Odcinek 10

228 13 0
                                    

Rozdział dla kornidzonekk
Wszystkiego najlepszego przyjaciółko😘

Stałam nad przepaścią, do której spychał mnie Pythor...
-Ała! - krzyknoł Lloyd. Natychmiast otworzyłam oczy i okazało się, że to był tylko sen. Uff. Ale zaraz... Te głupie węże znowu nas gdzieś ciągną. Wsadzili nas do klatek i najpewniej znów idziemy znaleźć Ostrze Kłów. Super. Może choć tym razem ninja będą pierwsi? Ach, marzenia...

***

Stanęliśmy przed, na moje oko, czynnym wulkanem. Czy Pythor do reszty zwariował i chce nas wszystkich zabić?! Nawet mój ojciec nie jest tak szalony! No błagam! To już nawet Kai jest mądrzejszy... Łał. Serio to powiedziałam? Mi chyba też zaczęło już odbijać. W czasie moich rozmyślań zdążyliśmy już wejść do środka wulkanu, a Wężonowie rozłożyli cały sprzęt i zaczęły się poszukiwania trzeciego Ostrza. Nagle usłyszałam brzdęk. Jakby uderzenie metalu o metal. Zanim się obejrzałam Pythor już trzymał w dłoni Ostrze. No. Czyli i tym razem ninja się nie popisali.
-Co? Ninja?! - wrzasnoł Anakondowiec. Ok. Przyznaje. Pospieszyłam się co do ninja. Może jednak nie są takimi totalnymi przegrywami. MOŻE!!!
Nagle ziemia się zatrzęsła. W pierwszej chwili pomyślałam, że to Cole użył swojej kosy. Ale okazało się, że nasz przegenialny Kai kożysta z mocy ognia. Ten żel do włosów chyba serio przeżarł mu muzg! Jak można być tak tempym?! Używać mocy ognia w CZYNNYM wulkanie?! Kto normalny by tak zrobił?!
Węże postanowiły uciekać, bo zabrały klatki, w których siedzieliśmy razem z Lloyd'em.
-Tato! - krzyknoł mój brat. Zdziwiłam się i spojrzałam w to Zamo miejsce co on. No nie wierze! Dopiero teraz zobaczyłam, że ninja jest tata! Pewnie wujek go sprowadził. I teraz dylemat. Cieszyć się z powrotu dawno nie widzianego ojca. Czy rozpaczać i szykować się na manto za to, że wykopali nas ze szkoły. Wierzę jednak, że tata nas uratuje. I to zdecydowanie prędzej niż ninja.
Tata wskoczył na szkolne schody i zaczoł rozprawiać się z wężami. Ale czad!
-Ehh... Rzuć dzieciaki! - rozkazał Pythor. Chwila... Czy ja usłyszałam...
-Aaaaa... - krzyknęliśmy razem z Lloyd'em, gdy nasze klatki zaczęły spadać. Zatrzymaliśmy się milimetry nad lawą. No cudownie. Gorzej już chyba być nie może. Prawda?
Jak zawsze się pomyliłam. Zaczęliśmy się zsuwać i spody naszych klatek utonęły w lawie. Na szczęście tata nas wyciągnoł w ostatniej chwili.
-Tato! - krzyknęliśmy i rzuciliśmy się mu na szyję.
Obok nas nagle przebiegł Kai. Chciał on za wszelką cenę odzyskać Ostrze Kłów. No po prostu wariat! Ale nawet zaczęło mu się to udawać. Niestety, ława zaczęła się podnosić. Kai mimo to ciągle biegł w stronę Ostrza.
-Ale Kai nadal tam jest! - protestował Lloyd, gdy chcieliśmy wyjść na zewnątrz.
-KAI!!! - krzyknęłam, bo chciałam uspokoić brata. Jednak w tym momencie zapadła się pod nami ziemia i zaczęliśmy spadać. Cudem utrzymywaliśmy się nad ławą. Jednak w pewnym momencie zaczęliśmy upadać do lawy. Nie wierzę, że to mówię, ale... Ostatnia nadzieja w Kai'u.
-Kai! - krzyknoł Lloyd.
-Pomóż! - również krzyknęłam. On jednak jedynie na nas patrzył i wąchał się pomiędzy nami, a Ostrzem. Co za kretyn!
-PROSZĘ!!! - krzyknęłam ze łzami w oczach. Pierwszy raz kogoś o coś poprosiłam. Dziwne uczucie.
-No dobra! Musimy uciekać! - krzyknoł i złapał nas w pasie. Zaczoł wykonywać triki ninja, jednak to na nic. Nagle Kai zaczoł świecić. Wzbił się w powietrze i wyleciał z nami na zewnątrz. Kiedy na niego spojrzałam poczułam coś dziwnego. Jakby mi serce szybciej zabiło, czy coś takiego. Chyba... chyba się zakochałam... Tylko na Pierwszego Mistrza Spinjitsu! Dlaczego akurat w Kai'u?! Jest tyłu facetów na świecie! Więc dlaczego on?!
Wylądowaliśmy na Perle. Wszyscy od razu zaczęli wypytywać go o to jak osiągnoł pełnię możliwości. Tak na marginesie Lloyd gadał z tatą o jego dodatkowej parze rąk. Ale ja byłam teraz bardziej zainteresowana Kai'em i chyba często tak będzie.
-Zrozumiałem, że moim przeznaczeniem nie jest zostanie Zielonym Ninja, lecz chronienie ICH - podkreślił ostatnie słowo.
-Ale to znaczy... - zaczęła Nya. Wokół mnie i Llojda poroskładane zostały złote bronie, które zaczęły świecić.
-A więc jest dwójka Zielonych Ninja! - zawołał wujek WU. Okazało się, że będziemy mósieli walczyć i pokonać naszego tatę. Ale sekunda! Czy to znaczy, że teraz będę ninja?! No nie! Najpierw zakochałam się w tym nażelowanym kretynie, a teraz jeszcze emam dołączyć do ich drużyny?! Dlaczego wszechświat aż tak mnie nie nawidzi?! Za co?!

Ninjago: dwójka wybrańców Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz