rozdział 23

7.9K 434 39
                                    


Mężczyzna, który okazał się być Alfą plemienia  kieruje nas teraz w stronę większego z namiotów. Ledwo trzymam się na nogach, jestem naprawdę wyczerpana. Jakby ktoś wyssał ze mnie resztki entuzjazmu i energię potrzebną do dalszego funkcjonowania. Erik zauważa moje zmęczenie i podtrzymuje mnie w talii. Z wdzięcznością opieram głowę o jego ramię i przymykam oczy. Noc nie jest chłodna, a jednak zaczynam drżeć. Podchodzimy wszyscy do głównego ogniska na środku polany. Siadam na drewnianej ławce ustawionej wokół niego i zaczynam grzać ręce. Patrzę w górę na rozgwieżdżone niebo. Jest takie piękne. Jakby komuś rozsypały się setki błyszczących diamencików. W różnych odstępach, w rożnym rozmiarze. A jednak w tym całym chaosie tworzą harmonię. Są piękne. Są coraz bliżej. Prawie na wyciągnięcie ręki. Wystarczy sięgnąć i...

- Shanna?

Podskakuje w miejscu jak oparzona i gwałtownie otwieram oczy. Wszyscy siedzący wokół ogniska patrzą w moją stronę. Z trudem powstrzymuję się od ziewnięcia. Mrugam i przecieram zaspane oczy. Musiałam przysnąć na ławce.

- Hej, wszystko w porządku? - pyta Erik wciąż siedzący obok mnie. Delikatnie obraca głowę w moją stronę i patrzy na mnie z troską.

- Tak, jest okej. - staram się wypowiedzieć to zdanie jak najnormalniej w świecie, jakbym stwierdzała fakt. Jednak nie do końca mi się to udaje, gdyż pod koniec łamie mi się głos. Wampir zapewne wyczuwa że kłamię, jednak nie drąży tematu. Zamiast tego przysuwa się bliżej i kładzie swoją rękę na mojej dłoni. Ten drobny gest sprawia, że robi mi się cieplej na sercu, a tajemnicza więź daje o sobie znać.

Podnoszę wzrok do góry. Zauważam, że po drugiej stronie ogniska Emma po cichu dyskutuje ze starszym mężczyzną. Światło ognia oświetla jej nastoletnią twarz. Z tym, że dziewczyna wygląda o wiele poważniej. Doroślej. W pewnej chwili zdecydowanym ruchem głowy zaprzecza czemuś co powiedział Alfa. Zaczyna dyskusje podniesionym głosem, jednak mimo to nadal nie słyszę o czym rozmawiają. Nie mogę powiedzieć tego samego o moim towarzyszu, który zapewne rozumie każde słowo. Widzę, jak przygląda się im w skupieniu. Na jego twarzy wyłapuję nerwowy grymas. Szturcham go łokciem w żebro.

- O czym oni gadają? - mówię odrobinę za głośno, na co dyskutujący urywają rozmowę, a Erik zaczyna śmiać się ze mnie pod nosem. Robię do niego minę, po czym odkręcam się w stronę Emmy. - Chyba mam prawo wiedzieć co się dzieje. - bronię swojego zapytania. Jednak odpowiada mi cisza. Dziewczyna po chwili wstaje i podchodzi do mnie.

- Powinnaś się wyspać. Jutro o wszystkim ci powiemy. - odzywa się przyjaciółka. Obietnica snu przekonuje mnie i kiwam tylko głową, nie mając siły na dalszą konfrontacje. Moje ostatnie działające jeszcze szare komórki zauważają nagle jedną istotną rzecz. Przyglądam się polanie w skupieniu mrużąc oczy. Stado liczy conajmniej pięćdziesiąt osób. Nie, to by się nie zgadzało. Emma widząc, że coś mnie trapi unosi jedną brew do góry. Robi taką minę, kiedy nie wie o co mi chodzi. Czyli często, bo to co dzieje się w mojej głowie często przerasta nawet mnie samą.

- Gdzie śpią ci wszyscy ludzie? Na łące są przecież są tylko dwie drewniane chatki i namiot. - rozglądam się wokół osi dla pewności - I gdzie jest Anna?

Emma uśmiecha się tylko.
- Zawsze wiedziałam, że jesteś sprytna. - mówi i każe mi iść w jej stronę. - To niedaleko.
Z nadzieją, że zaraz się gdzieś położę, podążam za nią niewiele jednak rozumując. Erik nie spuszcza mnie z oka i jak Anioł Stróż rusza dwa kroki za mną. Docieramy do końca łąki, gdzie powoli zaczyna się las. Znów robi mi się zimno i marzę tylko o jakimś ciepłym posłaniu. Zwalniam kroku coraz bardziej wykończona. Brunet w mgnieniu oka znajduje się przy mnie i zaczyna podnosić mnie na ręce. Próbuję go powstrzymać, mówiąc że dam sobie radę.

UprowadzonaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz