rozdział 13

12.8K 615 56
                                    

Zostaw gwiazdeczkę :*

Mijają dni i noce. Od mojego porwania upłynęło dziesięć dni. Wrażenie jest jakbym siedziała tu już conajmniej miesiąc. Mój dzień wygląda prawie tak samo. Wstaję zazwyczaj przed południem. Anna przynosi mi jedzenie i razem planujemy moją ucieczkę. I tak od kilku dni tylko plany. Niestety nie możemy podjąć żadnego konkretnego działania, bo ktoś mógłby zacząć coś podejrzewać. Jeszcze nie teraz. Po południu zazwyczaj odwiedza mnie Erik lub Jacob - ten drugi znacznie rzadziej, bo jak tłumaczy ma dużo spraw do załatwienia. Ponoć „już niedługo się to zamieni i będzie miał dla mnie więcej czasu". Niespecjalnie się z tego cieszę, szczerze mówiąc. Samo przebywanie w jednym pomieszczeniu co on przyprawia mnie o dreszcze.

Kiedy mężczyźni przychodzą w odwiedziny staram się unikać z nimi kontaktu wzrokowego i myślenia o naszym spisku przeciwko nim. Dlatego najczęściej zagłębiam się w lekturze. Pokój w którym przebywam ma małą biblioteczkę i wygodną kanapę, na której przesiaduję większość czasu, pochłonięta opowieściami. Tak samo nierealnymi jak to co dzieje się teraz w moim życiu.
Jacob zazwyczaj stoi oparty o framugę i intensywnie mi się przygląda. Jego wygłodniałe oczy lustrują mnie jakbym była jakimś smakowitym kąskiem, nagrodą, trofeum. Unikam kontaktu wzrokowego, odwrócona do niego plecami. Jego spojrznie przelatuje jednak przez najgrubszą tkaninę, odbierając mi jakikolwiek komfort i poczucie spokoju.

Ostatnia sytuacja upewniła mnie tylko w przekonaniu, że jeśli spędzę tu jeszcze tydzień dłużej nie tylko moja psychika będzie na skaraju wytrzymałości. Jak zwykle siedziałam zaczytana na wygodnej kanapie, kiedy mężczyzna podszedł do mnie i zaczął gładzić moje włosy. Jego palce błądziły chwile po mojej szyji, po śladzie kłów, a ja cała spięta błagałam w myślach aby mnie zostawił.

I jestem przekonana, że to usłyszał.
Ale nie zaprzestał wędrówki. Stojąc z tyłu widziałam tylko jego rękę niebezpiecznie wędrującą ku moim ramionom. Czułam jego oddech muskający skórę przy uchu, podnoszący włoski na karku. Gdy dotarł do bioder odskoczyłam od niego i pognałam do łazienki ile sił w nogach, nie bacząc na konsekwencje mojego sprzeciwu. Kiedy wreszcie wychodził z mojego pokoju usłyszałam tylko szyderczy śmiech.

Całą godzinę szorowałam włosy i ciało, aby choć częściowo zmyć jego zapach. Jego delikatny dotyk, który dla mnie był torturą. Gorszą niż kły zatopione w szyji. Przypominający od kogo zależy teraz moje życie. Moje ciało.

Oprócz czytania książek, zaczęłam spacerować po zamku. Z Erikiem. W przeciwieństwie do odwiedzającego mnie Jacoba, brunet zawsze trzymał ręce przy sobie. Kiedy miał lepszy chumor potrafił rzucić niemoralnym tekstem. Przewracałam tylko na to oczami, czasem nawet odpowiadając kąśliwie.
Po kilku dniach spędzonych nad książkami, potrzebowałam oderwać wzrok od pergaminu. Nie licząc jednak na pozytywną odpowiedź, zapytałam przedwczoraj czy jest możliwość abym wyszła z tego pomieszczenia. Ku memu zdumieniu Erik uśmiechnął się tylko.

- Byłem ciekaw kiedy o to zapytasz. - powiedział miękko, a w jego głosie nie dostrzegałam żadnej szyderczości.

Chodziliśmy więc przez główne korytarze. Mój przewodnik opisywał zamek oraz jego historię, a ja słuchałam z nieudawanym zaciekawieniem. Co jakiś czas zadawałam pytania, skrzętnie zapisując sobie odpowiedzi w umyśle. Mając nadzieje, że pomogą mi się one stąd wydostać.

Czułam się jak w średniowiecznych czasach, gdzie smoki porywały księżniczki a dzielnie rycerze na białych koniach przyjeżdżali im z odsieczą. Ja swojego rycerza nie miałam i musiałam wziąć sprawy we własne ręce.

Kiedy byłam sama każdy mój krok obserwowali strażnicy. Tak jak teraz. Przechodzę właśnie przez szeroki korytarz. Erik obiecał, że dołączy do mnie za kwadrans. W niemej fascynacji rozglądam się wokół siebie, podziwiając architekturę oraz barwy. Na ścianach wiszą portrety mężczyzn. Domyślam się, że muszą to być podobizny ważnych osobistości. Słońce wpadające przez ogromny witraż, przyjemnie łaskocze mnie w twarz. Odwracam się w jego stronę i delektuję chwilą.

Dawno nie wychodziłam na dwór. Niedługo zapomnę jak to jest poczuć przyjemny wiatr we włosach, albo krople deszczu na policzkach. Wzdycham głośno i przejeżdżam ręką po twarzy. Już niedługo się stąd wyrwę. Ruszam dalej przestronnym holem. Moja uwagę przyciągają duży obraz wiszący na przeciwko mnie. Podchodzę bliżej, a moje kroki odbijają sie echem po wielkim pomieszczeniu. Wstrzymuję oddech, mrużę oczy, jeszcze raz patrzę na obrazy, potem na napis malarza na samym dole. Delikatnie przecieram go, aby był wyraźniejszy. Z moich ust wydostaje się ciche westchnięcie. Rafael Santi. Oczom nie wierzę. Czy to może być oryginał? Jeden z najlepszych włoskich malarzy XV wieku.

Cofam się trzy kroki do tyłu, aby móc przyjrzeć się obrazowi dokładniej. Szczęka mi opada, kiedy dociera do mnie kogo on przedstawia. Na portrecie widnieje bowiem młody mężczyzna w średniowiecznym stroju. Stoi dumny i wyprostowany. Mimo tak młodego wieku wydaje się aż promienieć chłodem i dostojnością. Szklana cera i jasne włosy połączone z ostrymi rysami twarzy i wyniosłym wzrokiem - jest przystojny i odrażający zarazem. Ma zaciśnięte usta a jego twarz nie wyraża żadnych emocji. Jacob w prawej ręce trzyma lśniący miecz. Cofam się jeszcze dwa kroki do tyłu. Dopiero teraz zauważam jeszcze jeden szczegół.

Przy obrazie umieszczone jest coś w rodzaju herbu. Na ciemnym tle stoi dziewczyna w czarnej sukni aż do ziemi, przy jej boku dumnie kroczy szary wilk. Obok postaci widnieje niezrozumiały dla mnie napis. Obraz jest za wysoko abym mogła mu się dokładniej przyjrzeć. Jednka coś w rysach tej kobiety nie daje mi spokoju. Te włosy, sylwetka...
Odwracam wzrok, nie dając sobie czasu na dłuższe dochodzenie.

Jeżeli wszystko złożyć do kupy to może się okazać, że Jacob ma ponad 500 lat. W sumie nic nie powinno mnie zdziwić, a jednak... jestem zdziwiona. Może troszkę przestraszona. Obraz ma w sobie coś hipnotyzującego, ale bardziej interesuje mnie herb. I co znaczy ten napis. Tak wiele pytań i tak mało odpowiedzi. Odechciewa mi się dalszego spaceru. Wzdycham ciężko i ruszam w stronę mojej komnaty.

Będąc już niedaleko słyszę znajome głosy dochodzące z prawej strony. Erik nie chciał zaprowadzić mnie na te skrzydło. Cóż, nie powiedział nic, że sama nie mogę tam pójść, prawda? Głupia dziewczyno, szukasz kłopotów? - odzywa się moja racjonalna strona. Ciekawość jednak bierze górę.

Szybko rozglądam się czy nie ma w pobliżu żadnego strażnika i na palcach skręcam w pomniejszy korytarz. Idę przez chwilę schodami w górę, kiedy głosy stają sie głośniejsze. Drzwi są uchylone, dzięki czemu wyraźniej słyszę wypowiadane słowa.

- Nie będę dłużej czekać. Trudno. Będzie musiała jakoś to przetrawić.

Chwila ciszy. Usadawiam się pod drzwiami, gotowa w każdym momencie czmychnąć schodami w dół.

- Sam wiesz, że jej potrzebujemy a traktujesz ją gorzej niż worek z gównem. Nie widzisz jaka jest przy tobie spięta? - oponuje Erik.

Brzdęk szklanki o blat. Drwiący śmiech pod nosem.

- Nie udawaj świętego. O mało nie zeszła na zawał kiedy zobaczyłem ją po raz pierwszy.

- Wtedy w lesie chciałam ją tylko nastraszyć! Może wypić trochę krwi, ale nie wkłuć truciznę przez którą prawie umarła. To wciąż człowiek do cholery!

Trzask naczynia, cichy warkot. Zastygam w bezruchu. Muszę się wysilić, aby usłyszeć złowrogi szept wypowiadany przez Jacoba.

- Nie zapominaj kto tu ma władze. Czy ci się to podoba czy nie pisałeś się na to w równej mierze co ja. I nie mam zamiaru czekać na kolejną pełnie. Sporo nas kosztowała ta umowa i chyba nie muszę ci przypominać, że należy jeszcze dotrzymać warunków. Krew musi się polać bez względu ma to czy skorzystamy z okazji czy nie. A ja zamierzam z niej skorzystać skoro mam ją na wyciągnięcie ręki.

Nastaje cisza. Raptownie słyszę kroki zbliżające się w stronę drzwi. Nie mam już czasu uciec, więc chowam się za nimi w nadziei, że nikt mnie nie wyczai. W małej szparze dostrzegam jak Erik wściekły wychodzi z pokoju. Chwilę potem Jacob zamyka drzwi, całe szczęście nie zauważając mnie. Kiedy kroki cichną schodzę na dół. Nie do końca zrozumiałam o co chodziło w tej rozmowie. Chodziło o mnie to fakt, ale jaka pełnia, jaka umowa? Znam tylko jedną osobę, która być może będzie coś z tego rozumiała. W ostatniej chwili skręcam korytarzem, kierując się na lewe skrzydło, gdzie swoją siedzibę prowadzi Anna.

***

heej!

5 gwiazdek = kolejny rozdział :)

Piszcie w komentarzach czy mam kontynuować tą książkę.

UprowadzonaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz