3

216 21 8
                                    

Stołówka w godzinach obiadowych zawsze była wypełniona po brzegi, a rozmawiające kobiety próbowały wzajemnie się przekrzykiwać, przez co gwar w pomieszczeniu był dosyć wyrazisty i mocno słyszalny w innych pomieszczeniach. Dla kontrastu, niektóre z więźniarek siedziały cicho, w milczeniu grzebiąc plastikowymi widelczykami w papkach im podawanych z zamiarem nie rzucania się zbytnio w oczy.

Maca, razem ze swoimi koleżankami stanęły w kolejce do podawania jedzenia, trzymając w rękach duże tacki. Kobieta zwróciła uwagę na czerwonowłosą kucharkę krzątającą się między garnkami. Zastanawiała się czy będą z nią jakieś kłopoty, czy jednak uda im się jakoś wspólnie koegzystować, choć nie wydawała się zbytnio przyjazna. Będąc trzecią osobą w kolejce zauważyła, jak jedna z wydających jedzenie nałożyła jednej kobiecie pełną łyżkę dziwnej mazi, natomiast kolejna dostała porcję gotowanych marchewek. Blondynka uniosła brew i gdy nadeszła jej kolej zbliżyła się do lodówki wystawiając tackę przed siebie. Tak jak się spodziewała, osadzona bez namysłu nabrała papki z zamiarem rzucenia Macarenie na talerz. Ta cofnęła się gwałtownie, wprawiając kobietę w zdziwienie.

- Chcę tej samej marchewki, co poprzednia dostała. - Oświadczyła beznamiętnie.

- To nie jest koncert życzeń, dawaj tę tackę jeśli chcesz dostać cokolwiek. - Kobieta w fartuchu prychnęła, a w jej głosie dało się usłyszeć lekkie poirytowanie.

Maca zawahała się. Czy warto było wszczynać awanturę już pierwszego dnia po przybyciu, nawet nie znając kobiet pracujących w kuchni? Z drugiej strony te idiotki nie miały pojęcia z kim mają do czynienia i wypadałoby im pokazać do czego jest zdolna.

- Rubia, bierz to żarcie i pozwól innym wrzucić coś na ząb.

Nim zdążyła się zdecydować, cichy, bliski szeptu głos rozbrzmiał tuż przy jej prawym uchu, wywołując dreszcze na karku. Zulema przecisnęła się między innymi osadzonymi, stając ramię w ramię przy blondynce i jak gdyby nigdy nic, wyciągając pustą tackę przed siebie w oczekiwaniu na podanie jedzenia. W międzyczasie porwała jabłko, a następnie wycofała z towarzystwa, co nie uszło uwadze reszty, która od razu zaczęła głośno protestować na wepchnięcie się do kolejki.

Macarena odprowadziła kobietę wzrokiem, a następnie zerknęła na Saray stojącą nieopodal, która chyba też była dosyć zdziwiona reakcją Zulemy. Cyganka wzruszyła ramionami i sama ustawiła się w kolejce. Blondynka chcąc nie chcąc wzięła podejrzanie wyglądającą papkę i ruszyła w kierunku czarnowłosej, zadowolona że przynajmniej będzie w stanie spokojnie zamienić z nią kilka słów, bo siedziała zupełnie sama przy stoliku po tym, jak dwie z więźniarek przesiadły się gdzieś indziej widząc Zulemę.

- Co z Tobą? Nie wyglądasz najlepiej. - usiadła na przeciwko znajomej, rozkładając serwetki i mały jogurt na blacie.

Wiedziała, że Zulema przeżywała stratę córki, ale nie spodziewała się, że będzie to trwało tak długo i tak wyraziście, biorąc pod uwagę fakt, że ich relacje nie były relacjami typowo rodzinnymi. Sama wiedziała jak to jest stracić najbliższych, bo utrata obojga rodziców w tak krótkim czasie nie była zbyt dobrze przyjętą wiadomością, ale przynajmniej dorastała i wychowywała się z nimi, a nie tak jak Fátima, która została po porodzie odebrana matce mając tylko surową babcię jako opiekunkę. Zulema zdążyła zamknąć się w sobie, ignorując życie więzienne, a nawet zaniechując jakiekolwiek plany na ucieczkę z więzienia, co było dosyć szokującą wiadomością dla reszty znających ją kobiet.

Czarnowłosa nie odpowiedziała, zawzięcie mieszając łyżeczką w jogurcie.

- Zulema Zahir. - Macarena nie zrezygnowała. - Wiem jak się czujesz i co przeżywasz, ale nie możesz tak po prostu zamknąć się na świat zewnętrzny. Co z wielką Królową Skorpionów, postrachem więzienia? Gdzie się podziała?

Niewypowiedziane słowaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz