Odcinek 3

192 11 1
                                    

Byliśmy w Dojo Daretha. Chłopcy naprawdę poważnie podeszli do trenowania nas. Jednak niestety mi i Lloyd'owi nic nie wychodziło. Mój brat już od godziny próbował zapalić żaeówkę. Wszystkie jednak pękały mu w rękach. A ja usiłowałam podpalić deskę. Ale moja moc ognia jest tak słaba, jak moc Daretha. Ninja uznali, że na razie wystarczy treningów. Zaczęliśmy sprzątać. Nagle usłyszałam głos Jey'a.
-Nie razumiem co robię źle Mistrzu. Nie umiem nauczyć go kontroli nad własną
mocą - powiedział ze smutkiem w głosie.
-Mam tak samo Sensej. Czego bym nie zrobił Lena nie potrafi się skupić na mocy ognia - zafturował mu Kai. No tak. To akurat prawda. Ale jak ja mam się skupić trenując z NIM?
Moje rozmyślania przerwała Nya, która zaczęła flirtować z Jey'em. Nagle jednak wyciągnęła jakiś list. I to list do mnie i brata. Napisali, że uczniowie są teraz dobrzy. I że ich zainspirowaliśmy. Czy coś takiego. Zapraszają nas na przyjęcie na naszą część. Ale to nie ma znaczenia. Nie ma opcji, żebym wrzuciła do tej szkoły! Nawet na jeden dzień...

***

Nie mogę uwierzyć! Właśnie razem z Lloyd'em kierujemy smokiem i lecimy do naszej starej szkoły. Jak ja się dałam na to namówić?!
Po wylądowaniu wyszedł nam na spotkanie Brad. Chłopak, który był zawsze wyjątkowo wredny. Jednak teraz był jakiś inny. Taki... miły?
-Wreszcie jesteście! Miło was widzieć - powiedział podbiegając do nas i nas przytulając.
-Naprawdę? - zapytałaś sceptycznie.
-Przecież zawsze uwielbiałeś nas dręczyć - zafturował mi Lloyd.
-Musicie mi wybaczyć. Nie byłem wtedy sobą. A teraz wiem, że postąpiłemniesłusznie - teraz już wiem, że coś tu nie gra.
Po upewnieniu się, że nikt nie nie usłyszy nachliłam się do Lloyda.
-To jest ostro
podejrzane - szepnęłam. On jedynie spojrzał na mnie zdziwiony.
-O co ci chodzi? Może oni serio się zmienili - uśmiechnoł się.
-Może i tak, ale według mnie lepiej być czujnym - dodałaś i więcej nie poruszałaś tego tematu.

***

Szliśmy tak dobrze znanymi mi korytarzami. Doskonale pamiętałam gdzie, co się znajduje. Weszliśmy do gabinetu dyrektora. Prawie nic się tu nie zmieniło od dnia, w którym nas wyrzucili. Po chwili Brad wyszedł, a dyrektor pozwolił na wejść do kolejnej izby. Jednak zamiast dyrektora był tam...
-Jim? - spytałam równocześnie z bratem. Nie zdążyliśmy zrobić kroku, aż nagle poczułam jak coś ciężkiego spada mi na głowę. Następnie była już tylko ciemność...

***

Obudziłam się przywiązana do krzesła. Obok mnie był Lloyd, w takiej samej pozycji. Przed nami stali nasi starzy znajomi z klasy.
-Witamy was na ceremonii, bliźniaki - powiedział
Brad - A może raczej na Interwencji Złoczyńców! - dodał, a mój bliźniak zaczoł się szarpać.
-Gdzie... - chciałam powiedzieć "Kai", ale postanowiłam jednak spytać bardziej ogólnie - nasi przyjaciele?
-Nie ważne - odpowiedział na tychmiast Jim - Ale powiedzcie, szczerze. Nie tęsknię za byciem złymi - uśmiechnoł się do nas cwaniacko. No to już wiem o co chodzi. I wcale mi się to nie podoba.
Nagle wpadłam na genialny pomysł. Jako jedyna dziewczyna w szkole budziłam nie małą sensację. Niektórym chłopcą się nawet podobałam. Z żadnym nie byłam, ale to nie zmienia faktu, że mają do mnie słabość.
-Macie rację chłopcy - powiedziałam udając
ulgę - to całe bycie dobrą jest strasznie męczące - dodałam, a Lloyd spojrzał na mnie jak na kosmitę - Dobra wypuścicie mnie i razem dokopiemy ninja - powiedziała cwanym, a za razem flirciarskim tonem. Dodatkowo zamrugałam zalotnie rzęsami, dla lepszego efektu.
-Całkiem sprytnie, ale te twoje sztuczki już na nas nie działają - powiedział spokojnie Brad. A niech to! Nagle jednak usłyszeliśmy chałas. "Młodzi złoczyńcy" wyszło z klasy i zostaliśmy sami. Niestety nadal byliśmy związani.
-Dlaczego to nas zawsze wiążą? - zapytał mój brat. I według mnie, jest to bardzo dobre pytanie. Nagle jednak Lloyd się uśmiechnoł. Teraz to jestem naprawdę skołowana. W następnej chwili Lloyd popatrzył na żarówkę, a ja zrozumiałam do czego zmierza. W następnej chwili żarówka pękła, a szkło rozsypało siw po podłodze. Lloyd przewrucił się na nie wraz z krzesłem, a szkło sprawnie przecięło liny.
-Dobra to teraz Ty - zwrucił się do mnie.
-Zapomnij! Nie chce się pokaleczyć - zawołałam. On jednak już chwycił moje krzesło. Zaczęłam się szarpać aż nagle... poczułam, że liny puściły.
-Ał! - wrzasnoł Lloyd i złapał się za lekko czerwoną dłoń. Spojrzałam na sznury, którymi byłam związana i aż skamieniałam. Ostatnie kawałki sznurka właśnie skończyły się palić i ogień powoli wygasał. Czyli jednak mam moc ognia! Tylko musiałam jej naprawdę potrzebować!
Zaczęliśmy się kierować w stronę drzwi, ale w tym momencie wrócili uczniowie. No to chyba jakieś żarty! Jednak zamiast nas z powrotem związać, zaczęli się barykadować.
-O co wam chodzi? - spytałam zdziwiona.
-Ninja są źli do szpiku
kości - zawołał Jim, a ja i Lloyd zrobiliśmy bardzo głupie miny. Ja naprawdę jestem w stanie uwierzyć w wiele. Ale, że Ninja są źli? Już więcej sensu miałoby zamarznięte piekło, albo mokra pustynia! Wyszliśmy na korytarz i zobaczyliśmy Ninja walczących z... Ninja?
-No i co? Mówiliśmy, że nasie przyjaciele nie są
źli - powiedziałam pewnie.
-Ci drudzy to pewnie sługusy naszego ojca - dodał Lloyd.
-Musimy im pomuc! - zawołałam patrząc jak Kai walczy z... Kai'em? Ta sytuacja naprawdę mnie już przerazsta.
-Ale najpierw ustalmy, którym "im"? - powiedział Jim.
-Nooo...
Chwilę później znów byliśmy związani.
-No nie! - zawołałaś.
Oni jednak nas nie słuchali. Byli zajęci obmyślaniem "planu".
Nagle wpadłam na pomysł. I Lloyd chyba też.
-Eh... Dobra. Wygraliście. Jesteśmy dobrzy... - zaczoł patrząc na ciebie.
-... ale wiecie co? Brad tak samo - dokończyłaś.
-Oni kłamią! - krzykonł Brad.
-Naprawdę? - zapytał Lloyd. A ja przytoczyłam przykład sytuacji, w której Brad nam pomógł. Po krótkiej wymianie zdań reszta dzieciaków się z nami zgodziła i postanowiliśmy wspólnie pomuc Ninja.
-Oh... mój ojciec będzie naprawdę wściekły - powiedział zrezygnowany Jim. Ja i Lloyd popatrzyliśmy na siebie i uśmiechnęliśmy się.
-No to witaj w klubie! - zawołaliśmy jednocześnie. Następnie przystąpiliśmy do pracy. Lloyd wpadł na genialny pomysł i już po chwil mieliśmy na sobie, uszyte przd chwilą, prowizoryczne stroje Ninja.
Następnie wyszliśmy z klasy. Zaczęliśmy rozpraszać klony i w krótkim czasie było po nich. Po za tym, okazało się, że dzieciaki że szkoły nie zostaną ukarane. Więc w dużym skrucie. Wszyscy są wygrani.

Ninjago: dwójka wybrańców Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz