34

112 13 13
                                    

Pojazd zjechał z drogi na kamienistą ścieżkę prowadzącą do małej, lokalnej, stacji benzynowej. Zatrzymał się na tyłach, z dala od przejeżdżających samochodów i ciekawskich par oczu. Macarena zgasiła silnik i rozejrzała się wokoło i choć szukała rzekomego znajomego Zulemy, kątem oka dostrzegła brunetkę ze spuszczoną głową na miejscu obok niej.

- Hej, Zulema? Nie śpimy, jesteśmy na miejscu!

Maca szybko podniosła się, by trącić kobietę w ramię. Czarnowłosa ewidentnie wciąż traciła sporo krwi przez co była bliska utraty przytomności. I mimo bycia zawziętym i upartym jak osioł, organizm nie dawał rady tak, jakby Zulema tego chciała.

Fabio zdążył pogodzić się z unieruchomieniem i zrezygnowany siedział na swoim miejscu, uważnie śledząc każdy ruch osadzonych. Drugi ze strażników, został wcześniej przypięty kajdankami do tylnych barierek busa i mimo protestów Zulemy, Macarena zdołała zakleić jego ranę na szyi, by nie stracił ogromnej ilości krwi.

- Mówiłaś, że Twój kolega gdzieś tu będzie. Ja nikogo nie widzę.

Maca otworzyła drzwi i wychyliła się z pojazdu by mieć lepszą widoczność. Odwróciła się w stronę brunetki, która podniosła się z miejsca i przeczesała portfele strażników w poszukiwaniu pieniędzy.

- Myślisz, że tak łatwo rzucałby się w oczy? Pff, Rubia...

Zulema pokiwała z politowaniem głową, zaskoczona brakiem opanowania ze strony blondynki. Kobieta potrafiła być pewna siebie i bezwzględna, jednak teraz wyglądała raczej jak przestraszony szczeniaczek, aniżeli groźna uciekinierka, co rozśmieszyło czarnowłosą bardziej niż tego chciała. Włożyła wszystko co potrzebne do kieszeni od spodni i podtrzymując lewą rękę zgiętą w łokciu, wypchnęła kompankę z busa.

- Venga. - Poleciła krótko i ruszyła przed siebie, jakby jeszcze przed chwilą nie zaatakowała strażnika i nie uciekła z więzienia.

Nim Maca podążyła za kobietą, obejrzała się raz jeszcze na pojazd. Fabio siedział wyprostowany ze wzrokiem wbitym w blondynkę, a jego spojrzenie wręcz błagało o zmianę decyzji. Macarena westchnęła krótko i przymknęła powieki, zdając sobie sprawę, że teraz już nie było odwrotu i właśnie narobiła sobie kolejnych wrogów. Nie miała jednak zamiaru nic zmieniać. Na powrót otworzyła oczy, a jej spojrzenie stało się bezwzględne. Obróciła się na pięcie i szybkim krokiem nadrobiła odległość dzielącą ją od czarnowłosej.

Nim zrównała się z Zulemą, ta zdążyła zbliżyć się do starego pojazdu zaparkowanego pod rozłożystym drzewem. Wtedy zrozumiała, że gałęzie skutecznie osłaniały miejsce i dlatego wcześniej nie widziała nikogo na parkingu. Z samochodu wyszedł ciemnoskóry mężczyzna z kilkudniowym zarostem, ubrany w luźne jeansy i czarną koszulkę z krótkim rękawem. Jego wzrok od razu zatrzymał się na zakrwawionym ramieniu brunetki.

- Auć... Widzę, że zaszalałaś. - Odezwał się, a w jego głosie dało się wyłapać charakterystyczny arabski akcent.

- Callate - Warknęła w odpowiedzi i od razu otworzyła bagażnik.

- W środku macie ciuchy na zmianę, a na przednim siedzeniu są paszporty i trochę forsy.

Mężczyzna oparł się o samochód, a jego wzrok spoczął na blondynce, która jak dotąd stała bezradnie, trzymając w rękach apteczkę zabraną z busa. Uśmiechnął się lubieżnie lustrując kobietę od góry do dołu. Maca prychnęła i wykrzywiła się, nie kryjąc oburzenia, lecz powstrzymała się od jakichkolwiek komentarzy, aby nie przysporzyć sobie i Zulemie żadnych kłopotów.

- Zulema. Musisz iść do łazienki przemyć ranę. Tam się przebierzemy. - Maca pochyliła się w stronę kobiety chcąc zwrócić na siebie jej uwagę.

Niewypowiedziane słowaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz