Odcinek 3

288 15 0
                                    

Znalazłam właśnie grobowiec Żmiwampirów. Muszę przyznać, że trochę się bałam. Ale nie tak bardzo jak mój brat. Pewnie jesteście ciekawi, po co w ogóle pchamy się do kolejnego plemienia Wężonów? Otóż jeśli chcemy dać Hipnokobrą nauczkę za zdradę, musimy poprosić o pomoc inne węże. Wcisnęłam guzik, przejście się otwożyło i wyskoczyło z niego pełno węży. Tego się nie spodziewałam.
-Któż to otwożyło dzisiaj przeklęte wrota... - spytała jedna z dwóch głów dowudcy tej razy -... naszego więzienia? - dopytała druga.
-Yyyyyy...Lena i Lloyd Garmadon. Dzieci mrocznego władcy Lorda Garmadona. - powiedziałam z początku nie pewnie.
-Wypuściliśmy was, aby dać nauczkę Hipnokobrą. - dodał mój brat chowając się za mną. A podobno chłopcy są dzielniejsi od dziewczyn. Ha! Zabawna ironia losu. Na wspomnienie Hipnokóbr, Żmiwampiry odrazu się wkużyły. Byłam już pewna, że nam pomogą. Gdy wspomnieliśmy jeszcze o pokonaniu ninja, generał się zawachał. Po czym powiedział, że wrogowie są silni, a ich jest niewielu. Dodał też, że przyda się sprzęt. A kiedy spytałam skąd go weźmiemy powiedział, że Żmiwampiry najpierw gryzą, a potem myślą. Od razu załapałam o co chodzi. Postanowiliśmy po sprzęt wybrać się na złomowieko, uroczej parki, Eda i Edny.
Gdy byliśmy już na miejscu, właściciel chuba nas usłyszał. Bo chwilę później usłyszałam jak woła, że jego syn zna Spinjitsu. Czyli to rodzice jednego z ninja. Wspaniale! Wygląda na to, że ninja zaraz sami się tu pojawią. W czasie moich rozmyślań węże zaczęły gryść różne urządzenia. Nim się obejrzałam wszystko było już zmienione w wężowy arsenał. Gdy Ed zaczoł rozpaczać nad swoimi maszynami usłyszałam głos szefa Żmiwampirów. Mówił on, że Żmiwampiry mogą przemieniać nie tylko rzeczy, ale również żywych ludzi. W następnej chwili Ed i Edna byli ugryzieni i powoli zaczęli się przemieniać. Związaliśmy ich i wsadziliśmy do starej, zepsutej lodówki. Ninja będą mieli nie małą niespodziankę, kiedy się pojawią.
Gdy ninja już się pojawili, otworzyli lodówkę i gdy tylko dowiedzieli się o tym, że to płapka, rozpoczęła się walka. Ninja walczyli mocą żywiołów, a węże używały zdobytych wcześniej maszyn.
-Lena, Lloyd! - zawołał staruszek.
-Witaj wójku. Gpowiedział mój brat.
-Chyba nie tylko my mamy rodzinne spotkanie. - dodałam patrząc na niebieskiego i jego rodziców. Gdy wiedziałam ich razem, trochę żałowałam, że ja nie mam takiej rodziny. Ale chwilą! Ja jestem córką Garmadona. Ja nie potrzebuje nikogo. W tym momencie wójek wyciągnął jakiś flet. Jego muzyka strasznie szkodziła Wężonom. Okazało się również, że ta cała Nya jest niezła w walce.
-Moi drodzy. - zaczoł WU parząc na nas - mam wam przypomnieć, po której powinniście stać stronie? - spytał zdenerwowany.
-Wybacz wójku, ale nic nie słyszymy. - powiedziałam po czym włączyłam muzykę, w wężowym radju. Nagle ziemia się zatrzęsła, a zza rogu wyszedł olbrzymi robót. Oczywiście wcześniej pogryziony przez Wężonów.
-CO to ma być?! - spytał mistrz piorunów.
-Yyyyy... robiłem go na twoją część synu... - zaczął tłumaczyć się jego ojciec. Ninja zaczęli uciekać. Jednak drogę zagrodziły im kolejne maszyny. Pewnie teraz żałują, że są na złomowisku. Hahaha! Ale zaraz! Jeden z ninja dostał się do maszyny rozbiurkowej i powalił robota. Ale dno.
-Odwrut! - zawołał Lloyd. Eh, i znowu przegraliśmy walkę. To robi się nudne. Miejmy nadzieję, że z Hipnokobrami pójdzie łatwiej. Szybko wskoczyliśmy do helikoptera i odlecieliśmy. Kiedy lecieliśmy zobaczyłam wyprzedzojący nas z zawrotna prętkością niebieską, latającą maszynę. Ta szybko zawruciła i zanim ktoś, coś zobaczył, ninja mieli już berło. Jednak niebieski za bardzo się z tego ucieszył, bo już po chwili jego pojazd zniknoł, a on sam zaczął spadać z kilku metrów. Reszta ninja oczywiście ruszyła na ratunek. Jednak tak się tym przejęli, że ich pojazdy również zniknęły i wszyscy razem, całą trójką leżeli na piasku. Jey (tak owszem, znam ich imiona) spadł do pojazdu, w którym byli już jego rodzice i Nya. Zawruciliśmy, aby odebrać im berło, ale tym razem to oni uciekli. Polecieliśmy za nimi do ich nowej kryjówki. Był nią stary rozbity, teraz już na pustyni, statek. Nagle, i było to totalnie niespodziewane, żagle statku się podniosły, odpaliły się jakieś silniki z tyłu. A na sam koniec, statek zaczoł latać. Łał! No tego to bym się nie spodziewała, zwłaszcza po tych ninja. Statek odleciał, jednak wypadło z niego berło. Zabraliśmy je, a generał powiedział, że tych ninja trzeba nieźle sprać. Ta. Jakbym nie wiedziała.

Ninjago: dwójka wybrańców Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz