Rozdział 3

261 28 1
                                    

Mroźne powietrze owiało rozgrzane po długiej kąpieli ciało Eijiego, dobitnie uświadamiając, że najwyższa pora na zmianę garderoby. Niedawno otwarta publiczna łaźnia stała się miejscem, do którego zachodził niemal każdego dnia po wielu godzinach intensywnej pracy nad kolejnym niezwykle ważnym i dużym projektem. Poniekąd był wdzięczny swojemu przełożonemu za jego opieszałość i obarczanie swój zespół ogromem zadań dosłownie na ostatnią chwilę przed ostatecznym terminem. Miało to swoje dobre strony. Brak czasu skutecznie utrudniał popadanie w stan zawieszenia i rozpamiętywanie wydarzeń, które miały miejsce trzy lata temu. Przyjemność tą odkładał na sam koniec długiego dnia. Desperacko trzymane na uwięzi zrywały się gdy tylko przekraczał próg swojego ciemnego, pustego pokoju. Zbliżała się rocznica, znienawidzony dzień, który sprawił, że każdy następny zaczynał się i kończył dokładnie tak samo. Tamtego dnia czas się zatrzymał, wszystko przestało mieć jakiekolwiek znaczenie, a pragnienie by to zakończyć, by uwolnić się od tego było silniejsze niż cokolwiek mu znanego.

Kierując się schodami na górę dwupiętrowego budynku, w którym on i Jamie wynajmowali trzypokojowe, niewielkie powierzchniowo mieszkanie, poczuł w kieszeni kurtki wibrację. Przystanął i oparłszy się o barierkę sięgnął po telefon. Przeczucie go nie zawiodło, o tej porze roku Sing dzwonił do niego niemal codziennie.

- Co tym razem Sing? - zapytał zmęczonym głosem, gdy tylko przyłożył telefon do ucha.

- Jak zwykle nie zawiodłeś, co za przemiłe powitanie – odparł przyzwyczajony do jego obojętnego tonu. - Tym razem dzwonię by powiedzieć ci, że Kong i Bones odbiorą cię z lotniska.

- Ok, a co z tobą?

- Mam egzamin tego dnia, ale wieczorem do was dołączę.

- Ok.

- ...Rozmawiałem z chłopakami i ustaliliśmy, że pozwolimy ci na chwilę prywatności byś mógł...

- Chwila to za mało – przerwał mu nerwowo. - Nie musicie się o mnie martwić, poradzę sobie.

- Tego nie wiesz, Ash miał wrogów nie tylko wśród...

- Nie interesuje mnie to! Wyświadczyliby mi tylko przysługę, gdyby zjawili się po mnie – ostatnie zdanie wypowiedział ciszej, czując podświadomie, że nie powinien mówić tego na głos, że powinien zachować tą myśl dla siebie.

Choć Eiji nie powiedział nic, o czym Sing wcześniej by nie wiedział, czego inni nie byliby świadomi, słowa te słyszane wprost z jego ust były niezwykle bolesne i szokujące.

- Nigdy bym sobie nie wybaczył, gdyby coś ci się stało. Wiesz jak bardzo ciąży mi ta sprawa, jak bardzo wryła się we mnie myśl, że gdybym tylko powiedział Lao całą prawdę...

- Przestań, proszę – powiedział cicho, acz dobitnie. - Nie chcę nigdy więcej słyszeć tego imienia.

- Przepraszam... ja po prostu nie chcę by ktokolwiek cię skrzywdził, Ash nigdy nie pozwoliłby...

- Sing! - uniósł głos, po raz kolejny mu przerywając. - Ash'a nie ma... zostawił mnie i nikt ani nic nie jest w stanie skrzywdzić mnie bardziej. Nie zachowuj się jakbyś był mi cokolwiek winien, zamiast traktować mnie jak ofiarę i chronić z poczucia obowiązku, zacznij widzieć we mnie przyjaciela, który wbrew pozorom nadal walczy i z całych sił stara się nie rozpaść na drobne kawałki.

- Eiji... jesteś moim najlepszym przyjacielem, sądziłem, że wiesz jak jesteś dla mnie ważny. Narzucam ci się nie dlatego, że czuję się winny, ale dlatego że chcę być dla ciebie wsparciem. Wybacz, jeżeli moje zachowanie wprowadziło zamęt i zamiast ci pomóc przysporzyłem jedynie dodatkowego problemu.

Zburzyć ciąg FibonacciegoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz