26

100 15 5
                                    

Kolejne dni przyniosły ukojenie dla zmęczonych upałem ludzi, zasnuwając niebo ciężkimi chmurami, z których niemal od razu lunął deszcz. Ulewa trwała już trzy dni i ani myślała przestać, toteż osadzone nie mogły wyjść na spacer na boisko, co odbijało się na ich rosnącej irytacji. Każda musiała zająć się sobą w środku budynku, szukając ciekawego zajęcia, żeby się wzajemnie nie pozabijać.

Zulema leżała na wznak na swoim łóżku. Z zamkniętymi oczami, wsłuchiwała się w krople wody odbijające się o małe okienko zasłonięte grubymi kratami. Lubiła takie momenty, gdzie mogła w spokoju odpocząć, pozwolić myślom zagubić się w licznych labiryntach, a deszcz łagodnie dudnił o szybę, przyjemnie nadając rytm pojedynczym słowom przewijającym się wokół siebie, tworząc zbitki różnorodnych zdań. Co prawda, od jakiegoś czasu, takie medytacje nie były zbyt dobrym pomysłem, bo jedyne obrazy, jakie pojawiały się w jej głowie, dotyczyły Fatimy, boleśnie przypominając o minionych wydarzeniach. Za każdym razem kończyło się to zepsutym humorem do końca dnia, tudzież całej nieprzespanej nocy.

Tym razem jednak było inaczej. Brunetka odczuwała względny spokój i choć nie wiedziała co było tego przyczyną, nie zamierzała z tego rezygnować. Chciała się nim cieszyć jak najdłużej, toteż zignorowała współlokatorki, które weszły do celi w poszukiwaniu ciuchów na przebranie. Nie poruszyła się, gdy usłyszała krzyczącą Saray gdzieś na korytarzu. Pozwoliła pogrążyć się w dźwiękach deszczu, kosztując tej melodii, jakby nic innego się nie liczyło.

Nie wiedzieć czemu, swobodny tok myśli w pewnym momencie postanowił skręcić w dość nieoczekiwanym kierunku, a obrazy w głowie Zulemy przybrały kształt pewnej osoby. Osoby o blond włosach opadających na ramiona i intensywnym zielonym spojrzeniu. Osoby, która przy uśmiechaniu się, ukazywała urocze dołeczki w policzkach. I ostatnie, osoby, która mimo bycia niezwykle irytującym, zawsze miała otwarte serce i nie rezygnowała z ludzi, choć na swojej drodze spotkała wielu, którzy potrafili nieźle namieszać w jej życiu. Zulema skrzywiła się nieznacznie, jednak pozwoliła myślom dalej płynąć. Widok Macareny z początku ją drażnił, jednak zdążyła zauważyć, że rubia wcale jej nie przeszkadza.

Mimo wielu przeciwności i poprzednich spięć, Zulema wiedziała, że może polegać na blondynce i vice versa, nawet jeśli nigdy tego nie przyznała na głos. W towarzystwie Macareny, czuła się swobodnie i wiedziała, że może z nią porozmawiać na każdy temat. Wiadomo, że zawsze miała Saray obok siebie, ale cyganka była dla niej jak młodsza siostra. W tym przypadku, było nieco inaczej, a to przerażało brunetkę.

Mając w końcu dość natrętnych myśli, podniosła się do pozycji siedzącej, swobodnie opuszczając nogi poza łóżko. Zgrabnie zeskoczyła z pryczy, wsunęła buty i wyszła z celi w poszukiwaniu owej prowokatorki tych, jakże strasznych, myśli.

***

- Oy, Rubia.

Macarena podniosła głowę na dźwięk swojego imienia. Siedziała w bibliotece, próbując zająć się czymś pożytecznym, a to zaprowadziło ją do regałów pełnych książek. Postanowiła wybrać najbardziej odpowiadający jej tytuł i usiadła w najdalszym zakątku pomieszczenia, by mieć najwięcej prywatności. Tą właśnie prywatność Zulema postanowiła naruszyć, stając tuż przed fotelem z rękami ostentacyjnie włożonymi do kieszeni.

- Potrzebuję, żebyś skołowała dla mnie wieszak. - Brunetka wypaliła, nie czekając na pozwolenie.

- Skąd myśl, że jestem w stanie załatwić Ci wieszak? I co masz zamiar z nim zrobić?

Macarena opuściła książkę, uważnie zaznaczając palcem gdzie skończyła czytać, a następnie spojrzała wymownie na brunetkę, oczekując wyjaśnień. Ta, z oczywistych powodów, nie miała najmniejszego zamiaru zdradzać swoich motywów i pobudek. Zulema przechyliła nieco głowę w bok, a jej mina wyrażała zwątpienie w reakcje blondynki.

Niewypowiedziane słowaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz