, spoglądając przelotnie na Bambi. Ta skinęła głową i szybkim krokiem oddaliła się.

Jak się bawić, to się bawić, pomyślała blondynka i zbliżyła się do osadzonej. Na jej widok kobieta zadarła głowę do góry, by sprawić wrażenie jeszcze wyższej niż w rzeczywistości była, a przewyższała Macę niemal o głowę.

- Mogę przejść? Mam pranie do zabrania...

Odezwała się jakby od niechcenia, starając się sprawiać wrażenie kompletnie nie zorientowanej na sytuację. Uniosła brew w oczekiwaniu na reakcję.

- Trudno. Zabierzesz je kiedy indziej. - Nieznajoma zadrwiła.

- Słuchaj, nie mam zbyt wiele czasu, a Valbuena chce dostać swoje rzeczy. Dobrze wiesz, że gdy będzie czekał zbyt długo, w końcu sam tu przyjdzie.

Osadzona na moment zawahała się, żałując że nie miała obok siebie kogoś, kto mógłby pomóc jej w podjęciu decyzji. Nie wiedziała czy blondynka kłamie czy nie, ale ryzykować pojawieniem się strażnika nie chciała. Z kolei polecenie było poleceniem... W końcu westchnęła i przesunęła się, żeby umożliwić blondynce przejście. Gdy ta zrobiła krok do przodu, kobieta chwyciła ją za ramię, mocno ściskając.

- Mam nadzieję, że nie kłamiesz, ślicznotko. Bierz, po co przyszłaś i spadaj. I nikomu ani słowa co możesz zobaczyć - Warknęła.

Maca obrzuciła nieznajomą lodowatym spojrzeniem, ale nie odezwała się. Kiedy kobieta puściła ją, ostentacyjnie poprawiła bluzkę i odwróciła się na pięcie. Na ten moment wolała nie zastanawiać się w jaki sposób miała zamiar się stamtąd wydostać o własnych siłach. Tą myśl zostawiła na potem.

Ruszyła żwawym krokiem przed siebie, skręcając w wąską alejkę prowadzącą do dalszej części pralni. Próbowała wychwycić jakiekolwiek dźwięki, by z daleka ocenić sytuację, ale nie była w stanie wyłapać nic podejrzanego. Tuż przed wejściem na ostatnią salę zobaczyła, jak wielkie prześcieradła przerzucone są w poprzek pomieszczenia, z jednej strony zasłaniając widok kamery na dalszą część pokoju, ale z drugiej wisząc tak strategicznie, że nie mogły wzbudzać większych podejrzeń. Dopiero wtedy usłyszała śmiech kilku osób.

Zawahała się. Mogła dokładniej przemyśleć sytuację i ubezpieczyć się, zabierając ze sobą cokolwiek, co mogłoby przydać się w walce. Przeklęła pod nosem i w ostatniej chwili przypomniała sobie o obrączce w kieszeni. Szybko nałożyła ją na środkowy palec, owijając wisiorek kilka razy wokół palca środkowego i wskazującego, tworząc bardzo prowizoryczny kastet, który na niewiele mógłby się zdać, ale jednak lepsze to niż nic. Podziękowała Sole za tą minimalną pomoc i w końcu wkroczyła do pomieszczenia, ściągając zasłony w dosyć teatralny sposób. Wiedziała, że w przeciągu kilku minut któryś ze strażników zauważy zajście i zdąży zainterweniować zanim będzie za późno.

- Hej! - Krzyknęła, ściągając uwagę wszystkich na swoją osobę. W ten sposób mogła szybko ocenić sytuację.

Co ujrzała, sprawiło, że na moment wstrzymała oddech. Dwie kobiety stały przy krześle, do którego przywiązana była ledwo przytomna Zulema. Usta zakneblowane miała kawałkiem jakiejś szmaty, która zdążyła nasiąknąć jej krwią, leniwie spływającą z rozciętego policzka i łuku brwiowego. Włosy miała posklejane od potu, a jej ubranie było zabrudzone i potargane, zwłaszcza żółta kurtka, zwisająca teraz luźno z jednego ramienia. Lewy rękaw był umyślnie rozerwany, a na odsłoniętej ręce odbity był znak od przypalenia żelazkiem.

Niewypowiedziane słowaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz