Odrobinę wilgotne dłonie Asha po raz kolejny w ciągu minionych 5 minut poprawiały idealnie przewiązane ciemnoszare obi. Żaden element garderoby nie wymagał korekty. Ciemny materiał perfekcyjnie komponował się z jego jasną skórą i każda ingerencja jego smukłych palców nie wnosiła nic nowego. Nie była potrzebna.
- Co? - warknął, czując na sobie spojrzenie Maxa.
- Nic, nic. Ja tylko obserwuję, nie oceniam - odparł, unosząc ręce w geście niewinności.
- Twoje wgapianie się nie pomaga.
- Potraktuj to jak trening, za chwilę nie tylko ja będę się wgapiał.
- Czy ojcowie nie powinni być wsparciem dla swoich dzieci w takich sytuacjach?
- Ależ ja cię wspieram! - zawołał z udawanym przejęciem, chwytając się za zranione jego słowami serce.
- W tej chwili to mnie co najwyżej...
- Ash - głos Eijiego powstrzymał Asha przed wypowiedzeniem kończącego myśl słowa. - Już czas - powiedział, posyłając mu delikatny uśmiech.
Jaśniejsze o kilka odcieni kimono okrywało smukłą sylwetkę Eijiego. Gradient szarości materiału idealnie współgrał ze swoim ciemniejszym odpowiednikiem, podkreślając barwę skóry noszących go młodych mężczyzn.
- Wracam do reszty - odezwał się Max, kładąc rękę na głowie Asha, a gdy zielone tęczówki napotkały jego własne, dodał - przypomnij sobie, dlaczego to robisz. Otoczenie jest tylko tłem tego wszystkiego.
- Dzięki... tato - powiedział z tak dobrze znanym Maxowi uśmiechem na twarzy.
Uśmiechem pełnym zadziorności i pewności siebie, a zarazem skrywanych za jego fasadą uczuć.- Widzimy się za chwilę - rzucił Max, otwierając masywne drzwi świątyni, przed wejściem której w odosobnieniu oczekiwali na wybicie godziny zero.
Drzwi zamknęły się i w tym samym momencie stopy Eijiego odziane w śnieżnobiałe tabi poprowadziły go w stronę stojącego na wyciągnięcie ręki Asha.
- Jest gorzej niż zakładałem - odezwał się, odnajdując jego wilgotną od potu dłoń.
- Mam to samo - przyznał Ash, czując jak jego serce przyspiesza.
- Cholera, miałem nadzieję, że przywołasz mnie do porządku i dobitnie wyśmiejesz brak odwagi.
- To dopiero byłaby hipokryzja.
- To co robimy?
- Są dwa wyjścia. Idziemy tam - ręką wskazał masywne drzwi - lub tam - tym razem ręka powędrowała w przeciwnym kierunku, w stronę dużego placu rozciągającego się przed świątynią.
- Ok, obie opcje wydają się być słuszne.
- Serio? - zdziwił się Ash.
Zaczynała dopadać go lekka panika.
- No tak. Najpierw pójdziemy tam - ręką swojego narzeczonego wskazał masywne drzwi - a następnie tam - zaciskając palce wokół jego dłoni, poprowadził ją w kierunku placu.
- Jestem zbyt zestresowany, by zrozumieć nawet najprostszy przekaz - wymamrotał, przyciskając czoło do ramienia Eijiego.
- To prawda, trochę straciłeś w oczach Reiko - zaśmiał się Eiji, wplatając palce w jego miękkie jasne włosy.
- Nie przypominaj mi.
Znajome w dotyku dłonie zacisnęły się tym razem na jego plecach, a kojący głos wdarł się do jego ucha.
CZYTASZ
Zburzyć ciąg Fibonacciego
FanfictionNiecałe trzy lata po wydarzeniach z ostatniego odcinka. Eiji przekonany o śmierci Asha zmaga się z pragnieniem obrania najprostszej, możliwej drogi, mylnie wierząc, że zbliży go do niego i przywróci wyczekiwaną harmonię. Powrót Asha uwolni go od kon...