Odcinek 4

283 15 0
                                    

Razem z Wężonami szliśmy przez lodową pustynie razem z całym zdobytym na złomowisku sprzętem. Było okropnie zimno, jednak starałam się nie zwracać na to uwagi. Tak samo postąpmił mój brat. W pewnym momencie zobaczyliśmy Hipnokobry. Ale im się teraz dostanie.
-Hipnokobry pożałują, że nas zdradziły. - powiedział, widocznie zadowolony z tego faktu Lloyd. Gdy już mieliśmy zacząć walkę... Ku mojemu przerażeniu okazało się, że dowudca Hipnokóbr, przyjaźni się za Skeils'em.
-Przecież mieliście być wrogami, nie kumplami! - krzyknął mój brat.
-Tak było, ale skoro teraz przywódcą jest Skeils, myślę, że możemy nareszcie się pogodzić! - zawołał kapitan Hipnokóbr.
-Gdybyście uwolnili Jadozemby, Dusicieli lub Anakondowców, wtedy byłaby niezła bójak. - dodał pewny siebie Skeils. No myślałam, że oszaleję. Tyle pracy i trudu na marnę?! Ale w porządku. Tak łatwo się nie poddam. Niestety nasze węże zaczęły się zastanawiać, co z nami zrobić. Jak mam być szczera, żadna propozycja nie przypadła mi do gustu. Chwyciłam brata za rękę i zaczęliśmy uciekać. Wskoczyliśmy na jeden z pojazdów i zostaliśmy katapultowani. Oboje wylądowaliśmy tworzą w śniegu, kilkadziesiąt metrów dalej. No nie do wiary. Już drugie plemię nas zdradziło. Znowu ruszliśmy w drogę.
-Gdybyście uwolnili Jadozemby, Dusicieli lub co najgorsze Anakondowców wtedy byłaby niezła bójka. - zaczęłam na głos cytować tych zdrajców. Razem z Lloyd'em postanowiliśmy uwolnić tych ostatnich. Najgroźniejsza rażą węży. Anakondowcy! Gdy dotarliśmy do grobowca, starałam się wejść po cichu, ale mój brat zaczął się śmiać na całe gardło. No super. Czyli nici z zakradania się.
Kiedy byliśmy już w środku na ziemi leżało pełno kości. I to kości węży. Czyżby Wężonowie zdechli z głodu? Nagle usłyszałam krzyk brata. Odwróciłam się i zobaczyłam fioletowego węża. Czyli jednak jakiś Anakondowiec przeżył.
-Wybaczcie. Nie chciałem was przestraszyć. Z uwagi na nieprzyjemny wygląd często wywołuje takie reakcje. - powiedział spokojnie wąż.
-Witam. - powiedziałam w miarę spokojnie - Gdzie są inne węże? - spytałam patrząc na kości.
-Cóż... przez wiele lat głodowaliśmy. Nic więc dziwnego, że już ich nie ma. - powiedział - A wy jak macie na imię przekąseczki... znaczy... przyjacielu. - szybko się poprawił. Jednak poczułam się trochę niepewnie. Ten Anakondowiec był dziwny.
-Lloyd i Lena Garmadon. - mój bliźniak niestety od razu mu zaufał. I to była słobość Lloyd'a. Te jego bezgraniczne zaufanie do wszystkich. Wenżon tylko przytakiwał i podlizywał się.
-A ty to tak właściwie kto? - spytałam z podejrzliwym spojrzeniem.
-Witamy. Jestem Pythor P. Przyjazny. - przedstawił się i skłonił - A wy mnie uwolniliście. Jestem więc zawsze na Wasze usługi. - dodał. No fajnie, kolejny "na nasze usługi" pewnie zdradzi nas jak pozostali.
-I nie chcesz nas oszukać? - spytałam podnosząc do góry jedną brew.
-A niby dlaczego miał bym to zrobić? Nie mam żadnych innych przyjaciół.
-My też nie mamy nikogo innego! - zawołał mój bliźniak.
-To może chcesz być naszym poddanym? - spytałam już milej. - Zdradziły nas Hipnokobry i Żmiwampiry. A od dawna chcemy się zemścić na ninja. - dodałam. Wąż zaczoł klaskać i powiedział, że uwielbia zemstę. Dodał też, że we trójkę będziemy najlepszymi przyjaciółmi.
Wyszliśmy więc z grobowca i znowu ruszyliśmy do wioski Jamanakay. Tym razem zanim zaczęliśmy kraść cukierki, postanowiliśmy trochę narozrabiać. Przewracaliśmy śmietniki, deptaliśmy trawniki i robiliśmy ogrom innych złych rzeczy. W końcu jednak zabraliśmy się za słodycze. Zebraliśmy ich już naprawdę sporo. I wruciliśmy do pustynnego grobowca. Zajadaliśmy się cukierkami i mój brat powiedział, że Pythor jest pomocnikiem, którego chciałby mieć każdy złoczyńca, a ja mu przytaknęłam. Wąż na to, że my jesteśmy złoczyńcami, którym chciałby służyć każdy pomocnik.
-A tak właściwie dlaczego nie macie przyjaciół? - spytał nagle Anakondowiec.
-Mogliśmy mieć przyjaciół w szkole dla Niegrzecznych Chłopców, ale woleliśmy uciec. - skłamał Lloyd.
-A dlaczego woleliście uciec? Każdy potrzebuje przyjaciół. Nawet złoczyńcy. - powiedział Pythor, a ja zrobiłam się lekko smutna. On miał rację. Nawet nasz ojciec kiedyś miał przyjaciół.
-Na może my nie uciekliśmy... - zaczęłam niepewnie - tylko nas wyrzucili. Twierdzili, że mamy w sobie za mało zła. - dodałam.
-Przecież to nonsens! - zawołał Wężon - No powiem, że ta szkoła popełniła wielki błąd. - dodał po chwili.
-Zgadzam się! - zawołałam i stanęłam obok niego i brata.
-Więc do dzieła! Zemścimy się na waszej starej szkole. A kiedy ninja ruszą na pomoc wpadną prosto w pułapkę. - zaproponował nasz nowy przyjaciel.
-Podwójna zemsta! - zawołał Lloyd.
-Zgadza się, ale najpierw odpocznijcie. Kradziesz cukierków to naprawdę ogromnie przeżycie. Jeśli chcecie żądzić światem, musicie dobrze się wyspać. - zarządził wąż, a ja wraz z bratem się położyliśmy. A j już po krótkiej chwili, byłam w krainie Morfeusza...
Gdy się obudziłam, ruszyliśmy w drogę do naszej starej szkoły. Po dotarciu do niej, związaliśmy wszystkich uczniów i nauczycieli. Następnie rozstawiliśmy płapki. I całe szczęście. Miałam już serio po dziórki w nosie tego, że ninja zawsze zakradają się i niszczą nasze plany i bazy. Wiedziałam, że mój brat myśli tak samo. W końcu weszliśmy na dach i czekaliśmy na ninja.
-Jak znam tych ninja, na pewno próbują potajemnie wślizgnąć się do budynku. - powiedziałam rozglądają się dookoła. Nagle stało się coś, czego bym się w życiu nie spodziewała. Ninja, DOSŁOWNIE, spadli z nieba! A dokładnie spadli ze swojego latającego statku na dół razem z kotwicą i zrobili dziurę w dachu, spadając na sam parter. Chwilę później zobaczyłam, że dwójka ninja, czerwony i biały, wpadli w jedną z naszych płapek. Ale cudownie! O dwóch mniej, zostało dwóch. W następnej kolejności odpadł mistrz Ziemi. W sumie odpadł dzięki Pythor'owi, ale mniejsza z tym. Został już tylko niebieski ninja, jednak on nie dał się złapać. Mój bliźniak zaczoł panikować. Ja jedynie stałam zestresowana z boku. Niebieski dostał się na dach i chwycił swoje nunczako. Kazaliśmy Anakondowcowi coś zrobić. Ten jednak jedynie zabrał mi mapę do innych grobowców.
-CO to ma znaczyć?! - spytałam wkurzona.
-Przecież jesteśmy przyjaciółmi. - powiedział z naiwnością w głoaie Lloyd.
-Chcieliście zrobić z Wężonów swoich niewolników? - spytał z kpiną - wybaczcie, ale ja mam inne plany. - powiedział po czym użył swojej mocy niewidzialności i zniknoł. Ninja zaczoł się do nas zbliżać, a my uciekaliśmy w koło dachu. Wychyliłam się, ale było zdecydowanie za wysoko by skoczyć. Nagle latający statek znalazł się przy krawędzi dachu i wysiadł z niego mój wójek, wraz z czarnowłosą dziewczyną. To właśnie siostrą mistrza ognia. Trochę słabo, że ona nie ma mocy. Ale trudno. Wójek zawołał nas na pokład. Ninja piorunów przerzucił sobie przez ramię mojego brata, a ninja ognia wzioł mnie na ręce. Nie powiem było to nawet miłe doświadczenie, zwarzywszy na to, że jako mistrz ognia emanuje ciepłem. Zupełnie jak bym była przy kaloryferze. Więc w przeciwięstwie do Lloyd'a nie wyrywałam się za bardzo. Ninja wnieśli nas na statek. Gdy postawili nas na pokładzie, zrobiło mi się trochę chłodno. Za to nasi mistrzowie żywiołów zaczęli wymyślać dla nas najrurzniejsze kary. Wójek jednak powiedział im, że wie dokładnie co trzeba z nami zrobić. Trochę się bałam, jednak nie dałam tego po sobie poznać. Wójek zaprowadził nas do jednego z wolnych pokoi i, ku mojemu zdumieniu, zamiast dać nam karę, zaczoł czytać bajkę na dobranoc. Niestety bajka ta była o Wężonach. Jednak jestem pewna, że gdyby ojciec przeczytał nam tą bajkę, nigdy w życiu nie popełnilibyśmy tego błędu i nie wypuścili Wężonów.
-Przepraszamy. - powiedzieliśmy cicho.
-Nie macie mnie za co przepraszać. Jestem pewny, że gdyby wasz ojciec tu był, przeczytałby wam właśnie tę książkę. Dobranoc. - powiedział wójek WU, po czym wyszedł z pokoju.
-Dobranoc! - powiedzieliśmy równocześnie i poszliśmy spać. Kontem oka zobaczyłam jesze jak ninja zaglądają do pokoju, a potem odpłynęłam do świata snów...

Ninjago: dwójka wybrańców Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz