Rozdział 1

541 32 9
                                    

W pokoju unosiło się parne, wilgotne powietrze. Pracujący na wysokich obrotach metalowy wentylator nieudolnie zastępował nie działającą już od kilku dni klimatyzację. Obiecana data naprawy po raz drugi została przesunięta i zapowiadało się, że tropikalne warunki będą im towarzyszyć przez kolejne trzy dni.

- O boże... - niezadowolony głos Jamiego dobiegł Eijiego, gdy tamten zaledwie otworzył drzwi - jest gorzej niż na zewnątrz. Przysięgam, że jeżeli w środę tego nie naprawią, osobiście ich tutaj przywlokę - marudził, ściągając buty i ewidentnie powłóczywszy nogami, minął krótki korytarz, po chwili pojawiając się w zasięgu wzroku Eijiego.

- Witaj z powrotem, moja marudo - rzucił Eiji, szczerząc zęby w szerokim uśmiechu.

- Gdybyś nie był tak cholernie pobłażliwy, już dawno byłoby po problemie. Wy i te wasze w porządku, rozumiem, nic nie można poradzić - mistrzowsko naśladując głos Eijiego, wypomniał jego łagodne potraktowanie jednego z pracowników serwisu podczas ostatniej rozmowy telefonicznej.

- Coraz częściej zastanawiam się jakim cudem udało ci się wyrwać Mayumi - westchnął Eiji, przekopując się przez stos zdjęć rozrzuconych na drewnianej podłodze.

Jutro czekała go bardzo ważna prezentacja, od której zależało jego być albo nie być w zaplanowanym na koniec sierpnia projekcie, który ze względu na ścisłą współpracę z Tokyo Photographic Art Museum wzbudzał ogromne zainteresowanie, również wśród jego starszych, znacznie bardziej doświadczonych kolegów.

- Nie widziałem tego wcześniej, kiedy to zrobiłeś? - zainteresował się Jamie, schylając się po fotografię, którą wyczuł pod swoją stopą.

Jego sylwetka rozświetlana blaskiem kolorowych neonów, zawieszonych wzdłuż dobrze mu znanej, wyjątkowo pustej ulicy zdawała się idealnie pasować do klimatu tamtego miejsca.

- A to! Gdy przegapiliśmy ostatni pociąg i byliśmy zmuszeni wracać na piechotę.

- Całe szczęście, że nie byliśmy daleko od domu. W przeciwnym wypadku musielibyśmy nocować w jednym z tych love hoteli, które mijaliśmy.

- Wiesz, że są tam podobno dźwiękoszczelne pokoje?

- Nie mów mi, że wiesz o tym z doświadczenia? - zapytał, zerkając na niego bokiem z głupkowatym uśmiechem na ustach.

- Nie wiem, dlatego użyłem słowa podobno - przypomniał cierpliwie, odrzucając za siebie zdjęcia, które nie znalazły jego uznania by trafić do ścisłej czołówki.

Na niskim stoliku tuż za jego plecami Jamie dostrzegł drewniane pudełko, w którym krył się największy i najcenniejszy skarb jaki posiadał jego przyjaciel - fotografie upamiętniające jego pobyt w Nowym Jorku. Codziennie, tuż przed snem rozkładał je na łóżku, przywołując w myślach momenty uwiecznione na niewielkiej powierzchni papieru, wpatrując się w tak dobrze znane mu twarze, tak bliskie, a zarazem odległe i nieosiągalne. Wiedział, że zwłaszcza jedna z nich w niepojęty sposób przyciąga jego wzrok, że to jej widok sprawia mu największy ból i cierpienie.

Ich pierwsze spotkanie odcisnęło na nim niezmywalną pieczęć. Eiji stronił od wszelkich kontaktów, zdawał się nie wykazywać żadnego zainteresowania czymkolwiek, był obojętny na wszystko i wszystkich. Nigdy w żadnej rozmowie nie wykraczał poza niezbędne minimum. Kurczowo trzymając się głównego tematu w najmniejszym stopniu nie ułatwiał rozmówcy przekroczenia niewidzialnej granicy między potencjalną przyjaźnią a pracą. I właśnie to zwróciło na niego uwagę Jamiego, odnosił wrażenie, że kryje się za tym coś więcej niż charakterystyczne wycofanie i aspołeczne zachowanie osoby nieśmiałej lub nie radzącej sobie w towarzystwie obcych. Dlatego podczas gdy otoczenie starało się wpasować w jego sposób życia, pozwalając mu w samotności i odcięciu odhaczać kolejne dni z kalendarza, Jamie wyłamał się i dosłownie wtargnął w jego z pozoru pustą przestrzeń. Bezbronny i słaby, a zarazem skrywający w sobie ogromne pokłady gniewu i żalu, początkowo całkowicie ignorował starania Jamiego, by ostatecznie zaakceptować go jako niemożliwy do zastąpienia element pozbawionego sensu życia. Obecność Jamiego wybudziła go z pewnego rodzaju letargu i przywróciła światu, a przynajmniej niepewnie uchyliła do niego drzwi. Od tamtej chwili minęły dwa lata, ale ból który wtedy skrywał w dalszym ciągu mu towarzyszył, smutek w jego oczach trwał niezmiennie, jakby stał się jego nieodłączną częścią. Obserwując jego codzienne zmagania, nie dało się nie zauważyć, że jedynym źródłem radości, która mimo wszystko daleka była od powszechnie znanego poczucia szczęścia i spełnienia była fotografia. To właśnie ona wiązała go z tym światem i gdyby nie ta więź, prawdopodobnie Jamie nigdy nie miałby okazji go poznać.

- Mogę pierwszy skorzystać z łazienki? - zapytał Eiji, wyrywając go z zamyślenia. Piramidka zdjęć wzniesiona na prostokątnym stoliku sugerowała ukończenie zadania.

- Pewnie - powiedział, podnosząc się z podłogi. Pozostałe fotografie zniknęły w dużym, papierowym pudle, z którego wygiętą pokrywą siłował się teraz Eiji.

Ludzie często pytali go jakim cudem skończył jako współlokator nieosiągalnego dla reszty świata Eijiego i w zasadzie on sam nie do końca znał na to pytanie odpowiedź. Czy to jego zawziętość i niestrudzona chęć przełamania jego żelaznej kurtyny czy współczucie i pragnienie by choć na krótką chwilę zagościł na jego twarzy szczery, niewymuszony uśmiech. Niezależnie od powodów, bo z pewnością było ich kilka, nie potrafił zostawić go samego, czuł że bez niego któregoś dnia jego przyjaciel po prostu przestanie istnieć.

Eiji wrócił do pokoju z ręcznikiem przewieszonym przez ramiona i schyliwszy się po butelkę wody pozostawioną przez niego na podłodze kątem oka zauważył, że jego współlokator przygląda mu się zza kurtyny długich, jasnych włosów. Opierał się o blat kuchenny, a w dłoni trzymał na wpół nadgryzione onigiri zakupione prawdopodobnie w jednym z osiedlowych combini.

- Idę się położyć, dobranoc - powiedział w końcu, odwracając wzrok.

- Eiji - zawołał i odczekawszy aż na niego spojrzy zapytał - o której masz jutro to spotkanie?

- O 9, ale muszę być przynajmniej pół godziny wcześniej, żeby wszystko przygotować.

- Jeżeli chcesz mogę iść z tobą - zaproponował, podejrzewając że w głębi serca liczył na to, ale nie chcąc sprawiać mu kłopotu, nawet o tym nie wspomniał.

- ...Tylko nie marudź później, że przeze mnie się nie wyspałeś - rzucił po chwili i mocniej zacisnąwszy palce wokół plastikowej butelki dodał ciszej - dziękuję.

- Nie ma sprawy - uśmiechnął się, wrzucając resztkę onigiri do buzi.

Przekroczywszy próg swojego pokoju Eiji zamknął drzwi i oparł się o nie plecami. Czekała go najtrudniejsza pora dnia, kiedy to nie pozostawało nic innego jak zamknąć oczy i spróbować zasnąć. Nie pamiętał by w przeciągu tych dwóch lat i czterech miesięcy udało mu się przespać całą noc. Niespokojny i przerywany sen towarzyszył mu za każdym razem, bezlitośnie wiążąc z największym koszmarem jego życia. Ruszył z wolna w kierunku łóżka i odłożywszy butelkę na nocną szafkę sięgnął po drewniane pudełko. Położył je sobie na kolanach i podniósłszy pokrywę rozłożył na pościeli kilka fotografii. Wszystkie bez wyjątku przedstawiały jasnowłosego chłopaka o niesfornym, a zarazem łagodnym spojrzeniu i delikatnym, ledwie dostrzegalnym uśmiechu. Eiji dotknął najbliżej leżącą i uniósł zbliżając ją do twarzy. W przeciwieństwie do pozostałych, na tej jego oczy były zamknięte, a głowa spoczywała na ramieniu Eijiego. Pojedyncze krople łez uderzyły w śliską powierzchnię papieru, zniekształcając najbliższy i najdroższy Eijiemu obraz.

- Ash... - szepnął, przykładając głowę do poduszki - nie wiem jak długo jeszcze wytrzymam... chcę przestać próbować, chcę to zakończyć - wydusił, wpatrując się załzawionymi oczami w jego zamrożoną, nieruchomą twarz.

Tęsknota i poczucie bezsilności walczyły zażarcie z próbą sprostania niewypowiedzianemu na głos życzeniu jego najbliższych, życzeniu by nie poddał się i żył dalej. Zdawał sobie sprawę, a przynajmniej wierzył, że za jakiś czas zaakceptuje ciążące na nim piętno przeszłości jako coś normalnego, coś co będzie towarzyszyło mu już do końca. Przetarł rękawem mokrą od łez twarz i wszedł pod kołdrę. Słabe światło lampki tuż przy łóżku, którą zwykł zostawiać zapaloną pozwalało skupiać wzrok na tak dobrze znanych mu rysach twarzy, na długiej, jasnej grzywce opadającej na policzki, postawie świadczącej o bezgranicznym zaufaniu by ostatecznie zamknąć oczy i choć na chwilę spróbować o tym wszystkim zapomnieć.

...

"Jest coś bardzo specjalnego w każdej pojedynczej chwili."
Julian Barbour

Zburzyć ciąg FibonacciegoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz