rozdział 19

10.2K 484 44
                                    


Nie mam za wiele czasu. Wskazówki zegara nieubłaganie pędzą, nie chcą, nie mogą się zatrzymać. Czas się nie zatrzyma, przecież to niemożliwe. A jednak czuję się jakbym utknęła w innym wymiarze, zbyt ciemnym by mój umysł mógł cokolwiek zrozumieć, a oczy zobaczyć. Nie słyszę już nawet tykania zegara. Chwila w której trwam wydaje się być wieczna, ale jest i czas. On nieubłaganie gna do przodu, przypominając mi, że to już ten moment.
Moje życie zostało przypieczętowane. Nadzieja umiera ostatnia, mówili. Trzymałam ją w sobie, dzięki niej stawiałam kolejne kroki. Nie dopuszczałam do siebie informacji, że to wszystko może się tak potoczyć.
Że on wróci.

Na komórkę przychodzi kolejne powiadomienie. Boję się spojrzeć w dół, boję się podnieść ten cholerny sprzęt. Bo wtedy już nie będzie odwrotu. Wreszcie powoli schylam się i biorę w dłoń telefon. Otwieram wiadomość, która bez mego udziału zadecyduje o mojej przyszłości. Tekst jest zamazany, więc szybko przecieram oczy rękawem.

Kochanie ile mam jeszcze czekać.

Doskonale wie, że nienawidzę, gdy się tak do mnie zwraca. Mimo całej mojej rozpaczy w tej jednej sekundzie marzę tylko i tym aby mu przywalić.

Radzę ci się pospieszyć
I nie próbuj wzywać pomocy, bo nie skończy się to dobrze dla ciebie i twojej przyjaciółki.

Po sekundzie przychodzi kolejny SMS, tym razem z adresem. Zapewne tam mam się właśnie udać. Ciskam komórkę na łóżko, wydając przy tym bliżej nieokreślony dźwięk. Podnoszę głowę do góry i biorę kilka głębokich oddechów. Trzeba działać. Musi być jakiś sposób, aby ocalić Annie życie, przy okazji nie wracając z nim do jego posiadłości. Może ktoś nam pomoże. Tylko kto? Naprawdę wolałabym nie ryzykować i nie zawiadamiać Em, a tym bardziej policji. Boże dlaczego ja? Jestem podłamana na duchu. Istnieje tyle dziewczyn, które oddałyby mu się same, ale nie, musiało paść na mnie. Powoli stawiam kroki w kierunku wyjścia z pokoju, po drodze zgarniając telefon z łóżka. Muszę ruszać inaczej nie skończy się to dobrze. Najważniejsze jest bezpieczeństwo Anny. Ostatni raz spoglądam na swój pokój. Tyle pięknych wspomnień zostawiam za sobą. Lecz nie tylko wspomnień. Opuszczam rodzinę, przyjaciół, plany...

Schodzę na dół do kuchni. Moje ostatnie, myślące jeszcze trzeźwo, szare komórki podrzucają mi pomysł. Przybliżam się do kuchennej szuflady i wyciągając ostry nóż wsadzam go w lewego kozaka. Zimny metal nieprzyjemnie przenika przez moje spodnie. Nie jestem pewna czy będzie on w stanie jakkolwiek zatrzymać wampira, ale lepsze to niż nic. Narzucam na siebie jesienny płaszcz. Wychodzę z domu ze łzami w oczach, przedtem jednak zostawiam na stole kartkę z napisem:
Nie martwcie się o mnie. Kocham Was.

*Erik*

Czułem ją. Czułem, gdy opuszczała naszą posiadłość. Więź zanikała z każdym krokiem w którym oddalała się od zamku. Ode mnie. Potem była cisza. Głucha i odurzająca. Aż do teraz. Zaciskam pięści, klnąc w duchu.

Dzieje się coś niedobrego. Nie potrafię tego logicznie wytłumaczyć, ale wiem, że ona jest w niebezpieczeństwie. Nie sądziłem, iż istota ludzka kiedykolwiek tak namiesza mi w głowie. Ale Shanna różniła się od niejednej ludzkiej i wampirzej kobiety. Była zadziorna, odważna i niesamowicie piękna, choć sprawiała wrażenie, że nie zdaje sobie z tego sprawy. Kompletne przeciwieństwo Sashy, którą obchodził tylko czubek własnego nosa.

Odkad pierwszy raz ją zobaczyłem byłem chorobliwie zazdrosny, że to Jacob będzie miał ją na własność a nie ja. Egosityczne pobudki spowodowały, że chciałem się z nią trochę zabawić, jednak dopiero niedawno zrozumiałem, że jest na to zbyt wrażliwa. Że mimo jej twardej skorupy w środku kryje się przestraszona sarenka. Że mogłem ją zniszczyć.
Teraz już wiem, do niej należało podejść spokojnie. Możliwe, iż była dla mnie zbyt dobra. Koniec w końcu przebaczyła mi moje nieznośne zachowanie. Nie zasłużyła na życie, jakie by tu wiodła.

Po wyssaniu trucizny z jej krwi, gdy jej krew również trafiła do moich żył - zaczęło się na dobre. Jakiś zwierzęcy instynkt nakazujący chronić ją przed złem. Magnes przyciągający mnie do niej z bolesną siłą. Nie potrafiłem tego nazwać, do teraz nie potrafię. Nigdy wcześniej, po napiciu się choć kropelki czyjejś krwi nie czułem się w ten sposób. Nie czułem innych. Nie sprawili, że myślałem o nich w większości dnia. Że ukradkowo spoglądałem, czy nie mają jakiś siniaków, które mógł zostawić mój drogi przyjaciel. Że poddawałem w niepewność swoje dotychczas największe plany.

Właśnie - Jacob. Przywykł do tego, że wszyscy są mu posłuszni. Nigdy nie przejmował się kobietami, zmieniał je jak rękawiczki. Jednak kiedy po tylu latach udało mu się namierzyć dziewczyne, było pewne, że jej los jest już przypieczętowany. Czekaliśmy w końcu na nią tak długo.

A teraz nie ma go w zamku. Dolewam sobie kolejny kieliszek wina i wypijam trunek jednym haustem. Jestem pewnien, że ma to związek z Shanną. Nie łatwo było go uspokoić po ucieczce dziewczyny. Jacob znany jest ze swoich gwałtownych i pochopnych decyzji, a gdy jego marzenie było na wyciągnięcie ręki - stracił je. Rozkazał szukać dziewczyny, niestety na marne, a atak w miejscu publicznym równał się z egzekucją. Jako władca naszej rasy powinien rozumieć to najlepiej. Ona jednak nie wychodzi z domu, chyba, że do szkoły i z powrotem. Dziękowałem w duchu opatrzności, że tak właśnie było.

Jako jego druh staram się zrozumieć ten pośpiech. Wampiry skorzystałyby na jej przemianie. Jednak cała ta moc nie jest już warta swej ceny. Nie kiedy czuję to co czuję. Dwa fronty walczą zaciekle ze sobą. Wierność moim towarzyszom czy nowemu obezwładniającemu uczuciu. Teraz istnienie naszej rasy jest pod pewnym zagrożeniem. Nie wiadomo czy można ufać Shannie i czy nie powie o nas nikomu. Nie sądzę jednak by była na tyle nie rozsądna. Aczkolwiek chcąc nie chcąc wydała by wtedy swoich futrzastych pobratymców.

Wstaję ze skórzanego fotela i zaczynam przechadzać się po moim biurze. Kiedy jestem zzdenerwowany pracuje. Albo piję. Niestety,(albo stety) aby się upić potrzebowałbym co najmniej dwóch butelek wina. Zawsze miałem mocną głowę.

Kiedy moja podświadomość wysyła mi kolejny sygnał, marszczę czoło i podchodzę do okna, po drodze zgarniając butelkę z procentami. Dzieje się coś niedobrego. I wcale mi się to nie podoba.

Ściągam marynarkę i rozmasowuje obolały kark. Szlak niech to wszytko trafi. A zwłaszcza Jacoba. Debil jeden, nie mógł zaczekać aż sytuacja się trochę uspokoi. Musiał jej szukać na własną rękę! Zostaje jeszcze konflikt ze stadem. Wszystko na mojej głowie, ponieważ nasz władca postanowił uganiać się za tą biedną dziewczyną. Zaciskam mocno pięści, kiedy po raz kolejny wyczuwam jej paniczny strach. Wściekle ciskam butelką w ścianę. Wraz z głuchym uderzeniem na fasadzie pojawia się szkarłatna plama. To nic. To teraz nieistotne. Patrzę w górę, na księżyc i już wiem co będę musiał zrobić.

***
Kolejny rozdział już za nami!
Dziękuje Wam bardzo za tyle wyświetleń i gwiazdek! Nie sądziłam, że tylu osobom przypadnie do gustu moja książka. Dziękuje, że jesteście💗

Informacja
Na 10k wyświetleń planuję wrzucić kolejną książkę, mam nadzieję, że odbierzecie ją równie dobrze :) Niedługo podam jej opis.

25 gwiazdeczek i lecimy z kolejnym rozdziałem

UprowadzonaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz