Rozdział 5

288 30 0
                                    

Dobiegająca z oddali wibracja telefonu stawała się coraz głośniejsza. Ash leniwie otworzył oczy i wybitnie niezadowolony zwrócił wzrok w kierunku źródła dźwięku. Wyciągnął rękę, sięgając po telefon i spojrzał na wyświetlacz - na ekranie widniało imię Sing. Mimowolnie zerknął na śpiącego obok Eijiego i powróciwszy spojrzeniem do natrętnego intruza przejechał palcem po ekranie i przyłożył telefon do ucha.

- Eiji? W końcu odebrałeś, wszystko w porządku? – usłyszał zdenerwowany głos po drugiej stronie.

- Eiji śpi... czego w zasadzie mu zazdroszczę – odezwał się lekko zachrypniętym głosem, przecierając oczy.

- ...Ash?

- Witaj Sing, zdajesz sobie sprawę, że istnieje coś takiego jak różnica czasu, prawda?

- ...Nie sądziłem, że zdecydujesz się do niego przyjechać – odezwał się po chwili, ignorując jego kąśliwą uwagę.

- Nie mogłem pozwolić by zlekceważył twoją prośbę i przyleciał do Nowego Jorku, narażając się tylko po to by odwiedzić mój pusty grób.

- Powiedziałeś mu o wszystkim? Wyjaśniłeś dlaczego?

- Tylko niezbędne informacje... Chcę by jak najszybciej o tym zapomniał i w miarę możliwości zaczął od nowa.

- Skoro tak, to rozumiem, że zostajesz, że nie wracasz.

- ...Nie mam po co wracać, wszystko czego potrzebuję jest tutaj – powiedział, przenosząc wzrok na Eijiego, który przebudziwszy się przyglądał mu się niewyraźnie zza wpół uniesionych powiek. - Przekażę, że dzwoniłeś i... dzięki za wszystko, jestem twoim dłużnikiem.

Odłożył telefon na szafkę i odrobinę niepewnie zwrócił twarz ku Eijiemu.

- Dzień dobry, Ash – przywitał się, unosząc dłoń by odgarnąć mu włosy, które przysłoniły jego cudowne oczy. - Z kim rozmawiałeś? Z Singiem, a może z Maxem?

- Dzień dobry, Eiji – powiedział, mrużąc oczy gdy palce Eijiego musnęły wrażliwą skórę za uchem. - Z Singiem.

- Czyli wszyscy wiedzieli oprócz mnie? Od jak dawna? - zapytał, nie kryjąc jak bardzo zdenerwował go fakt, że po raz kolejny „dla jego dobra" ukrywano przed nim prawdę.

- Nie wszyscy, tylko Sing. Max, a nawet nikt z chłopaków nadal o niczym nie wiedzą.

- Od jak dawna? - ponowił swoje pytanie.

- Skontaktowałem się z nim w zeszłym miesiącu, czyli jakieś dwa tygodnie temu i to tylko po to by przekonał cię byś nie przyjeżdżał.

- Nie wierzę, że nic mi nie powiedział – wydusił i uciekłszy od niego spojrzeniem położył się na plecach.

- To moja wina, zabroniłem mówić mu komukolwiek, nawet tobie... Przepraszam.

- Naprawdę uważasz mnie za tak bezbronnego i słabego, że nie zasługuję nawet by... - zaczął głosem pełnym frustracji, spoglądając na niego z wyrzutem, ale Ash przerwał mu, nie mogąc znieść widoku jego smutnych oczu.

- Nie, wręcz przeciwnie... Gdy odepchnąłeś mnie, przyjmując na siebie pocisk wycelowany we mnie... myśl, że może cię zabraknąć była torturą... modliłem się byś nie musiał to być ty, byś z nas dwojga nie był tym, który poświęcił swoje życie. Jesteś zbyt dobry by umierać za kogoś takiego jak ja – jego lekko drżący głos zdradzał jak bardzo tamte wydarzenia wpłynęły na jego życie, na decyzje podyktowane tylko i wyłącznie bezpieczeństwem tej jednej, najbliższej mu osoby.

Zburzyć ciąg FibonacciegoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz