Chłodny powiew powietrza docierający zza lekko uchylonego okna, przyjemnie drażnił rozpaloną skórę ich przyklejonych do siebie ciał. Plecy Asha swobodnie spoczywały na wyraźnie unoszącej się klatce piersiowej Eijiego, której przyspieszone ruchy, zaczerwienione policzki, mgliste i odrobinę nieprzytomne spojrzenie, jednoznacznie zdradzały przyczynę stanu, w którym się obecnie znajdował.
Opadające z wolna emocje, naprowadzały myśli Eijiego na doskonale już mu znane tory. Bywał tam wielokrotnie, tak często, że nie byłby w stanie zliczyć ilości, podać choćby przybliżonej liczby. Przemiana, którą przeszedł Ash, która nieprzerwanie trwa nadal była dla Eijiego źródłem trudnego do opisania słowami spełnienia. Obserwowanie jak z każdym kolejnym dniem, tygodniem, miesiącem jego podejście do życia, spojrzenie na sprawy, które do niedawna wywoływały w nim lęk, ból i bezradność, zmieniają się, ewoluują - napawało Eijiego równie trudnym do opisania poczuciem szczęścia. Pragnął dla Asha wszystkiego, co uznawał za jego źródło, co odebrano mu w naznaczonej bólem i cierpieniem przeszłości. Pragnął by poznał i zrozumiał prawdziwe znaczenie tego słowa, by zrozumiał co oznacza być szczęśliwym.
I właśnie teraz, dokładnie w tym momencie, spoglądając na jego piękny profil, na to z jaką ufnością i spokojem leżał tak blisko niego, jak pozwolił by ramiona drugiej osoby obejmowały jego nagie ciało, palce gładziły delikatną, alabastrową skórę jego brzucha - owe pragnienie zdawało się być coraz bliższe spełnienia.
Ash się zmieniał.
Nadal odrobinę nieobecny wzrok Eijiego powędrował do lewej dłoni, gdzie na jego serdecznym palcu połyskiwała srebrna obrączka. Po raz kolejny dzisiejszego wieczora znaczenie jej istnienia dotarło do jego umysłu. Świadomość, że jest narzeczonym Asha raz jeszcze wprawiła jego serce w ruch, zwiększając dotychczasowe tempo.
- Ash... - odezwał się, bardzo cicho wymawiając jego imię.
Tym razem to on był tym, który potrzebował potwierdzenia, że to nie jest sen, namacalnego dowodu, że Ash jest prawdziwy.
- Tak... Eiji? - usłyszał.
Powieki Asha uniosły się nieznacznie, a lśniące spojrzenie szmaragdowych oczu przeszyło Eijiego niczym niewidzialna fala ciepła. Zamiast jakichkolwiek słów, zdecydował się użyć siły własnych mięśni. Zacisnąwszy palce na jego biodrach, pochylił głowę, kryjąc twarz w jego miękkich włosach.
- ...Eiji?
- Przekonuję się, że jesteś prawdziwy - wymruczał, chłonąc jego cudowny zapach.
Ash roześmiał się cicho, wsuwając swoją dłoń pod tą Eijiego i splótłszy ich palce razem, zbliżył do swoich ust.
- Zaraźliwa przypadłość - skomentował, muskając wargami gładką skórę.
- Całe szczęście uleczalna.
- Całe szczęście - przyznał cicho, na powrót zamykając oczy.
Euforyczny stan, który w dalszym ciągu się utrzymywał, który nawet odrobinę nie zmniejszył swojej intensywności, powodował, że wrażliwość Asha na tak bliską obecność Eijiego, chyba nigdy wcześniej nie była tak przyjemnie uzależniająca. Wyjątkowo silna świadomość, że jest obok, że ma prawo do tego, by mówić, obserwować i dotykać go w ten jedyny w swoim rodzaju sposób, była wręcz obezwładniająca.
- A ty Ash... - zaczął, oparłszy policzek o jego skroń i dotknąwszy srebrnej obrączki na swoim palcu, zapytał - kiedy zdecydowałeś się na jej zakup?
- Nie potrafię jednoznacznie tego stwierdzić.
- Dlaczego?
- Ponieważ była to długa droga i w zasadzie na każdym jej etapie, temat obrączki zawsze się pojawiał.
CZYTASZ
Zburzyć ciąg Fibonacciego
FanfictionNiecałe trzy lata po wydarzeniach z ostatniego odcinka. Eiji przekonany o śmierci Asha zmaga się z pragnieniem obrania najprostszej, możliwej drogi, mylnie wierząc, że zbliży go do niego i przywróci wyczekiwaną harmonię. Powrót Asha uwolni go od kon...