15

114 16 6
                                    


Autobus z wolna zjechał na kamienistą ścieżkę prowadzącą na dosyć spory parking, który tym razem był całkowicie pusty. Pojazd zatrzymał się w zacienionym miejscu, tuż przy wielkim budynku będącym wejściem na boisko do piłki nożnej. Kobiety zeszły po schodkach i z wolna wyszły na dziedziniec skąpany w słońcu przypiekającym w pełnej swej krasie. Zewsząd ogarniająca cisza przerywana była tylko śpiewającymi ptakami, które przysiadły na pobliskich drzewach i ćwierkały do siebie melodyjne trele. Sporych rozmiarów świerszcze skryte w wysokich kępkach trawy pocierały nóżkami i wtórowały do taktu. Do tego kamyczki umykające pod ciężarem ciężkich butów więźniarek chrobotały cicho, tworząc zgraną całość.

Pomimo porannych godzin, temperatura oscylowała w granicach dwudziestu pięciu stopni i wszystko wskazywało na to, że lada chwila i zacznie wzrastać. To wywołało niespokojne spojrzenia czterech kobiet, które zebrały się przed autobusem z oczekiwaniem na kolejne polecenia.

- Czeka was dzisiaj pracowity dzień, albowiem będziecie musiały wykosić całą murawę, a następnie poprawić linie na boisku. - Strażnik stanął przed osadzonymi i podparł się w boki spoglądając na kobiety. - Dwie z was zaczną kosić, a potem kolejne dwie będą malować. Konserwator jest już w środku i na was czeka.

Gdy skończył, zbliżył się do każdej z zamiarem rozkucia z kajdanek, a następnie poprowadził je do głównego wejścia do budynku.

- Coś czuje, że będzie z nas niezła plama jak się roztopimy z gorąca... - Jedna z więźniarek, Sabrina, wymamrotała z niesmakiem. Druga pokiwała głową, rozglądając się wokoło.

Przeszły dość długim korytarzem prowadzącym wprost na stadion. Wkroczywszy na murawę, każda z nich rozejrzała się ze zdumieniem. Maca pierwszy raz mogła zobaczyć boisko z tej perspektywy. I to, że kompletnie nie interesowała się sportem, nie przeszkadzało jej w podziwianiu wielkości obiektu. Murawa z tej strony wydawała się ogromna. Trybuny okalające boisko górowały nad nim i tworzyły niezłe wrażenie. Dwie duże kosiarki stały nieopodal, a obok znajdowały się urządzenia malujące linie.

- Naprawdę nie mają tutaj tych kosiarek na których można siedzieć i jeździć, tylko te małe gówna? - Maca parsknęła z niedowierzaniem spoglądając na maszynę, z którą przyjdzie jej pracować. - Nie wierzę, że dostępne są tylko takie.

- Rubia, wierzysz w to, że daliby nam profesjonalne kosiarki, żeby nam ułatwić pracę? Nie bądź naiwna. - Zulema prychnęła i zdjęła żółty uniform, czując jak temperatura powoli daje się jej we znaki.

Macarena westchnęła niepocieszona i pozwoliła konserwatorowi, który do nich podszedł, wyjaśnić ogólne zasady i wszystkie wskazówki potrzebne do rozpoczęcia pracy. Dwie pozostałe kobiety miały poczekać jak Maca i Zulema zaczną koszenie, by dopiero wtedy mieć możliwość malowania słabo widocznych linii. Strażnik rozsiadł się wygodnie w pierwszym rzędzie, by mieć oko na osadzone, choć trzymał w ręku przygotowaną gazetę, przewidując że czas będzie się niemiłosiernie dłużył i potrzebna mu będzie jakaś rozrywka.

***

Niecałe dwie godziny po rozpoczęciu pracy, murawa była ledwie w połowie wykoszona. Kosiarki nie do końca chciały współpracować, zacinając się i bardzo szybko zapełniając pojemniki, które co rusz trzeba było opróżniać. Kobiety w białych koszulkach na ramiączkach z coraz mniejszą werwą pracowały, leniwie posuwając się do przodu. Słońce wciąż nie odpuszczało, a piękne, błękitne niebo, całkowicie pozbawione było choć jednego małego obłoku, które przynajmniej na chwilę mogłoby dać odpoczynek od gorących promieni.

Maca zatrzymała się po zakończeniu kolejnego pasa idącego wszerz murawy. Otarła wierzchem dłoni pot zbierający się na czole i z wolna spływający po skroniach. Wypuściła ze świstem powietrze i rozejrzała się wokoło. Strażnik zajęty był rozwiązywaniem krzyżówki zamieszczonej w gazecie, dwie kobiety poprawiały białą farbą wszystkie linie wyrysowane na boisku, a Zulema zbliżała się z drugiego końca obiektu. Widać było, że nie tylko jej temperatura przeszkadzała, bo czarnowłosa miała podwinięte nogawki od żółtych spodni niewiele ponad kolano. Co prawda kobiety dostały butelkę wody do podzielenia się na cztery, jednak w taki upał było to zdecydowanie za mało. Brunetka w końcu zatrzymała się na krótką przerwę, znajdując mały skrawek cienia rzucanego przez małą wiatę od ławki rezerwowych, gdzie przykucnęła wygodnie.

Niewypowiedziane słowaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz