31

103 13 6
                                    

Głos syreny rozbrzmiał w całym budynku, wszczynając alarm, by zorganizować wszelkie jednostki do działania. Strażnicy mieli problem z uspokojeniem buntu, kobiety czuły pewność siebie, co tylko utrudniało zapanowanie nad protestem, który z wolna wymykał się spod kontroli. Całe więzienie było w kompletnym chaosie, śmieci walały się po korytarzach, ludzie przekrzykiwali się przez wyjący alarm i mało kto wiedział co się dzieje.

Zulema z Macareną jako jedne z pierwszych zostały umieszczone w izolatce ze względu na próbę dokonania zabójstwa, które należało rozwiązać. Reszta strażników w popłochu biegała we wszystkie strony, starając się wyłapać jak najwięcej kobiet żeby wrzucić je do cel lub izolatek. W niespełna kilkanaście minut od wszczęcia alarmu sytuacja w końcu zdawała się uspokajać. Wezwane posiłki wkroczyły do akcji, a mężczyźni ubrani w pełne mundury z karabinami w rękach budziły lęk i zmuszały osadzone do powrotu do swoich cel. Alarm w końcu ucichł, dając błogie wytchnienie, a sytuacja powoli wracała do normy.

Macarena ciężko opadła na pryczę w izolatce, mając teraz całe pomieszczenie dla siebie. Zulema prawdopodobnie była gdzieś niedaleko, ale nie była pewna gdzie dokładnie. Ściągnęła buty i zwinęła się w kłębek, wciąż mając przed oczami bezwładne ciało Amandy leżące w kałuży krwi. Miała nadzieję, że kobieta przeżyje, bo mimo wszystko, nie zasługiwała na taki los. W głowie analizowała całą sytuację, wciąż zła na Zulemę za nie poinformowanie jej o tym zagraniu, bo równie dobrze obie mogły razem coś zdziałać. Ale nie. Zulema wolała załatwić sprawy po swojemu, w pojedynkę, a ona mogła tylko się zastanawiać jaki jest kolejny krok.

Westchnęła głośno, a do jej uszu doszedł czyiś głos. Głos, a dokładniej śpiew. Delikatny, ledwie słyszalny śpiew, bardziej przypominający nucenie. Podniosła się do pozycji siedzącej, starając się wychwycić jakiekolwiek słowa, ale miała z tym problem, bo to na pewno nie był hiszpański. Dopiero po chwili zdała sobie sprawę, że melodia była nucona po arabsku.

- Zulema?

Zeszła z łóżka i podeszła do małej kratki, dzięki której mogła cokolwiek usłyszeć. Pochyliła się nad otworem, wyczekując jakiejkolwiek odpowiedzi.

- Śpiewałam tą piosenkę Fatimie jak się urodziła.

Zulema przerwała śpiew i po chwili milczenia w końcu się odezwała. Macarena nie wiedziała czy powinna coś powiedzieć czy czekać jak brunetka dalej zabierze głos, jednak póki co stwierdziła, że zaczeka, dając jej możliwość na dokończenie myśli jeśli by tego chciała.

- Zabrali mi ją niemal od razu po narodzinach, ale zdążyłam ją uspokoić tą melodią. Wyglądała tak niewinnie. Matka była bezwzględna, nie chciała żebym ja ją wychowywała. Ciągle jej przeszkadzałam i przynosiłam hańbę całej rodzinie. Według niej, nie byłabym dobrym materiałem na matkę. Może miała rację i gdyby nie ona, to poszłabym w jej ślady.

Umilkła, a Maca opuściła głowę, zdając sobie sprawę, że powrót do takich wspomnień może być nieco bolesny. Jej cała złość, jaką odczuwała przez zaistniałą sytuację zdała się wyparować i w tym momencie nie była istotna. Doceniała, że Zulema dzieli się z nią swoją historią, choć przeszkadzało jej to, że nie była w stanie na nią spojrzeć i porozmawiać w cztery oczy, bo to na pewno byłoby znacznie bardziej komfortowe.

- Wiesz, że to, co Twoja matka Ci wpajała przez cały czas nie miało prawa bytu? Była toksyczna, manipulowała Tobą, a Ty na pewno nie jesteś taka jak ona.

Macarena nie była pewna czy dobrze dobrała słowa, ale chciała powiedzieć cokolwiek, żeby kobieta wiedziała, że może z nią porozmawiać.

- Ay, Rubia... Skąd Ty wiesz jaka była moja matka... Jaka ja jestem... Nie wiesz wszystkiego. - Głos Zulemy stężał i na powrót stał się chrapliwy i chłodny.

Niewypowiedziane słowaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz