Odcinek 6

262 9 3
                                    

Właśnie siedzimy z ninja i Nyą w jadalni. Niestety wciąż nie wiemy co robią Wężonowie.
-Najpierw nadepnę mu na ogon, a jak się obruci ogłuszę go jednym ciosem, a jak zacznie się chwiać to go rozbroje - zaczoł się przechwalać Lloyd. Na szczęście ninja dość szybko wyrzucili mu ten pomysł z głowy. Nie żeby coś, ale Lloydi nie jest najlepszą osobą do walki z Wężonami. Jednak nie było czasu się nad tym dłużej zastanawiać, bo wujek wszedł do pomieszczenia z paczką w ręce.
-Wujku... w jaki sposób mogę pokonać Wężona, nie znając jego plemienia? - spytałam z ciekawością patrząc na WU.
-Niestety, nie da się. Służył do tego święty flet, który chłopcy niestety zgubili. - odpowiedział wujek. No pięknie! Ja nie rozumiem jak ci wszyscy ludzie mogą powierzać swój los w ręce ninja, skoro są oni tak nie odpowiedzialni. No może poza Zane'em, ale to nie ważne. No i oczywiście wujek musiał nas dodatkowo dobić, mówiąc, że bez fletu nie mamy szans pokonać Wężonów. I dodał, że węże pewnie niedługo znów sprubują się zjednoczyć. Ekstra! Co za optymizm! Nagle z rozmyślań wyrwał mnie krzyk Kai'a.
-Ty masz zostać Zielonym Ninja?! Hahaha! To jakiś żart. - powiedział pewnie w stronę Cole'a.
-Myślałem, że wszyscy już ustaliliśmy, że to ja będę Zielonym Ninja - powiedział spokojnie Zane.
-Hahaha! Co do ciebie to ustaliliśmy tylko jedno. Że jesteś dziwak. - zaśmiał się Jey. I tak rozpoczęła się wielka kłutnia. Postanowiłam ją przerwać.
-Bla, Bla, Bla. Co masz w pudełku wujku?-spytałam podchodząc do wcześniej wspomnianego.
-Oto wasze nowe stroje - oznajmił chłopakom WU i podał im zawartość pudełka. No ale oczywiście ja i muj brat dostaliśmy... pudełko. No bo po co nam zabawki czy komiksy? My uwielbiamy pudełka (wyczujcie sarkazm). I w tym momencie zadzwonił alarm. Wszyscy pobiegliśmy na mostek. Okazało się, że mała grupa Wężonów wpadła pobawić się w wesołym miasteczku.
-Wesołe miasteczko? Mogę iść z wami? Proszeeeee! - zaczoł ich błagać Lloyd. Ludzie z kim ja się zadaje?!
-Niestety brataknu. Ty i twoja siostra zostaniecie tu gdzie jest bezpiecznie. - powiedział poważnie wujek. Fajnie. Przynajmniej możemy robić co chcemy. A ninja będą się męczyć w walce. Same plusy!
-Ninja to zawsze mają lepiej - powiedział mój brat. No coś go chyba boli! Jak to, że ninja mają lepiej?! Chyba Lloyd'a ktoś uderzył w głowę! Serio muszę się zająć jego poglądem na świat. W tym czasie ninja przebrali się w swoje stroje. Po czym ruszyli na kolejną misję. Gdy chłopcy wrzucili powiedzieli, że samuraj ich wyprzedził. Jestem ciekawa kim jest ten cały samuraj... Dotego dowiedziałem się o zakładzie ninja. Kto pierwszy odkryje tożsamości samuraja zostaje Zielonym Ninja. Jak dla mnie to straszna głupota. Ale mniejsza z tym. Najgorsze jest to, że wujek kazał ninja pilnować nas na zmianę. Akurat teraz miał się nami zająć ten ufryzowany palant, któremu żel do włosów całkowicie wypalił muzg. Czyli oczywiście chodzi tu o Kai'a. On jednak nie zamierzał się nami zajmować. Zamiast tego wysadził nas obok salonu gier i odjechał. No on to jednak jest odpowiedzialny (sarkazm). Najgorsze, że nie chciał nas zabrać do salonu gier, w którym byłyby przynajmniej lepsze automaty. Nagle usłyszałam szepty. Lloyd chyba też, bo spojrzał na mnie lekko przestraszony. Zajrzeliśmy za rug budynku. O mało nie dostałam zawału! Tam stali Wężonowie! Gadali o jakimś zaginionym mieście... Ciekawe o co tym razem chodzi? Wspomnieli jeszcze coś o walce, więc wiem, że już na 100 % będą kłopoty. Następnie Wężonowie zaczęli wsiadać do wężowego autobusu, czy czegoś w tym rodzaju. Autobus miał się zatrzymać w jakimś Ouroboros (nw jak się pisze). Nigdy nie słyszałam o takim miejscu. Wyszliśmy z ciemnej uliczki i kupiliśmy przebrania węży. Teraz ninja zobaczą, że nie tylko oni potrafią się ukrywać i maskować. Może nawet poproszą, żebyśmy pomogli im na misji... fajnie by było. Weszliśmy do wężo-autobusu. Prawie zostaliśmy przyłapani, ale na szczęście chodziło tylko o zamknięcie drzwi. Więc zamknęliśmy je i ruszyliśmy w drogę. Jechaliśmy do wieczora, puźniej prawie całą noc. W końcu jednak zobaczyliśmy posągi i mury miasta Ouroboros. I muszę przyznać, że nawet dla mnie były trochę przerażające. Skończyło się na tym, że weszliśmy na trybuny jakiejś areny i czekaliśmy, najpewniej, na walkę. Jednak byłam zmieszana. Byliśmy po pierwsze otoczeni z każdej strony przez węże, a po drugie w kącie areny stał Pythor i szeptał coś do Skeils'a. Nagle już głośno zaczoł tłumaczyć dlaczego tu jesteśmy. W pewnym momencie usłyszałam słowa "Wielkiego Pożeracza". Ciekawe tylko co takiego on pożera. Bo jeśli ludzi to mamy kłopoty większe niż ego Kai'a. Z rozmyślań wyrwał mnie krzyk węży.
-Odchłań Kłów, Odchłań Kłów! - na te słowa aż się wzdrygnełam. Podczas ostatniej takiej walki straciliśmy panowanie nad Hipnokobrami. Coś czuję, że dzisiejsza Odchłań Kłów też źle się skończy... Nagle pytor powiedział głośno i wyraźnie:
-Wyzywam czterech generałów do walki o ich berła! - o nie. Błagam powiedzcie mi, że to sen! Jeśli Pythor wygra, będzie miał władzę nad wszystkimi plemionami. Ale z drugiej strony on nie ma najmniejszych szans. Przecież będzie walczył z czwórką generałów, a nie z jednym. Ha! To będzie widowiskowa porażka.
W tym momencie zaczęła się walka. Pythor przegrywał. Jednak po chwili wyciągnoł... Święty flet wujka! No to już po nas. Pa pa. Do widzenia. Żegnam. Pythor zdobędzie władze nad pozostałymi generałam, zjednoczy wszystkie plemiona i nas pozabija. Czyli, że już możemy się żegnać z życiem. No i tak jak myślałam Anakondowiec wygrał. Oznacza to, że najprawdopodobniej, nie dożyjemy jutra. W tym momencie mój genialny braciszek upuścił grzechotki. Przez co zostaliśmy wykryci. Super!czyli nie tylko nie dożyjemy do jutra. Nasza dwójka nie dożyje do następnej godziny!
-Bliźniaki?! - krzyknoł Pythor. Jakiś wąż nas złapał. A ja jak jeszcze nigdy pragnęłam zobaczyć ninja... Na szczęście się oni pojawili. Może z jakąś godzinę później, ale jednak się pojawili. Ja razem z moim bliźniakiem siedzieliśmy w tedy w klatce. No niestety. Kiedy tylko ninja weszli na arenę. Spadła na nich dróga klatka. Ninja zostali uwolnieni. Jednak pozbawieni broni. Wężonowie wprowadzili ich na arenę. Wiec zgaduję, że teraz oni będą walczyć. Ciekawe tylko z kim...
-Już za chwilę walka Ninja kontra Samuraj! - krzyknoł Pythor. No pięknie! Samuraj zawsze wyprzedzał ninja na wszystkich misjach przecież oni sobie nie poradzą. Wężonowie zdjęli łańcuchy z samuraja i zaczęła się walka. Ninja próbowali jakoś się bronić, albo unikać ataków. W pewnym momencie postanowili stworzyć Tornado Kreacji. Myślałam, że stworzą dzięki niemu jakąś potężną broń. I na szczęście miałam rację. Ninja zbudowali procę. Trafili samuraja. Jednak węże, jak można się było spodziewać, zaczęli oszukiwać. Ninja wraz z samurajem zaczęli spadać. Chłopcy w pewnym momencie złapali za pancerz ich przeciwnika. Po czym samuraj zaczoł odlatywać razem z nimi po za mury miasta. Czyli, że jednak nikt nas nie uratuje. Było już tak blisko, a oni o nas zapomnieli... Jednak nie polecieli za daleko. Pewnie ninja byli za dużym obciążeniem. I właśnie w tej chwili samuraj wyskoczył z pancerza, a pancerz odleciał z ninja. Samuraj jednak nie za bardzo przejmował się brakiem broni. Ponieważ zaczoł atakować Wężonów i biegł prosto w naszą stronę. Może jednak nie wszystko stracone i to on nas uratuje... Jednak nikt nie zdążył nic zrobić Pythor złapał mnie i Lloyd'a po czym rozkazł reszcie Wężonów atakować samuraja. On użył jakiegoś magnesu i zabrał złote bronie. Po czym uderzył w dźwignię i ziemia zamieniła się w pochylnie. Okazało się, że samuraj ma jetpak. Pythor się wkurzył, samuraj i ninja ucieki, a nas nikt nie uratował. Czyli, że będziemy mieli wielkie kłopoty...

Ninjago: dwójka wybrańców Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz