Rozdział 31

64 10 5
                                    

Ash nie tak wyobrażał sobie ten dzień. Gdzieś tam w środku, po cichu zakładał, że cała uwaga będzie skupiona na nim, a przynajmniej znaczna jej część. To on powinien być najważniejszy, w końcu należało mu się, ciężka praca przyniosła efekty i jego nazwisko znalazło się na liście studentów. Przez myśl mu nie przeszło, że będzie inaczej, a tym bardziej, że przegra z niepoważnie wyglądającą, włochatą, czworonożną istotą.

- Ash! Widziałeś? Złapał piłkę w locie - dotarł do niego podekscytowany głos Eijiego.

Wzrok Ash'a wyostrzył się, dostrzegając wyraźniej, biegające bezmyślnie stworzenie i odchyliwszy się do tyłu, oparł ręce na miękkiej trawie. Słoneczna pogoda stwarzała idealne warunki do przebywania na świeżym powietrzu, w otoczeniu kojącej zmysły natury. Niespełna godzinę temu przekroczyli bramę parku i od niespełna godziny, kiedy to Maya zostawiła pod ich opieką swojego pupila, Babel zdawał się być dla Eijiego centrum wszechświata.

- Nie widziałem - powiedział Ash, skubiąc trawę.

Mimo markotnej odpowiedzi, musiał przyznać, że widok beztroskiego Eijiego w towarzystwie bądź co bądź słodkiego czworonoga, był całkiem przyjemny. Nawiązawszy z nim kontakt wzrokowy, przyjrzał się uważniej jego uśmiechniętej twarzy i mimowolnie odpowiedział tym samym. Eiji był zarówno źródłem jego siły jak i słabością. Pogodził się już z tym, będąc jeszcze w Nowym Jorku, kiedy to po jego rzekomej śmierci, leżał w szpitalnym łóżku, przypięty do znienawidzonej aparatury. Ostatnio coraz częściej zdarzało mu się wracać myślami do tamtego okresu. W obliczu tamtych chwil, życie tutaj, z Eijim wydaje się być nierealne. Minione dziewięć miesięcy, podczas których uczył się żyć na nowo, w nieznany mu wcześniej sposób, uświadomiły mu, że powrót do tego czym otaczał się zanim poznał Eijiego, jest niemożliwy. Niemożliwy pod każdym względem. Teraz, gdy zdecydował się wykonać kolejny krok, odrzucić od siebie wszelkie wątpliwości i po raz pierwszy świadomie, po dogłębnym przemyśleniu wszystkich za i przeciw, sięgnąć po swoje marzenie, jego umysł był zdolny przyjąć tylko jedną, słuszną wizję przyszłości.

Obrączka, na którą zdecydował się po wielu godzinach poszukiwań, zjawiła się wczorajszego popołudnia, spoczywając bezpiecznie na miniaturowej poduszce w niewielkim, metalowym pudełku. Na żywo prezentowała się jeszcze lepiej, co jeszcze bardziej utwierdziło go w przekonaniu, że postępuje właściwie. Naiwne myślenie, ale w tych okolicznościach bardzo pożądane. Potrzebował tych drobnych, z pozoru nieistotnych znaków, które skutecznie pomagały, w nachodzących go czasami chwilach zwątpienia. Miał przemyślany niemal każdy szczegół całego przedsięwzięcia. Wiedział już gdzie, pozostawała kwestia kiedy.

- Eiji! - zawołał, mając nadzieję, że nie zostanie zignorowany.

- Babel, łap! - głos Eijiego dotarł do jego uszu, podczas gdy wzrok zarejestrował niewielką piłkę, lecącą w jego kierunku.

Włochata kulka niezwłocznie rzuciła się w pogoń za „ofiarą", przemierzając wysoką w porównaniu z jej wzrostem trawę i za nic mając sobie przeszkodę w postaci nóg Ash'a, zgrabnie przemknęła całą ich długość i wylądowała ciężko na jego brzuchu. Przez chwilę mierzyli się wzrokiem, a gdy niecierpliwość zaczynała przechylać szalę na niekorzyść tego większego, Ash opuścił rękę i podsunął wilgotną piłkę pod jej mordkę. Babel przechwycił ją, nie spuszczając swoich czarnych okrągłych oczek z jasnowłosego chłopaka, na którym po chwili zdecydował się ułożyć swoje zmęczone przez zabawę ciało i zwyczajnie odpocząć.

Obserwujący tę scenę Eiji, nie potrafił znaleźć sposobu, by wyrazić jakie emocje wywołał w nim ten jakże beztroski i niespodziewany widok. Sięgnąwszy do kieszeni spodni, wyjął telefon i włączywszy aparat, uchwycił ten wspaniały obraz, zapisując go w pamięci swojego telefonu.

Zburzyć ciąg FibonacciegoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz